Mogliście zauważyć, że lubię tu przemycać wątki związane z grami wideo. Czasem jednak nie muszę uciekać się do ukradkowego szmuglerstwa i mogę z tym tematem wjechać przez główną bramę i to przy dźwięku fanfar. Tak jest teraz, bo Peak, czyli gra o wspinaniu, była największym hitem tegorocznych wakacji.
Tekst Andrzej Bazylczuk
Jeśli komuś z Was gry kojarzą się głównie z produkcjami zachwycającymi fotorealistyczną grafiką, powstałymi za setki milionów dolarów przy udziale gwiazd Hollywood, to spieszę poinformować, że Peak absolutnie do tej grupy nie należy.
Lepszym skojarzeniem byłby Minecraft, który dziś jest praktycznie wszędzie (jeśli macie dzieciaki, to te pikselowe ludziki z ich plecaków, piórników i skarpetek zapewne pochodzą właśnie z Minecrafta). Tytuł będący dziś absolutnym rekordzistą pod względem sprzedaży i maszynką do udzielania licencji zaczynał jako niewielka produkcja małego studia. I podobnie jest z Peakiem, który także wyszedł spod ręki niezależnych twórców. Gra trafiła na rynek w połowie czerwca, a po dwóch miesiącach ogłoszono, że kupiono ją 10 milionów razy. To tak, jakby sięgnął po nią co czwarty Polak. Albo każdy mieszkaniec Liechtensteinu nabył 250 kopii. Jednym słowem: dużo.
A o co w tej grze chodzi? Otóż wcielamy się w harcerza, którego samolot rozbił się na jakiejś odległej wyspie. Jedynym sposobem na ratunek jest wspięcie się na najwyższy wierzchołek w okolicy.
W przeciwieństwie do polskiej produkcji Climber: Sky is the Limit z 2022 roku nie mamy tu próby oddania realizmu. Peak stawia na umowność, zarówno pod względem grafiki, jak i rozgrywki. To jednak nic złego, gdyż zasady są bardzo proste – można przeć do góry tak długo, jak długo naszemu bohaterowi wystarczy energii. Tyle że ta podczas wspinaczki wyczerpuje się bardzo szybko, a w dodatku jej zasoby są ograniczone przez głód, zmęczenie czy odniesione rany.
Trzeba więc pamiętać o jedzeniu czy lekach. Te na szczęście znajdziemy w rozsianych po okolicy bagażach. W walizkach trafimy na ciastka, napoje energetyczne, apteczki, liny i inne przydatne przedmioty. Problem w tym, że dostanie się do nich często jest ryzykowne. W dodatku wszystkiego nie zabierzemy, ponieważ miejsce w plecaku naszego herosa jest bardzo ograniczone, a każda kolejna rzecz pomniejsza jego wspinaczkowe możliwości.
Peak to zresztą gra surwiwalowa, czyli nic dziwnego, że zarządzanie ograniczonymi zasobami i dbanie o kondycję bohatera są w niej kluczowe. Zanim staniemy na wierzchołku, będziemy też wielokrotnie oglądać smutny koniec dzielnego harcerza. Można tu dostrzec pewną analogię z rzeczywistością, gdzie przecież dojście na szczyt też zazwyczaj nie jest łatwe. W dodatku – znów jak w prawdziwym życiu – na przygodę lepiej jest wyruszyć z przyjaciółmi, gdyż gra
została opracowana z myślą głównie o zabawie w kilka osób. Można wtedy podzielić się ekwipunkiem czy korzystać z pomocy towarzyszy.
Niemniej, Peak zdecydowanie nie jest dla każdego. Nawet jeśli zaciekawiło Was to, co o grze napisałem, nie mogę obiecać, że przypadnie Wam do gustu. Za to zdecydowanie podobać się nam może to, że w ostatnich miesiącach królował właśnie tytuł o zmaganiach z górami. Od kiedy pamiętam, „obrońcy moralności” widzieli w grach zło i twierdzili, że kto tłucze w Mortal Kombat, ten zaraz będzie chciał tłuc ludzi na ulicach, a winę za strzelaniny na pewno ponosi Doom albo GTA. Jeśli jest tak w rzeczywistości, to ścianki wspinaczkowe przeżyją oblężenie, a Oli Mirosław nagle wyrośnie ogromna konkurencja. Tyle teorii. Rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. Wiem po sobie, bo nieważne, ile czasu spędziłem grając w Tetrisa, nigdy nie nabrałem ochoty na budowanie ścian.
Tekst ukazał się w wydaniu nr 06/2025.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie