Reklama

Magistrala Tatrzańska z Józefem Nyką – śladami legendy


Nie ma chyba na świecie prawdziwego miłośnika Tatr, który nie trzymał w ręku przewodnika Józefa Nyki. I choć dzisiaj grubej książki już nie zabieramy do plecaka, to dla wielu wciąż jest lekturą obowiązkową przed wyruszeniem na szlak. Autora nie ma już niestety z nami, ale dzięki swoim przewodnikom nadal będzie chodził z nami w góry.


 

Magistrala Tatrzańska z Józefem Nyką – wędrówka śladami legendy

 

To były piękne studenckie czasy. Nikt jeszcze nie śnił o aplikacjach w telefonie i relacjach w internecie. Wiedzę o górach i szlakach czerpało się z przewodnika. W Tatrach liczył się tylko jeden – ten autorstwa Józefa Nyki. I to z nim ruszałem na tatrzańskie szlaki. Gdy ponad 4 lata temu, 4 września 2021 roku podano, że Józef Nyka nie żyje, czas dla wielu na chwilę się zatrzymał. Dzisiaj, w pięknym czasie refleksji, wspominamy tą niezwykłą postać.

 

100 tys. zł za nocleg

 

Mój pierwszy egzemplarz to drugie wydanie z 1994 roku. Mam go do dzisiaj w swojej kolekcji, bo trudno się z nim rozstać. Na okładce przyblakłe nieco zdjęcie Żółtego Szczytu i Pośredniej Grani z opadającą w dół granią Kościołów na Słowacji, a po zamknięciu książki zobaczyć można troje uśmiechniętych dzieci idących Doliną Tomanową – oba autorstwa samego Nyki.

To ostatnie, historyczne już wydanie, gdy ceny podawane były jeszcze przed denominacją złotego. W sezonie 1993/94 nocleg w schronisku nad Morskim Okiem kosztował 100 tys. zł, czyli po przeliczeniu zaledwie 10 zł. Dzisiaj za łóżko w pokoju wieloosobowym zapłacimy w sezonie aż siedem razy więcej. Ale to tak naprawdę nie ma znaczenia, bo zarezerwowanie tu noclegu niemal zawsze graniczy z cudem. Podejrzewam, że jakby trzeba było wydać nawet 200 zł, to chętnych by nie brakowało.

Kibicom sportu dla ciekawości powiem jeszcze, że rekordzistą skoczni na Wielkiej Krokwi był wtedy Wojciech Skupień z wynikiem 126 metrów. Nawet takie informacje umieszczał w swoim przewodniku Nyka. Ten wynik pobito już wielokrotnie, natomiast aktualnym rekordzistą jest Japończyk Yukiya Satō (147 m). Niestety, ile kosztował sam przewodnik, nie powiem. Z przyklejonej, zielonej metki na okładce zostały tylko ostatnie dwa zera. Ale pamiętam do dziś, że go zabrałem na swoją pierwszą, spokojną wędrówkę – to była Tatrzańska Magistrala na Słowacji. Wtedy na wjazd do naszych południowych sąsiadów potrzebny był paszport. Teraz też jest on obowiązkowy – tyle, że covidowy.

 

Nie idzie zginąć na szlaku

 

Gdy latem tego roku razem ze znajomymi znów przyjechałem na Słowację, książkę Nyki jak zawsze miałem ze sobą. Ekipa nie mogła wyjść z podziwu nad 27-letnim egzemplarzem.

- Widać, że mocno używany – zauważa Mateusz, kartkując ten rarytas sprzed denominacji. Z kolei Magda zwraca uwagę na dokładne rysunki panoram, które opracował, a jakże, sam autor. Dodaję od siebie, że największym atutem przewodnika jest niezwykła dokładność.

– Kiedy nie było GPS-ów, tracków i innych bajerów, człowiek z tą książką naprawdę czuł się bezpiecznie. Opisy są tak dokładne, że nie można zgubić się na szlaku – mówię z pewnością w głosie i przypominam powiedzenie znanego tatrzańskiego przewodnika młodszego pokolenia, że dzisiaj „tak naprawdę każdy opis szlaku jest jakimś powieleniem opisu Józefa Nyki”.

I gdy na kwaterze w Novym Smokowcu szukamy jakiejś opcji na deszczowy dzień, mój wybór pada na czerwony szlak Tatrzańskiej Magistrali. – Tam zaczęło się moje wędrowanie z Nyką – wzdycham na wspomnienia ze studenckich czasów.

 

Pamiątka po Wielkiej Kalamicie

 

Rozpoczniemy na Siodełku (Hrebienok, 1285 n.p.m.) – to 13 kilometr Tatrzańskiej Magistrali, która zaczyna się nad Wielkim Białym Stawem (słow. Veľké Biele pleso). Ale można też naszą dzisiejszą trasę skrócić, idąc żółtym szlakiem na skos, jak pokazuje mapka.

Na Siodełko wjedziemy wagonikiem kolejki terenowej, ale lepiej zaserwować sobie dobre pół godziny pieszej rozgrzewki. - „Linia zatacza łagodne łuki i ma dość znaczny spadek (średnio 12 proc.). Wiedzie lesistym zboczem, pod względem warunków widokowych przejazd nie może się porównywać z naszą Gubałówką” – pisał wtedy Nyka.

Dzisiaj okolica wygląda już zupełnie inaczej. Po wielkim huraganie - nazwanym Wielką Kalamitą - w 2004 roku lasy zostały mocno przetrzebione. W piątek, 19 listopada w Starym Smokowcu odnotowano wiatr o prędkości 120 km/h, choć porywy osiągały nawet 170 km/h. W efekcie szlak na Hrebienok jest już dzisiaj naprawdę widokowy.

Siodełko w środku sezonu najlepiej omijać szerokim łukiem. Ale warto na przykład wejść tutaj, gdy kolejka już nie kursuje, a więc po godz. 19. Wtedy to miejsce naprawdę jest ciche i spokojne. Naszą tradycją są nocne rozmowy przy żelaznym niedźwiedziu Kubie, którego ustawiono w centralnym punkcie. Ponoć waży 350 kg, a jego zęby wykonano z żelaznych klinów, natomiast oczy z kamieni półszlachetnych. Ostatnio mamy wrażenie, że oczy już stracił, ale może to tylko nasze złudzenie.

 

Czasy podaje idealne

 

Teraz skręcamy w lewo, a „szlak wchodzi w lasy świerkowe porastające południowe podnóża Sławkowskiego Grzebienia”. Później trasa idzie trochę wyżej, a „w świerczynach pojawiają się krzaki kosówki, szlak zaczyna się trzymać strefy górnej granicy lasu”. Takie są właśnie opisy Józefa Nyki. Precyzyjne i szczegółowe, może trochę nudne jak na współczesne dynamiczne czasy, ale niezwykle fachowe. Są i opisy przyrody, i fakty z historii, przypomina też najważniejsze tatrzańskie postaci – to naprawdę pełne kompendium wiedzy.

I co równie ważne, przeciętny turysta może z Nyką porównywać czasy przejść poszczególnych tras. Pamiętam, że gdy wchodziliśmy z ekipą na Gerlach wydawało nam się, że opóźniamy wejście z przewodnikiem, bo nasze tempo nie należało do najszybszych. Jak się jednak okazało, od Śląskiego Domu szliśmy na szczyt niewiele ponad cztery i pół godziny, i właśnie tyle wskazuje autor kultowego przewodnika. Znany przewodnik tatrzański, a także znakomity himalaista Ryszard Gajewski, kręcił wtedy wymownie głową na nasze porównania. Ale z Nyką nie zamierzał polemizować.

Skoro więc na Tatrzańskiej Magistrali po 1 godz. i 15 min mamy dojść do Sławkowskich Stawków (Slavkovské plieska, 1676 m n.p.m.), to tak się właśnie dzieje. Ale żeby być precyzyjnym, to z samej ścieżki ich nie widać. A wspomniany Gerlach (2655 m n.p.m.) właśnie ukazuje się naszym oczom. Z perspektywy Magistrali ściana naprawdę robi wrażenie. Będzie nam towarzyszył aż do Śląskiego Domu (Sliezsky dom, 1670 m n.p.m.).

 

Schronisko nie jest takie złe

 

O tym hotelu w sercu gór powiedziano już chyba wszystko, co złe, więc nie będę się powtarzał. Betonowa konstrukcja to jedno, ale kelner w Tatrach na tej wysokości zawsze będzie wyglądał dziwnie. Nie może być jednak inaczej, skoro można tu nawet zorganizować wesele. Warto jednak wiedzieć, że w sezonie na jego tyłach znajduje się bufet turystyczny z klimatycznym kominkiem. Nie jest tu wcale tak źle. Tym bardziej, że schronisko jest naprawdę pięknie położone nad samym Wielickim Stawem (Velické pleso).

Pierwszym obiektem w tej okolicy było Schronisko Blásyego (Blásyho chata). Nazwa pochodziła od nazwiska zarządcy Starego Smokowca. Wybudowano je w 1871 roku nad północno-wschodnim brzegiem, ale już trzy lata później zmiotła je lawina. Pierwszy Śląski Dom stanął w 1895 roku i później kilka razy go przebudowano. Spłonął w andrzejki 1962 roku. Wtedy to wybudowano obecny obiekt, który z racji architektury budzi zrozumiałe emocje. Warto jednak wiedzieć, że niedaleko na Wyżniej Wielickiej Polanie działało Schronisko Hunfalvyego (Hunfalvyho chata). Otwarty w 1878 roku budynek miał kuchnię i świetlicę, magazyn, noclegownię oraz werandę. I on także spłonął tuż przed wybuchem I wojny światowej, a jego fundamenty widać z Tatrzańskiej Magistrali.

 

Biwakował tu Chałubiński. Nad Batyżowieckim Stawem

 

Niestety, pogoda nam się psuje. Zaczyna mocno wiać, chmury schodzą na wysokość około 2000 m n.p.m. Opady deszczu są tylko kwestią czasu. Jeśli jeszcze się łudziliśmy, że uda się pójść wyżej w stronę Polskiego Grzebienia (Poľský hrebeň, 2200 m n.p.m.), to już o tym zapominamy.

Ze Śląskiego Domu idziemy przez rumowiska w stronę Batyżowieckiego Stawu (Batizovské pleso, 1884 m n.p.m.). Gdzieś tam w górze, po prawej stronie, spogląda na nas Król Tatr. Zaglądamy do naszego przewodnika: „Głęboko w dole tonie w zieleni Dziura przy Spadach – jedno z osobliwszych uroczysk tatrzańskich. (…) W 1878 r. biwakował tu Tytus Chałubiński – w <> zostawił pełen plastyki obraz obozu, z Sabałą siedzącym na głazie i grającym rzewną nutę Kościeliską”. Taki to właśnie był Nyka – od przyrody płynnie przechodził do znanych postaci z historii.

Po godzinie dochodzimy nad Batyżowiecki Staw. Gdyby spojrzeć na niego z góry, to jest on punktem orientacyjnym dla wszystkich, którzy schodzą z Gerlacha, tzw. Batyżowiecką Próbą. Niestety, zła pogoda sprawia, że nie możemy podziwiać kolorów jeziorka. Dzisiaj sponsorem dnia jest szarość, a ostatnich minut deszcz.

 

Grzmot z niczego

 

Gdy po krótkim postoju chcemy ruszać dalej, nagle słyszymy głośny grzmot. Jesteśmy nieco skonsternowani, bo na bieżąco patrzymy na radary w aplikacjach smartfonowych, i żadnych burz nie ma. Dzwonimy do naszego kolegi, pasjonata prognoz pogodowych, który także jest zdziwiony.

- Nic na radarach nie ma. To musiało być jakieś pojedyncze wyładowanie między chmurami – informuje. Nasłuchujemy bacznie, czy nie słychać dalszych grzmotów. Oprócz szumu wiatru nic nie ma. Idziemy zatem w kierunku Osterwy i Popradzkiego Plesa.

Teraz obchodzimy Kończystą (Končistá, 2538 m n.p.m.), kolejny szczyt w okolicy, na który można wejść tylko z przewodnikiem. „Kilka zakosów sprowadza na zasłane rumowiskami dno Doliny Stwolskiej, opadającej szerokim rowem spod Stwolskiej Przełęczy i stanowiącej smutne cmentarzysko kamienne” – czytam znów u Nyki.

Trudno się z autorem nie zgodzić. Zwłaszcza teraz, gdy deszcz zacina, wieje i niewiele widać – to idealny krajobraz dla jakiegoś horroru. Mija półtorej godziny od Batyżowieckiego Stawu, gdy dochodzimy na Przełęcz pod Osterwą (Sedlo pod Ostrvou, 1966 m n.p.m.), charakterystyczne miejsce, z którego czeka nas mozolne zejście zakosami do Popradzkiego Stawu (Popradske Pleso, 1508 m n.p.m.).

Z pobliskiej Osterwy rozciąga się ponoć „panorama, zaliczana kiedyś do najpyszniejszych obrazów w całych Tatrach”, jak pisał o niej Walery Eljasz-Radzikowski, znany malarz i popularyzator Tatr. Dziś jednak nic nie zobaczymy, więc grzecznie rozpoczynamy zejście. Musimy stracić prawie pół kilometra wysokości.

 

Dziękujemy, Panie Józefie! Legenda, która wciąż prowadzi nas po Tatrach

 

Po godzinie meldujemy się przy schronisku. Z dołu można do niego podejść asfaltem od parkingu i przystanku kolejki zwanej „elektriczką”, więc ruch tu spory. Do bufetu czeka długa kolejka chętnych choćby na zupę czosnkową (Česneková polévka). Po kilku godzinach wędrówki taki ciepły posiłek jest idealny, nawet jeśli tym razem danie nie jest do końca smaczne.

Zamiast spaceru asfaltem od razu na dół, wybieramy teraz zejście spokojną trasą do Szczyrbskiego Jeziora (Štrbské Pleso). Tym samym pokonujemy łącznie ponad 21 kilometrów Tatrzańskiej Magistrali. Idealna trasa dla rodzin z dziećmi albo tych, którzy dopiero swoją wędrówkę w Tatrach rozpoczynają. A gdy przewodnikiem będzie sam Józef Nyka, choćby z kart przewodnika, to naprawdę możecie czuć się bezpieczni.

I choć w internecie znajdziemy dziś mnóstwo opisów szlaków, to wierzę, że ta książka będzie znana również naszym dzieciom i wnukom. Nie ma bardziej kompleksowego opisu szlaków niż ten przewodnik. Dziękujemy, Panie Józefie!
 

Tatrzańska Magistrala - najdłuższy szlak w Tatrach

 

Czerwony szlak Tatrzańskiej Magistrali (słow. Tatranská magistrala) prowadzi przede wszystkim południowymi zboczami Tatr Wysokich. Został zaprojektowany już w 1907 r., a oznakowany w latach 30. XX wieku. Dzisiaj to jedna z najpopularniejszych tras trekkingowych na Słowacji.

Rozpoczyna się nad Wielkim Białym Stawem (Veľké Biele pleso) w Tatrach Wysokich, a kończy u wylotu Doliny Jałowieckiej (Jalovská dolina) w Tatrach Zachodnich. Choć trzeba przypomnieć, że do 1978 roku prowadził jeszcze przez Tatry Bielskie (Jatki), ale ze względu na ochronę przyrody ten odcinek został zamknięty.

Całość liczy ok. 72 km, z czego 46 km to Tatry Wysokie, przez co Magistrala jest najdłuższym szlakiem w całych Tatrach. Na jego przejście potrzeba trzy albo cztery dni (20 godz.).
 

Informacje praktyczne

 

Dojazd

Samochodem z Krakowa do Starego Smokowca najszybciej dojedziemy zakopianką. W Nowym Targu kierujemy się na Białkę. Na rondzie przed Bukowiną Tatrzańską skręcamy na Jurgów i drogą krajową nr 49 wjeżdżamy na Słowację.

Niestety, z powodu koronawirusa zawieszona została linia z Zakopanego do Popradu (Strama). Komunikacją zbiorową trzeba najpierw dojechać busem do Łysej Polany, a stamtąd kursują słowackie autobusy (rozkład jazdy na www.sadpp.sk).

 

Noclegi

  • Schronisko Wielickie (Śląski Dom)

tel.: +421 911 882 879, +421 918 988 309

e-mail: [email protected]

www.slezskydom.sk
 

  • Horsky Hotel Popradske Pleso

tel. +421 908 761 403, +421 910 948 160

email: [email protected]

www.popradskeplesko.sk
 

Szlaki

  • czerwony: Siodełko (Hrebienok) – Wielicki Staw (Dom Śląski) 2 h 15 min ↑ 2 h ↓
  • czerwony: Wielicki Staw – Batyżowiecki Staw – Popradzki Staw 3 h 15 min ↓ 3 h 30 min ↑
  • czerwony: Popradzkie Pleso – Szczyrbskie Pleso 1 h 30 min ↓↑

 

Tekst ukazał się w wydaniu nr 8  (18)/2021

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 03/11/2025 08:17
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do