Tutaj nawet markowe zegarki się psują. Zwalniają tętno. Brak bodźców, minimalizm krajobrazu, suche powietrze i widoki po horyzont obniżają poziom stresu skuteczniej niż codzienna medytacja, lodowate kąpiele i wpatrywanie się w ogień.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 1(11)/2020.
[middle1]
Dawno temu w ciężkiej śnieżycy na końcu czarnej drogi GPS oznajmił, że dojechaliśmy na miejsce. Wyłączyłam wycieraczki i po zmroku trzasnęłam drzwiami samochodu na dzikim płaskowyżu, pomiędzy dolinami Gudbransdalen i Espedalen w samym środku południowej Norwegii. Głębokie 200-kilometrowe rynny oddzielają od zachodu krainę XVII-wiecznych farmerów od najpotężniejszych łańcuchów Gór Skandynawskich – Jutenheimen (Domu Olbrzymów), a od wschodu od Parku Narodowego Rondane. Zapomniana wioska Gålå wciąż oddycha powietrzem sprzed ery ropy naftowej, a jej mieszkańcy - hodowcy owiec, właściciele jezior i kierowcy ratraków rozmawiają z gośćmi z Oslo w jednym z 400 norweskich dialektów, których podobieństwo do urzędowego Bokmål jest takie jak gwary góralskiej do polskiego.
Żyjąc tutaj zimą, na biegówkach pędziłam spóźniona do pracy, na biegówkach wpadałam do znajomych i na zakupy do jedynego sklepu Gålå Handel. Narty można porzucić gdziekolwiek. Nie znikną bez śladu. Każdy ma co najmniej siedem takich par w garażu.

Na szlakach towarzyszyli mi sprawdzeni przyjaciele. Na zdjęciu Barbara Liv Eriksen, instruktor narciarstwa biegowego. Zdjęcie Anna Kłos
Całą krainę wypełnia niezliczona ilość małych jezior, a obsiana jest brzozą karłowatą oraz czarnymi i czerwonymi drewnianymi hytta z trawiastymi dachami. W zimie, przy zachmurzonym niebie przenosimy się do starego kina z obrazem we wszystkich odcieniach szarości. Jednak już w słońcu horyzont jest oklejony tapetą z niemowlęcego pokoju w kolorach różowym i błękitnym. Są to najsłodsze kolory nieba, jakiekolwiek w życiu widziałam. Turyści rozczulają się nad zorzą polarną i jej tańczącymi zielonymi płomieniami, a to właśnie dla tej „blå time” (niebieskiej godziny) z różową poświatą warto tutaj przyjechać.
Ten rolniczy, mityczny krajobraz pokochał Henryk Ibsen, jeden z trzech wieszczów romantycznej epoki narodowowyzwoleńczej. Na podstawie miejscowych opowieści i legend oraz społecznych obserwacji, opisał życie zgnuśniałego norweskiego wieśniaka spod Vinstry, w poemacie narodowym „Peer Gynt” - w Norwegii o wadze równie ciężkiej co nasz „Pan Tadeusz”. Muzykę do sztuki, która zawiera jedne z najbardziej rozpoznawalnych współcześnie utworów klasycznych: „In the Hall of the Mountain King” i „Morning Mood” skomponował Edvard Grieg.
Tak narodziła się sława postaci Peer Gynta, literackiego bohatera, i historyczna trasa biegówkowa, gdzie górskie kawiarnie, wiekowe hotele i farma nazwane są jego imieniem. Obecnie najsławniejsza sieć przygotowanych szlaków biegówkowych w Norwegii o łącznej długości ponad 650 km i stabilnym klimacie śródlądowym zapewnia świetne warunki śniegowe. Tę trasę po prostu trzeba zaliczyć.

Najsławniejsza sieć szlaków biegówkowych w Norwegii liczy ponad 630 km. Zdjęcie Anna Kłos
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 75% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!