Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem i nie nastąpiła inwazja ludzi-jaszczurów lub inny kataklizm, to ten numer „Na Szczycie” trafił do Was chwilę przed rozpoczęciem igrzysk w Paryżu. To idealny pretekst, by poszukać połączeń olimpijsko-górskich.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 5(39)/2024.
Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście wspinaczka sportowa, która zadebiutowała jako dyscyplina olimpijska w Tokio. Na imprezie przesuniętej przez pandemię na 2021 rok walczono tylko we wspinaczce łączonej. Aby myśleć o medalach, trzeba więc było poradzić sobie świetnie we wspinaczce na szybkość, prowadzeniu oraz boulderingu. Dlatego prowadząca po tej pierwszej konkurencji Aleksandra Mirosław ostatecznie musiała zadowolić się czwartą lokatą.
W Paryżu zmagania ściankowych sprinterów będą już osobną dyscypliną, czyli szanse na wywalczenie krążka przez naszą rekordzistkę świata znacznie rosną. Co ciekawe, igrzyska w Tokio nie były pierwszymi, kiedy nagrodzono wspinaczy. Otóż w 1988 w Calgary wyróżniono Jerzego Kukuczkę oraz Reinholda Messnera, czyli zdobywców Korony Himalajów i Karakorum. Wbrew powszechnej opinii nie otrzymali oni srebrnych medali - takich, jak przyznaje się sportowcom, a srebrne Ordery Olimpijskie. Tyrolczyk odznaczenia nie przyjął, gdyż nie widział w himalaizmie miejsca na sportową rywalizację. Innego zdania był Kukuczka oraz zapewne sportowcy jeżdżący zarówno na igrzyska, jak i himalajskie wyprawy. A tych trochę znajdziemy.
Przykładem jest choćby Magdalena Gorzkowska. Zdobywczyni Everestu i Manaslu, która zimą 2020 roku rzuciła wyzwanie K2, przed rozpoczęciem przygody z górami wysokimi była utytułowaną biegaczką. Reprezentowała Polskę między innymi w Londynie w 2012 roku. Pełniła rolę rezerwowej w sztafecie 4 x 400 m i ostatecznie na igrzyskach nie wystartowała.
Olimpijskie zmagania miał za to na koncie Janusz Kurczab. Zmarły w 2015 roku autor niezliczonych przejść w Tatrach, Alpach, Himalajach i Karakorum był znakomitym szermierzem, co dało mu przepustkę na igrzyska w Rzymie w 1964 roku. Rywalizował w szpadzie, dochodząc indywidualnie do ćwierćfinału, a w drużynie kończąc zmagania na 1/8 finału.
Interesujące przykłady znajdziemy też za granicą. Finka Anne-Mari Hyryläinen stanęła na starcie maratonu w Rio w 2016 roku, mając na koncie wejścia na Everest, Lhotse i Manslu. W Brazylii była 51., co nie jest wcale złym miejscem, jeśli dodamy, że startowało ponad 150 biegaczek.
Wydaje się, że wspinacze powinni celować raczej w zimowe igrzyska i takich przykładów również nie brakuje. Warto wspomnieć choćby Bruce'a Granta – nowozelandzkiego narciarza, którego można było oklaskiwać w czasie zmagań w zjeździe w Sarajewie w 1984 roku. 11 lat później stanął na wierzchołku K2. Niestety, 32-letniego olimpijczyka i innych schodzących ze szczytu wspinaczy zaskoczyła potężna zamieć, która doprowadziła do jednej z największych tragedii w historii K2. Na owianej złą sławą górze na zawsze zostało wówczas siedmioro himalaistów, w tym Grant.
Aby nieco rozluźnić atmosferę po tej smutnej historii przywołajmy gwiazdę przedwojennego narciarstwa, Paulę Wiesinger. Włoszka była znana z licznych przejść w Dolomitach, a w 1932 roku sięgnęła po mistrzostwo świata w zjeździe. Swój jedyny start na igrzyskach zaliczyła cztery lata później w Garmisch-Partenkirchen. W jej przypadku najbardziej ujęła mnie anegdota z prestiżowych zawodów skialpinistycznych, zarezerwowanych wyłącznie dla mężczyzn. Paula wystartowała w nich przebrana za zawodnika, który musiał wycofać się z powodu kontuzji. Niestety, fortel wydał się na jednym z punktów kontrolnych.
Zdecydowanie poważniejsze oszustwo udowodniono innemu olimpijczykowi z Ga-Pa, Heinrichowi Harrerowi, który na igrzyskach reprezentował Austrię w kombinacji alpejskiej. W 1938 roku wraz z partnerami pokonał on północną ścianę Eigeru, co opisał w słynnym „Białym Pająku”. Jego górskie, literackie i naukowe osiągnięcia są niepodważalne. Pod koniec lat 90. wypłynęły jednak fakty, które kładą się cieniem na młodości Herrera. Okazało się bowiem, że lubił zamawiać pięć piw i głosić dyrdymały o rasie panów, a w CV miał szereg nazistowskich organizacji z NSDAP i SS na czele. Początkowo się tego wypierał, ale jego wersja nie wytrzymała zderzenia z dokumentami. Pozostaje mieć nadzieję, że ten niechlubny przypadek pozostanie odosobniony i połączenie górskiego etosu i idea barona de Coubertin będą skutkowały wyłącznie opowieściami o niezłomności, fair play i pokonywaniu własnych granic.
W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Góry, igrzyska i naziści".
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie