Moje życie to nie tylko sukcesy, ale także porażki. Zachęcam ludzi do myślenia, że jak się popełniło błąd, nawet duży, to nie jest to koniec świata, tylko dopiero jego początek – mówi Martyna Wojciechowska, podróżniczka i dziennikarka w rozmowie z Tomaszem Wolffem.
W połowie października Martyna Wojciechowska, która jest także ambasadorką marki Jack Wolfskin spotkała się z fanami w Galerii Sfera w Bielsku-Białej. Na krótkie podsumowanie niech wystarczy fakt, że takiej frekwencji mógłby Martynie pozazdrościć niejeden sklep w galerii handlowej. Jak zawsze zabiegana, znalazła kilka chwil, żeby porozmawiać z Magazynem „Na Szczycie”.
Rozmawiamy tuż przed Twoim spotkaniem w kinie Helios. Jeszcze pół godziny temu stała tutaj ogromna kolejka. W odruchu pomyślałem, że na duży ekran wróciły „Gwiezdne wojny” albo inny filmowy hit. A ta kolejka ustawiła się do Ciebie…
Jestem zaskoczona, ale jednocześnie mogę przysiąc, że za każdym razem, jak jadę na spotkanie albo prelekcję, mam taki sam stres i taką samą tremę. Po pierwsze dlatego, że muszę się spotkać z ludźmi, a po drugie, zawsze się zastanawiam, czy ktoś przyjdzie. Ale skoro mówisz, że w sali kinowej już czekają ludzie, to super, jestem uratowana (śmiech).

Jakoś trudno uwierzyć w to, że Martyna Wojciechowska ma tremę…
Prawda, że brzmi to nierealnie? Ale naprawdę ją mam. Przede wszystkim dlatego, że ludzie poświęcają mi najważniejszą rzecz, jaką mają w swoim życiu, czyli czas. Nie ma dziś nic bardziej luksusowego od czasu. Jeżeli więc ktoś zadaje sobie trud, żeby przyjechać na spotkanie ze mną, czasem z daleka, i poświęca ten czas na posłuchanie tego, co mówię, to jest to bardzo wzruszające, a z drugiej strony to szalenie zobowiązujące. Dlatego stresuję się tym, czy sprostam oczekiwaniom czy też widzowie uznają ten czas za stracony.
A stresujące nie jest przypadkiem to, że robisz w życiu tak dużo, jesteś w tak wielu miejscach, że potem takie jedno spotkanie może nie wystarczyć, by opowiedzieć choć o części doświadczeń?
Rzeczywiście, w moim życiu bardzo dużo się dzieje. Za każdym razem jadąc na takie spotkanie, mam wrażenie, że nic nowego już nie powiem – jestem w końcu obecna w mediach od 30 lat. Nie mogę sobie przecież wybrać nowego życiorysu, by mówić o czymś innym. Na szczęście jest tak, że wciąż dzieją się rzeczy nowe, spotykam nowych ludzi i łapię kolejną perspektywę, dzięki czemu mogę to wszystko przedstawić w trochę w innym kontekście. Mówię o tych samych rzeczach, ale trochę z innej perspektywy.

Pewnie wiele osób zastanawia się, jak będąc zaangażowaną w tyle projektów naraz, tak dobrze sobie radzisz. Jak Ty to robisz?
Najwyraźniej mam jakiś zapas energetyczny. Albo inaczej, ja dość mocno czerpię energię z ludzi, korzystam z wzajemnej wymiany. Powiedziałeś, że na spotkanie przyszło mnóstwo osób. I super, bo to nie będzie tylko rozmowa, po jego zakończeniu będziemy się jeszcze długo przytulać. Może trudno w to uwierzyć, ale mnóstwo osób przychodzi na spotkania za mną nie tylko dla posłuchania różnych historii i doświadczeń, ale żeby się po prostu wyściskać i poprzytulać. I poczuć dobrą energię.
Gdybyś mogła wydłużyć dobę, to zdecydowałabyś się na coś takiego, by mieć jeszcze więcej czasu? Czy to jednak stąpanie po cienkiej linii?
Na pomyślałam o tym, ale mówiąc żartem, dla mnie czas jest gumką od majtek, którą próbuję rozciągać do bólu, żeby udało mi się zrobić jak najwięcej. Jestem osobą multizadaniową, co oznacza, że w jednym czasie mogę robić kilka rzeczy i je koordynować. Jednak przede wszystkim jestem mamą. A tak zupełnie serio, kocham to, co robię, nawet zmęczenie, które się z tym wiąże; czasem napięcie, czasem smak porażki, a bywa, że i frustracji, choć tylko na chwilę, po naładowaniu baterii wszystko wraca do normy i ruszam do działania.
Odpowiadając na Twoje pytanie, oczywiście że chciałabym, aby doba była dłuższa. Jednak cieszę się z tych 24 godzin i staram się je dobrze wypełnić, choć niekiedy oznacza to, że śpię trochę mniej. I nikomu tego nie polecam, bo jest to bardzo niehigieniczne i wszystkich namawiam do work-life balance. Problem w tym, że mi się wszystko pomieszało i mam trochę problem ze znalezieniem równowagi między życiem prywatnym a zawodowym. I tak to już działa od 51 lat.
Spotkanie z Tobą zostało zatytułowane „Niemożliwe nie istnieje, czyli o tym, co mi w życiu nie wyszło i dlaczego wyszło to na dobre”. Tak sobie pomyślałem na gorąco, że ludzie się do Ciebie garną, bo jesteś osobą autentyczną, która nie boi się mówić o trudnych sprawach, także o swoich porażkach…
Na pewno jestem szczera z ludźmi i opowiadam o różnych trudnych doświadczeniach, bo przecież każdy z nas je ma. Cały projekt „Młode Głowy – Otwarcie o zdrowiu psychicznym” (Martyna jest założycielką i prezeską Fundacji UNAWEZA, która za niego odpowiada – red.) jest dokładnie o tym, że każdy z nas jest człowiekiem i może popełniać błędy, ale też zawsze można za nie przeprosić i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Ani nie jestem ideałem, ani nie jestem nieomylna, dlatego chciałabym, żeby ludzie, którzy mają podobnie jak ja, czuli się raźniej. Moje życie, to gdzie dziś się znajduję, to nie tylko sukcesy, ale także porażki. Zachęcam ludzi do myślenia, że jak popełniło się błąd, nawet duży, to nie jest to koniec świata, tylko dopiero jego początek.
Czy sala kinowa, teatralna, spotkania w plenerze to kontrast do tego, co dzieje się w górach, kiedy człowiek jest często sam na sam ze swoimi myślami?
Wspinaczka czy nurkowanie to rzeczywiście są przestrzenie, w którym jestem często tylko ja albo w wąskim gronie – z jednym partnerem. Wtedy mam czas na kontemplację, bo te aktywności to rodzaj medytacji w ruchu. Nie potrafię inaczej medytować, jak robiąc rzeczy, które wymagają ogromnego skupienia. Takie jest na przykład nurkowanie czy wspinaczka. W kontrze do tego są spotkania, na które przychodzi mnóstwo osób, pojawia się wiele pytań. To są zatem dwa światy, między którymi staram się balansować.
Gonisz po wszystkich krańcach świata, ale jedną z Twoich ulubionych miejscówek jest Skrzyczne (1257 m n.p.m.), najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego.
To prawda. To moja ulubiona góra. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy byłam na szczycie. W ogóle bardzo polecam Beskidy. Jeżeli ktoś jeszcze nie odkrył tego regionu, to musi nadrobić zaległości.
Nad czym obecnie pracujesz? Co Cię najbardziej absorbuje?
Wraz z zespołem kończymy film dokumentalny (śledztwo dziennikarskie) o dzieciach skradzionych w Gruzji. Kończymy jednocześnie 16. sezon programu „Kobieta na krańcu świata”. W ciągu 16 lat łącznie zrealizowaliśmy 133 odcinki. Pracujemy nad kolejnym, siedemnastym sezonem, od początku listopada będę na zdjęciach w Republice Środkowej Afryki. Dalszych kierunków na razie nie zdradzę. Mogę tylko zapewnić, że wciąż mam mnóstwo pomysłów. Dużo dobrego i ciekawego dzieje się także wokół „Młodych głów”. One wciąż potrzebują dużego wsparcia.
Ze spraw osobistych, pod koniec listopada lecę do Tanzanii, bo moja adoptowana córka Kabula Nkalango Masanja odbiera dyplom. Skończyła właśnie prawo i chcę tam być, przeżyć te emocje. Jest wielką inspiracją dla mnie i wielu osób. Pokazuje, że niemożliwe nie istnieje. Choć czasem jest trudno.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie