205 lat temu parafianie niewielkiej austriackiej miejscowości przyszli ze śpiewnikami na pasterkę. Jakież było ich zdumienie, gdy w środku nabożeństwa rozległy się słowa nieznanej im pieśni kościelnej „Stille Nacht, Heilige Nacht…“. Dziś uchodzi za najpiękniejszą kolędę wszechczasów. Brzmi spokojnie i harmonijnie łączy tekst oraz muzykę.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 06(33)/2023.
Opowieść o „Cichej nocy” rozpoczyna się w 1816 roku w niewielkiej wiosce Mariapfarr koło Salzburga. Wikary tamtejszej parafii Joseph Mohr, pisze piękny bożonarodzeniowy wiersz o Betlejemskiej Nocy. Dwa lata później, ksiądz poeta namawia znajomego organistę – Franza Xavera Grubera, by skomponował melodię do jego tekstu. W ciągu parunastu godzin, tuż przed pasterką, Gruber tworzy kołysankę. Jest to rodzaj powolnego walca, w radosnej tonacji D-dur, na chór, dwa głosy solowe oraz… gitarę. To budzi zdziwienie wiernych, albowiem na gitarze grywano wówczas jedynie w karczmach. Wieść, jakoby myszy przegryzły miechy kościelnych organów była fałszywa. Gruber wybrał gitarę świadomie.
Premiera odbyła się w wigilię 1818 roku w Oberndorfie pod Salzburgiem. Wikary śpiewał partię tenorową i grał na gitarze. Organista towarzyszył mu basem. Od tej chwili „Cicha Noc” nieustannie niesie pokój „ludziom wszem”. Jest magiczna. Nie ustaje w budzeniu pociechy i nadziei - zawsze z tą samą siłą. Staje się pieśnią jednoczącą wszystkich kolędników na świecie.
Oryginał zawierał sześć zwrotek. Współcześnie śpiewa się zazwyczaj wersję skróconą - pierwszą, drugą i szóstą strofę. Wszystkie przetłumaczone zostały na 300 języków i dialektów, czasem bardzo egzotycznych. „Nuit Pezib”, „Malam Kodus”, „Tyli Naktis”, „Paca nokt” - to tylko cztery tytuły w językach: haitańskim, indonezyjskim, litewskim i esperanto. Pierwszego przekładu na język polski dokonał w 1930 roku Piotr Maszyński – kompozytor, dyrygent i pedagog. Z dużym wyczuciem trafił w charakter tej prostej, ale jakże ciepłej kościelnej pieśni.
Gruber, choć utalentowany, nie napisał już potem nic szczególnego, mimo że katalog jego utworów liczy ponad sto kościelnych pieśni i mszy.
Prawdziwy szał i wzrost popularności kolędy zaczął się wraz z rozwojem filmu, głównie w Stanach Zjednoczonych. „Silent Night” śpiewali najwybitniejsi artyści, choćby gwiazdy sprzed lat: Ella Fitzgerald, Frank Sinatra, Elton John, Elvis Presley czy niedawno choćby Taylor Swift… Pierwszy był jednak Bing Crosby. To on zaśpiewał w Hollywood „Silent Night“. Jak podają kronikarze, w połowie lat 60. ubiegłego wieku wystąpił dla 40 milionów Amerykanów w telewizyjnym show. Akompaniował sobie na gitarze, na której grał kolędę sam Joseph Mohr. Skąd ją wziął? Wypożyczył. Było łatwo, albowiem z inicjatywy Carletona Smitha, dyrektora National Arys Foundation of New York, gitara dwukrotnie objechała Stany Zjednoczone, gdzie pokazywano ją na tłumnie odwiedzanych wystawach.
Zachęcony sukcesem Bing Crosby nagrał również na świąteczną płytę słynne „White Christmas”. Płyta okazała się szlagierem i rozeszła się w 50-milionowym nakładzie. W ten sposób artysta stał się - trochę mimo woli - prawdziwym ambasadorem chrześcijaństwa i przyczynił się do znacznego rozwoju popkulturowego mitu Bożego Narodzenia.
Wedle niektórych śpiewników „Stille Nacht”, ze względu na swój pastoralny charakter, uchodzi za „prawdziwą pieśń tyrolską”. Dobrze bowiem pasuje do „rozśpiewanych wąsatych panów w skórzanych portkach i kapeluszach z piórkiem oraz do wysokogórskich śniegów i drewnianych chatek”.
Kolęda powstała jednak bliżej soli niż lodowców, raptem 20 km od Salzburga, miasta zakochanego w muzyce. To w nim urodził się i tworzył wielki Wolfgang Amadeusz Mozart, tu też przyszedł na świat wybitny dyrygent Herbert von Karajan. Niemal w każdym zakątku miasta wyczuwa się kult wielkich mistrzów. A w niedalekim Oberndorfie nie ustaje wielbienie światowej kolędy, także przez turystów. Niemal każdego dnia zjeżdżają tu ludzie z całego świata. Są gotowi czekać w długiej kolejce do małej kaplicy, powstałej na gruzach zniszczonego przez powódź kościoła św. Mikołaja.

Kaplica Cichej Nocy w Oberndorfie powstała na gruzach zniszczonego przez powódź kościoła św. Mikołaja. Zdjęcie Eva-Maria Repolusk, Salzburgerland Tourismus, Oberndorf
Pół świata słucha „Cichej nocy” w kościołach, z płyt albo przez radio lub internet. Bywa, że biją rekordy popularności przez całe cztery tygodnie adwentu. Inaczej jest jednak w krajach alpejskich. One wciąż trzymają się żelaznej zasady – kolęda może być śpiewana tylko raz w roku - 24 grudnia, w wigilię.
„Cicha Noc” ma swą moc. W 2011 roku uznana została za światową pieśń pokoju i wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. A kto nie dotrze do Austrii, może - jak podaje dziennik ‘Salzburger Nachrichten - wyręczyć się YouTubem i obejrzeć 14 milionów filmików odnoszących się do „Cichej nocy”. Niestety, miłośnicy archiwalnych staroci nie zobaczą oryginałów. Pierwszy zapis nutowy i premierowy śpiewnik, w którym znalazła się austriacka kolęda, zaginęły. Najwcześniejszy odpis pochodzi z 1822 roku. W połowie XIX wieku kopie dzieła Mohra i Grubera dotarły do Lipska i Berlina, otwierając kolędzie światowy rozgłos.
W Polsce, nie mniejszą sławą cieszy się rodzima kolęda „Bóg się rodzi”. Ma równie piękną i długą historię, wartą oddzielnego felietonu. Powstała z głębokiej wrażliwości dwóch utalentowanych twórców o podobnie brzmiących nazwiskach. Melodię skomponował Karol Kurpiński, a słowa ułożył Franciszek Karpiński. Tekst powstał w Dubiecku nad Sanem z inspiracji księżnej Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej. Pieśń zabrzmiała po raz pierwszy w Starym Kościele Farnym w Białymstoku w 1792 roku, a więc 26 lat przed „Cichą nocą”. Przetłumaczona na kilka języków, budzi do dziś w wielu katolickich krajach szczere uznanie za koloryt melodii i wzruszające słowa.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie