Wiele razy podczas podróży po świecie przekonałem się, że ludzie - bez względu na szerokość i długość geograficzną - są tacy sami. Tylko rządy, polityka i sztuczne ustanowione granice pogłębiają różnice. W efekcie, niektóre nacje są złowrogo nastawione do innych.
Nie zdziwi chyba nikogo, że kraje o których chcę Wam powiedzieć, należą do byłych republik ZSRR. Tymczasem uważam, że dzisiejsza Rosja ma dwie twarze. Z jednej strony, w Polsce - w głównej mierze dzięki przekazom medialnym - postrzegamy ten kraj jako dziwny moloch, w którym łamane są prawa i podwaliny demokracji, a wszystko dzieli dyktator. A jak się to ma do zwyczajnych obywateli?
Ludzie, których spotkałem w interiorze są niezwykle gościnni i pomocni. Z początku są nastawieni z pewną dozą nieufności, ale po skruszeniu pierwszych lodów okazują się bardzo ciepli i otwarci. Wraz z kolejnymi potrawami i napitkami wjeżdżającymi na stół okazuje się, że ich gościnność nie zna miary. Zresztą u nas jest podobnie – gość w domu to święto w domu. Wielokrotnie w trakcie szczerych rozmów pytają mnie: – Dlaczego wy, Polacy, nie lubicie Rosjan? I za każdym razem, byłem szczerze zdziwiony tym pytaniem i zaskoczony żalem, z jakim było wypowiadane.
Jest oczywiście druga twarz Rosji. Ta, którą znamy z mediów. Ale i ta, z którą spotykamy się podczas załatwiania formalności w trakcie podróży po tym kraju. Wszystkie moje nieprzyjemne sytuacje związane są tylko z przygodami na granicy. W 2016 roku startowałem w Redfox Elbrus Race w Kaukazie. Wraz z moim supportem postanowiliśmy zaaklimatyzować się w sąsiadującej z Rosją, Gruzji. A dokładniej - w rejonie dobrze znanym Polakom – Kazbegi. Spędziliśmy tam fantastyczny czas. A że nasz wyjazd nałożył się z okresem wielkanocnym przez naszych gospodarzy zostaliśmy potraktowani jak rodzina, zasiadając razem do świątecznego stołu. Wszystko dlatego, że po wyrwaniu się spod władania twardej, żelaznej ręki ZSSR, dziś Gruzja jest otwarta na turystykę.
Gdy przychodzi czas wyjazdu i przekroczenia granicy gruzińsko–rosyjskiej (Wierchnij Łars - Kazbegi) czar pryska. Po schludnym, doinwestowanym terminalu gruzińskim przedostajemy się do terminala rosyjskiego. A tutaj - długa kolejka, sięgające kilku metrów zasieki, panowie w wielkich czapkach stojący niemal na baczność. Tu na sam widok paszportu w innym kolorze zostajemy zatrzymani. Wysiadamy z auta, a całość naszego bagażu zostaje poddana precyzyjnej kontroli. Mnie oraz moim przyjaciołom, Kanionowi i Dymkowi zabrane zostają telefony. Funkcjonariusze wyrywkowo pytają nas o przypadkowe numery, które zdołali znaleźć w książce adresowej. Atmosfera jest taka, że zastanawiam się, czy uda nam się przejść przez to sito, mimo iż nie mamy nic na sumieniu. Na szczęście cała uwaga skupia się na przypadkowym współpasażerze naszej taksówki. Niemcu, który służył w wojskach rakietowych… nic to, że należących do Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
Puszczono nas. Zdziwiło mnie tylko, że przesłuchiwał nas młody człowiek, który zdaje się powinien być już otwarty na “nowy ład świata” – swobodę poruszania się ludzi, turystykę, inną kulturę. Niestety, nic bardziej mylnego.
Zupełnie tak, jakby ten mundur zobowiązywał go do określonego zachowania. Pewny niesmak ale i swoista obawa przed służbami mundurowymi w tych krajach we mnie została.
Nieprawdopodobny zatem jest kontrast między otwarciem ludzi, a zamkniętym ustrojem politycznym. Kraj, w którym nie ma demokracji i rządzony jest niezrozumiałymi i niedemokratycznymi regułami daje tylko iluzoryczną wolność. Ona jest łatwa do ograniczenia, a prawa człowieka właściwie nie grają większej roli. Do takich smutnych wniosków dochodzę, ilekroć tylko bywam w Rosji, Gruzji, czy Kirgistanie. Tak niewiele trzeba, by zmienić mentalność ludzi, a kraj zamknąć na turystykę. Zastosować siłowe rozwiązania, kontrolę i irracjonalne ograniczenia.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!