Wciąż panuje przekonanie, że to jedno z najdzikszych miejsc w Polsce. Krążą legendy o tym, że życie tam to istna sielanka. Ale dziś nie będziemy mówić o legendach, a o tym, co naprawdę wyróżnia Bieszczady spośród naszych ojczystych gór. I nie będzie to wzniesiona w pobliżu zapora, ani lokalna sztuka, tylko… jesień!
Tak, tak, ten niezwykle malowniczy zakątek Polski nigdy nie prezentuje się równie okazale, jak właśnie jesienią. Z tego powodu październik to zwykle najbardziej atrakcyjny miesiąc, w jakim można zaplanować pobyt w tych stronach. To właśnie wtedy zbocza gór porośnięte przez buczyny przywdziewają swą wyjątkową, szkarłatną szatę.
Październik, ale także wrzesień czy listopad, w Bieszczadach wiąże się również z innymi korzyściami. W tym okresie naszemu upragnionemu odpoczynkowi na łonie natury nie zagrażają już kolejki w drodze na Tarnicę, korki na trasie między Cisną a Wetliną, czy też brak miejsc noclegowych. Ustają upały i gwałtowne burze. W tutejszym klimacie pogoda we wrześniu i październiku jest znacznie bardziej stabilna i przewidywalna niż w lipcu i sierpniu, kiedy to deszcz potrafi obmywać szlaki całymi dniami, a nawet tygodniami.
Jednak planując wyjazd należy mieć na uwadze, że pogody nigdy do końca nie da się przewidzieć. Swoją fotograficzną sesję ślubną zaplanowaliśmy z mężem właśnie na październik, wyobrażając sobie piękne, czerwone tło, jakie będą dla nas stanowić liście buków i borówek na szczytach połonin. Tymczasem przymrozek sprawił, że góry pokryła warstwa bardzo grubego szronu. Sesja przybrała zatem charakter iście zimowy!
Jesień chyba każdemu kojarzy się przede wszystkim ze zmianą barwy liści drzew. Aby zrozumieć, dlaczego jesień w krainie Biesa i Czada jest tak wyjątkowa, należy najpierw poznać charakterystykę roślinności bieszczadzkiej. Tatry, Karkonosze, liczne pasma Beskidów – każdy z górskich obszarów posiada swój własny układ pięter roślinności. W Bieszczadach wyróżniamy trzy takie piętra.
Pierwsze, najniżej położone, stanowi piętro pogórza. Obejmuje ono tereny sięgające do ok. 500 m n.p.m., a zatem głównie obszary dolin, a wraz z nimi okolicznych wsi, zarówno tych istniejących do dziś, jak i tych, po których – wskutek powojennych wysiedleń – pozostał unikatowy krajobraz zarośniętych pastwisk i zdziczałych sadów, zwany dziś „krainą dolin”.
Kolejne piętro roślinności to regiel dolny, którego górna granica, przebiegająca ok. 1150 m n.p.m. to jednocześnie górna granica lasu. W zasięgu regla dolnego znajduje się wyżej położona część „krainy dolin”. Przede wszystkim są to jednak naturalne lasy bukowe z domieszką świerka, jodły lub klonu jaworu (zwykle w dolnych partiach tego piętra) lub niemal jednolicie bukowe (najczęściej bliżej górnej granicy lasu).
Regiel górny, budowany przez bory świerkowe, w Bieszczadach się nie wykształcił ze względu na specyficzny lokalny klimat. Najwyższe piętro, szczególnie w wyższych górach - takich jak Tatry - stanowią skalne turnie. Są one niemal pozbawione flory, choć gdzieniegdzie natkniemy się na porosty, bądź zbiorowiska szczelin skalnych obejmujące przedstawicieli odpornych na surowe warunki gatunków traw oraz kwitnących roślin zielnych.
Widok na Wielką i Małą Rawkę z Połoniny Caryńskiej o świcie Fot. Grzegorz Lesniewski
Tymczasem w miejscu będącym głównym bohaterem naszych rozważań, powyżej górnej granicy lasu nie ma turni – obserwujemy tu jedno z najbardziej wyjątkowych pięter roślinności w skali kraju. Stanowią je połoniny - zbiorowiska muraw i borówczysk o charakterze alpejskim i subalpejskim, a także traworośli, ziołorośli i krzewinek. Choć w Polsce są charakterystyczne szczególnie dla Bieszczadzkiego Parku Narodowego, połoniny występują również w pozostałej części Karpat Wschodnich, a więc na terenie Słowacji, Ukrainy czy Rumunii.
To specyficzne piętro powstało wskutek oddziaływania czynników naturalnych, jednak jego struktura i zasięg są w dużej mierze efektem działalności człowieka. Swoje piętno wyraźnie odcisnęła na nim prowadzona przez kilkaset lat gospodarka pasterska, polegająca m.in. na wypasie bydła i wypalaniu górnych stref lasu w celu zakładania na ich miejscu łąk kośnych. Tak intensywne oddziaływanie człowieka na przyrodę ustało wraz z wysiedleniami okolicznych wsi w latach 1944-1947. Od tamtej pory połoninowe układy ekologiczne stopniowo wracają do bardziej naturalnego stanu. Proces sukcesji wtórnej przywrócił polskim Bieszczadom zbiorowiska roślinne, których na próżno szukać na wciąż użytkowanych gospodarczo połoninach w innych pasmach Karpat Wschodnich.
Wróćmy jednak do buków, głównej naturalnej atrakcji Bieszczadów w jesiennym wydaniu. Wiemy już, że pokrywają one przede wszystkim górne strefy górskich lasów, w związku z czym wspaniale prezentują się nie tylko z perspektywy szczytów gór, ale i z dolin. Leżąc pomiędzy płowymi dywanami traw połonin a lasami i zaroślami „krainy dolin”, wyróżniają się zdecydowanym, czerwono-ceglastym zabarwieniem. To jest właśnie ten widok, dla którego warto tu przyjechać.
Owo estetyczne doznanie jest tym bardziej cenne, iż w skali roku trwa po prawdzie tylko przez chwilę. Zachód słońca w Wetlinie wynagradza setki kilometrów pokonanych jedynie po to, by znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. Ostatnie promienie różowego światła padające na zbocza najwyższych szczytów Bieszczad czynią barwę bukowych lasów wprost nieziemską. Ale… dlaczego to właśnie liście buka, a nie innych gatunków drzew, wydają się nam tak efektowne?
[paywall]
Jesienna odsłona Bieszczadów ma swoje podstawy w nauce, a ściślej mówiąc – w biochemii. Chlorofil, nadający roślinom kolor zielony, znamy już ze szkoły. Pełni on kluczową rolę w procesie fotosyntezy, pochłaniając światło i umożliwiając organizmom roślinnym dalsze wykorzystywanie pochodzącej z niego energii. Chlorofil postrzegamy jako zielony barwnik, ponieważ pochłania on niebieską i czerwoną część spektrum światła, jednocześnie odbijając światło zielone.
Jednakże w komórkach roślinnych są także inne barwniki. Należą do nich np. karotenoidy, które również zaliczamy do barwników fotosyntetycznych. W czasie sezonu wegetacyjnego są niezauważalne, gdyż ich zawartość w komórkach jest zwykle kilkukrotnie niższa niż chlorofilu. Ten rozpada się jesienią, a wówczas to właśnie karotenoidy odpowiadające za żółte i pomarańczowe kolory liści, dochodzą do głosu. Karotenoidy również ulegają rozpadowi, są jednak bardziej trwałe, więc proces ten zachodzi znacznie wolniej. Tak dzieje się w przypadku brzozy zwyczajnej, topoli osiki lub lipy drobnolistnej. Marchew, pomidor czy kukurydza również zawdzięczają im swoje zabarwienie. Co ciekawe, karotenoidy to naturalne przeciwutleniacze, zatem hamują one proces starzenia, a uwzględnianie ich w diecie zmniejsza ryzyko zachorowania m.in. na choroby układu krążenia.
Widok na Tarnicę Fot. Waldemar Czado
Na tym jednak nie koniec. Istnieją bowiem barwniki gromadzone w soku komórkowym dopiero wskutek zmian warunków na mniej korzystne. Takimi bez wątpienia można określić spadek temperatury i krótszy dostęp do światła, z jakim drzewa mają do czynienia jesienią. Są to antocyjany, pochłaniające zieloną i niebieską część spektrum światła, a odbijające czerwoną i fioletową. Ich synteza jest więc formą reakcji obronnej roślin na stres. Podobnie jak karotenoidy, również antocyjany posiadają właściwości przeciwutleniające. Czynią liście bardziej odpornymi na pojawiające się wraz z jesienią przymrozki. I to właśnie im zawdzięczamy tak spektakularną zmianę oblicza buków! Zawartość antocyjanów w liściach może się różnić pomiędzy gatunkami drzew, ale dodatkowo mają na nią wpływ warunki środowiskowe, wzrasta ona np. wraz z ekspozycją na słońce.
Pamiętajmy jednak, że liście każdego drzewa są niczym malarska paleta – ich ostateczne zabarwienie stanowi wypadkową działania wszystkich rodzajów barwników. W liściach buka udział antocyjanów jest po prostu stosunkowo wysoki, podobnie jak w przypadku dębu czerwonego lub klonu srebrzystego. Z kolei liście grabu lub lipy zawierają mniej antocyjanów, w ich przypadku wygrywają żółte karotenoidy. Stąd w piętrze pogórza zamiast czerwieni zobaczymy jesienią złociste plamy grądów na ciemnym, świerkowym tle.
Czy piętro roślinności, które tak nas zachwyca u schyłku roku, skrywa jeszcze więcej sekretów? Oczywiście, że tak. W pewnym sensie spowija je mgła tajemnicy. Ale każdy, komu natura nie jest obojętna, może bez trudu przebić się przez ową mgłę. Wystarczy w drodze na Tarnicę lub Połoninę Caryńską nie spieszyć się zanadto, lecz zatrzymać w miejscu, gdzie zewsząd otaczają nas srebrzystokore buki i… szeroko otworzyć oczy.
Im bardziej strome zbocze, tym łatwiej znaleźć drzewa o dziwacznie poskręcanych, niskich pniach. Z bliska widać stopień skomplikowania ich deformacji. Spokojnie, nie wydarzyło się tu nic strasznego. One po prostu na co dzień walczą z grawitacją i innymi niekomfortowymi czynnikami. Krótki okres wegetacyjny i niskie temperatury ograniczają ich wzrost. Silne wiatry, lawiny i długotrwałe zaleganie grubej pokrywy śnieżnej skutkują różnego rodzaju uszkodzeniami pni i gałęzi.
W efekcie powstały tutaj tzw. buczyny krzywulcowe. Tworzące je drzewa rozmnażają się wegetatywnie, czyli poprzez ukorzenianie się pni oraz gałęzi, które stykają się z podłożem. Rozwijające się w ten sposób nowe osobniki to tak naprawdę klony osobnika macierzystego. Badania naukowe wykazały, że w grupach powstałych poprzez wegetatywne rozmnażanie jednego osobnika, może znajdować się nawet 40 pni. Ten fenomen ma tym większe znaczenie dla przyrody, iż tutejszy surowy klimat utrudnia produkcję nasion buków, a więc ogranicza rozmnażanie generatywne, zdecydowanie bardziej powszechne w Polskich lasach.
Pozwól się zaskoczyć. Wybierz się w Bieszczady jesienią. Nie obawiaj się chłodu – po prostu załóż dobrą kurtkę i buty. Możesz wtedy poznać je bliżej, dostrzec ich prawdziwe oblicze. W ciszy i tej specyficznej melancholii, która koi duszę - zwłaszcza, jeśli jesteś jesieniarą/jesieniarzem. Może w wietrze, lecz bez burzy i upałów. Może we mgle, ale pod szkarłatną kopułą pokrzywionych, tajemniczych buków. Dasz się zaprosić?
Słowo połonina w formie starosłowiańskiej brzmi płonina i oznacza miejsce puste, które nie nadaje się do uprawy roli. W językach chorwackim oraz bułgarskim planina oznacza górę. Słowo polonina występuje też w językach ukraińskim, słowackim i czeskim, gdzie jego znaczenie jest porównywalne ze znaczeniem polskim.
Sukcesja wtórna to proces odtwarzania się ekosystemu w miejscu, w którym wcześniej doszło do zniszczenia albo przekształcenia roślinności. Zniszczenia te mogą mieć charakter naturalny (np. pożar, huragan) lub antropogeniczny (np. wylesianie, osuszanie terenu).
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie