Z Adamem Bieleckim, himalaistą i wspinaczem, rozmawia Paulina Grzesiok.
Poniższy tekst ukazał się w Wydaniu Specjalnym nr 02/2023 (Lato).
Wróciłeś z wyprawy na Annapurnę. Celem było poprowadzenie nowej drogi na północno-zachodniej ścianie Annapurny (8091 m n.p.m.) Co stanęło na przeszkodzie, że nie udało się zrealizować tego celu?
Podstawową przeszkodą były zastane w ścianie warunki. Od Nepalczyków dowiedzieliśmy się, że poprzednia zima w Himalajach była wyjątkowo sucha. Myślę, że to dlatego w naszej ścianie brakowało lodu, który ułatwia jej przejście. Porównując obecny stan północno-zachodniej ściany Annapurny z tym, co zastaliśmy pięć lat temu, mogę powiedzieć, że tam, gdzie wtedy poruszaliśmy się po polach twardego lodu, obecnie zastaliśmy kruchy teren skalny, zalany warstwą cienkiego lodu. Oczywiście wspinaczka w takim terenie wciąż jest możliwa, jest jednak dużo bardziej czasochłonna i wymagająca pod kątem asekuracji.
Co ostatecznie zadecydowało o odwrocie?
Kwestia bezpieczeństwa. Suchość ściany sprawiła, że stała się ona narażona na spadające kamienie, a tych było naprawdę sporo. Zresztą już drugiego dnia wspinania oberwałem kamieniem w ramię. Latały tuż obok nas, stwarzając realne zagrożenie. Wpisuje się to w zasadę, że jeśli chcemy przejść trudną mikstową drogę, czyli taką, gdzie mamy do czynienia z lodem, śniegiem i skałą jednocześnie, to jesteśmy mocno zależni od warunków. Tak się dzieje w Tatrach, Alpach, a tym bardziej w Himalajach. Choć trudno mi stwierdzić, czy wynikały one z samej specyfiki ściany, czy może akurat mieliśmy pecha i pojawiliśmy się tam w niewłaściwym sezonie.

Akcja górska na Annapurnie. Zdjęcie z archiwum Adama Bieleckiego
Czy to jest w takim razie w ogóle do przejścia? A może to kwestia zmian klimatycznych, które możemy obserwować w górach właściwie na każdej już szerokości i długości geograficznej?
Obawiam się, że suchość tej ściany może wynikać ze zmian, które obserwujemy we wszystkich górach na świecie. Nie wykluczam, że to cena, jaką płacimy za ocieplenie klimatu. Ciężko stwierdzić, czy to urok tylko tego sezonu, czy utrzymujący się dłuższy trend. Aczkolwiek ta sucha zima skłania do refleksji. Jestem przekonany, że ta ściana technicznie jest do przejścia i jestem w stanie to zrobić.
Wycofaliście się z wysokości 6250 m n.p.m. Niedługo po tym, wraz z Twoim partnerem wspinaczkowym – Mariuszem Hatalą, wzięliście udział w heroicznej akcji ratunkowej. Czy znany jest Ci los Anuraga Maloo, hinduskiego wspinacza, o którego życie walczyliście z Mariuszem?
Tak, jestem w kontakcie z jego rodziną. Chociaż należy podkreślić, że jego stan jest wciąż poważny, to jednak wieści są mocno pokrzepiające i Anurag czuje się coraz lepiej. Obecnie oddycha już samodzielnie. Jest przytomny, ma kontakt z otoczeniem. Wszystko wskazuje, że jego stan będzie się poprawiał i ostatecznie wróci do zdrowia.
27 stycznia 2018 roku, wspólnie z Denisem Urubką, Jarosławem Botorem i Piotrem Tomalą przerwaliście udział w Narodowej Zimowej Wyprawie na K2 i wzięliście udział w akcji ratowniczej na Nanga Parbat po Elisabeth Revol oraz Tomka Mackiewicza. Wiedząc, że czas gra kluczową rolę, bo ktoś czeka na Waszą pomoc – z jakimi emocjami się wtedy mierzysz?
Każda akcja ratunkowa jest inna i ciężko je wrzucić do jednego worka. Zawsze jednak powtarzam, że w trakcie akcji ratunkowych nasze wspinanie nabiera głębszego sensu, bo chodzi o niesienie pomocy, ratowanie zdrowia bądź życia. To coś więcej niż karmienie swojego własnego ego i walka o szczyt, na którym de facto nic nie ma. Akcje ratunkowe są konsekwencją tego, że w górach jest coraz większy tłok. Nie wszyscy ludzie, którzy tam docierają, są na tyle kompetentni, by wspinać się w górach najwyższych, nie mówiąc już o radzeniu sobie w sytuacjach awaryjnych. Kto jeździ na ośmiotysięczniki, liczy się z tym, że będzie prędzej czy później będzie świadkiem wypadku. A my, ponieważ jesteśmy profesjonalnymi wspinaczami i znamy techniki ratunkowe, często jesteśmy proszeni o pomoc przez agencje, które muszą coś w danej sytuacji zrobić.
W swoim wpisie wspomniałeś nazwę HOPR (Himalajskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe). To oczywiście nazwa z przymrużeniem oka, ale chcę zapytać, jak faktycznie organizowana jest w górach najwyższych?
Słabo. W Nepalu, nie mówiąc już o Pakistanie, brakuje zorganizowanych służb ratunkowych. Najczęściej akcja jest odpowiedzialnością agencji, która organizuje daną wyprawę i odbywa się na zasadzie pospolitego ruszenia. Zespół formowany jest na bieżąco w zależności od posiadanych zasobów ludzkich i sprzętowych. Za każdym razem ten twór jest powoływany od nowa i każda z tych sytuacji jest inna. Natomiast ewidentnie brakuje służb, które działałyby w bardziej zorganizowany sposób.
Jak w takim razie klient agencji wybierający się na ośmiotysięcznik może zabezpieczyć się na wypadek… wypadku?
Najważniejsze będzie na pewno porządne ubezpieczenie. W Nepalu coraz bardziej popularne jest posiadanie członkostwa w organizacji Global Rescue, która zajmuje się ewakuacją z terenów zagrożonych. To nie jest ubezpieczyciel, ale organizacja, która zajmuje się “search and rescue”, czyli ewakuacją klienta z terenu zagrożonego. Z usług tej globalnej organizacji korzystają korespondenci wojenni i podróżnicy z całego świata, a także alpiniści i himalaiści. Członkostwo w Global Rescue daje nam pewność, że helikopter wyleci, jak tylko zaistnieje taka potrzeba. Nie będziemy czekać – jak obecnie - na potwierdzenie, aż ubezpieczyciel w naszym kraju potwierdzi lokalnej agencji pokrycie kosztów akcji ratunkowej. Wydaje się, że to drobiazg, ale jeżeli do wypadku dojdzie na przykład w sobotę, to od zgłoszenia szkody polskiemu ubezpieczycielowi do wysłania potwierdzeń do Nepalu upłynie kilka dni - być może, kluczowych dla powodzenia akcji.
Rozumiem, że w Pakistanie jest jeszcze gorzej?
W Nepalu istnieje infrastruktura stworzona wokół wspinania, które jest istotną częścią przychodu całego kraju. Ale już w Pakistanie wspinanie nie jest tak popularne ani istotne dla ekonomii państwa. Dlatego infrastruktury brak, a jak już jest, to okazuje się zdecydowanie uboższa. W Nepalu widać rozwój transportu lotniczego i ratowniczego za pomocą śmigłowców. Lata ich tam naprawdę sporo. Helikoptery są łatwo dostępne, pilotowane przez świetnych fachowców i stosunkowo tanie. Natomiast w Pakistanie wszystko się komplikuje. Nie ma żadnych służb ratunkowych czy lotniczych. Jedyna firma, która może świadczyć takie usługi, jest powiązana z wojskiem. A jak wiadomo współpraca z wojskowymi jest trudniejsza niż z cywilami.
Twoim partnerem na Annapurnie był Mariusz Hatala. Możesz nam go przedstawić?
Jeżeli ktoś się interesuje wspinaniem, to nazwisko Mariusza powinno być mu znane. Zimą zdobył Chan Tengri, na którym sam byłem i potrafię sobie wyobrazić, jak ciężko może być tam zimą. Jest to najdalej na północ wysunięty siedmiotysięcznik. Po tym wejściu zacząłem obserwować Mariusza. W międzyczasie wciągnął się w program Polskiego Himalaizmu Zimowego, a później Polskiego Himalaizmu Sportowego. Zaczął podnosić swoje umiejętności techniczne. Wspinaliśmy się razem w Peru i w Tatrach. W ubiegłym roku Mariusz, zwany w środowisku Hatim, na przestrzeni kilku dni zdobył bez tlenu i bez pomocy osobistego Szerpy swoje dwa pierwsze szczyty ośmiotysięczne: Broad Peak i K2. Stwierdziłem wtedy, że oto pojawił się w Polsce partner, z którym mógłbym realizować ambitne plany na dużych wysokościach.
Mariusz jest wspinaczem kompletnym, ma duże umiejętności techniczne i doświadczenie wysokościowe. Dodatkowo jest ratownikiem medycznym, co podczas górskiej działalności jest sporym atutem. Znaliśmy się przed wyjazdem na wyprawę. Spędziliśmy wcześniej kilka wspinaczkowych dni, ale dopiero ta wyprawa pogłębiła nasze partnerstwo czy zaowocowała – myślę, że spokojnie mogę użyć tego słowa – przyjaźnią. Na wyprawie świetnie się dogadywaliśmy, nie mieliśmy żadnej spiny. Spędziliśmy ze sobą prawie dwa miesiące. Lubimy się, szanujemy i jesteśmy umówieni na wspólne wspinanie w przyszłości.
A Tobie jaka forma wspinania najbardziej leży?
Zdecydowanie wspinaczka w terenie mikstowym, gdzie jednocześnie mamy do czynienia ze skałą, lodem i śniegiem. Niewątpliwie piękno wspinania tkwi w jego różnorodności. I dla mnie ta różnorodność jest celem samym w sobie. Odnajduje się we wspinaniu sportowym, tradowym, hakowym, lodowym, drytoolingu, krótkich drogach jak i wielowyciągach. Ta wszechstronność wspinaczkowa i umiejętność poruszania się w każdym terenie to coś, do czego od lat konsekwentnie zmierzam.
Przyznasz, że istnieje jednak w społeczeństwie ta magia magicznych 8000. Czy na Ciebie też to działa?
Mam poczucie, że się z tego wyleczyłem. Kiedy byłem tym małym chłopcem, który marzył o wielkich górach, to rzeczywiście 8000 okazywało się swego rodzaju magiczną liczbą. Teraz zdaję sobie sprawę, że wysokość to tylko jeden z aspektów, składających się na trudność wspinaczki. Oczywiście lubię ośmiotysięczniki - ze względu na specyfikę wyzwania, które stanowią, jak choćby zmniejszona ilość tlenu. Natomiast prawda jest taka, że gdybyśmy te 8000 metrów przeliczyli na stopy wyszłaby nam zupełnie nieokrągła i mało atrakcyjna liczba.
No tak 26.000 z kawałkiem, a to już nie brzmi.
Właśnie. Dyskryminowanie jakiejś góry, bo brakuje jej 50 metrów do równych 8000 jest bez sensu. Dla mnie to kształt góry, linia drogi, pionierskość czy wartość sportowa danego przejścia ma zdecydowanie większe znaczenie niż fakt, czy ona łapie się do tych 14 szczytów ośmiotysięcznych. Nie mam wątpliwości, że ceniłbym bardziej wejście techniczną, trudną, nową drogą na szczyt pięcio- czy sześciotysięczny, niż drogą normalną po przygotowanych przez kogoś innego poręczówkach na ośmiotysięcznik. Wysokość jest tylko jednym z aspektów charakteryzujących dany cel wspinaczkowy i to nie najważniejszym.
Piotr Pustelnik po zimowym zdobyciu K2 przez Nepalczyków wystosował manifest “Quo vadis polski himalaizmie?”. Dziś ja chcę Ci zadać to samo pytanie – dokąd zmierza polski himalaizm?
Polska wpisuje się w szerszy trend górski i dzieje się u nas to, co na całym świecie. To znaczy z jednej strony będzie postępować komercjalizacja gór wysokich i coraz więcej znajdzie się turystów wysokogórskich, dla których najważniejszy jest cel, który uświęca środki. Myślę, że w górach najwyższych – zwłaszcza w Himalajach - będzie coraz większy tłok. Równolegle do tego rozwijać się będzie himalaizm sportowy. Jego przyszłość to coraz trudniejsze drogi wspinaczkowe pokonywane w małych zespołach - w stylu, który zwykliśmy nazywać alpejskim.
Byłeś beneficjentem programu Polskiego Himalaizmu Zimowego, teraz działasz w ramach Polskiego Himalaizmu Sportowego. Czy odpowiada on obecnym trendom we wspinaczce?
Przede wszystkim PHS jest nastawiony na ludzi młodych i ma szerszą formułę niż PHZ, którego celem było dokończenie dzieła zapoczątkowanego przez Andrzeja Zawadę i zdobycie wszystkich ośmiotysięczników zimą. Myślę, że w PHS dużo więcej osób może się odnaleźć - nie tylko himalaiści, albo ci, co chcą wchodzić na ośmiotysięczniki zimą. PHS to jest program dla tych, którzy myślą o realizowaniu ambitnych celów wspinaczkowych w górach całego świata. Wyszliśmy z cienia zimy i możemy realizować szereg innych projektów, które pod auspicjami PHZ zrealizować byłoby ciężko, jak wyjazdy do Patagonii, Cordillera Blanca w Peru czy na Alaskę.
I tak dochodzimy do eksploracji mało znanych, czy wręcz dziewiczych terenów górskich. Odnoszę się tu np. do wyprawy w ramach PHS w rejon doliny Gunj-e Dur, która znajduje się w środkowej części grupy górskiej Shuijerab Mountain Group w Karakorum. Jakie to uczucie odkrywać coś w XXI wieku, kiedy właściwie wydaje się, że poza dnem oceanów wszystko już zostało odkryte?
Dla mnie jest to olbrzymia frajda i to, co tak naprawdę chciałbym robić. Od wielu lat mówię, że czas podążania po śladach innych się dla mnie skończył. Chciałbym wytyczyć swoją własną ścieżkę w górach. Właśnie eksploracja, czyli szukanie nowych ścian, gór i dolin to jest to, co mnie ekscytuje. Podczas tej wyprawy czułem się jak sześciolatek w fabryce czekoladek. Wielka dolina pełna niezdobytych ścian i szczytów to dla mnie niemalże Graal uprawiania alpinizmu. Być może jesteśmy ostatnim albo przedostatnim pokoleniem, które ma szanse jechać tam, gdzie przed nami nikogo jeszcze nie było.
Adam Bielecki
40 l., taternik, alpinista i himalaista, pierwszy zimowy zdobywca Gaszerbrum I i Broad Peak, wszedł także na K2, Makalu i Gaszerbrum II. Wspinał się m.in. w Alpach, Andach. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, przyznanym za wybitne zasługi dla rozwoju sportów wysokogórskich i promowanie imienia Polski w świecie. Prezydent Francji za uratowanie Elizabeth Revol odznaczył go Legią Honorową V Klasy.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie