Patagonia to dla fotografa prawdziwa ziemia obiecana. Kraina słynie bowiem z ekstremalnych warunków pogodowych i huraganowych wiatrów. Kadry powstają tu naprawdę niesamowite.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 03/2020.
Ale ja miałem szczęście. Znajdujące się na końcu cywilizowanego świata Andy Patagońskie ugościły mnie wyjątkowo piękną pogodą, rzadko spotykaną w tym rejonie. Podczas mojego trekkingu było sporo słońca, a bezchmurne niebo towarzyszyło mi nawet przez całe dnie.
W Parku Narodowym Los Glaciares w Argentynie chodziłem sześć dni, odwiedzając jego najpiękniejsze miejsca. W tych najlepszych zakładałem biwaki i fotografowałem okolice o każdej porze dnia i nocy. Szczególnie zapadły mi w pamięć dwa niezwykłe miejsca.
Biwak na Pliegue Tumbado był moim pierwszym noclegiem w tej części Patagonii. Szczyt słynie z najdoskonalszego widoku na Fitz Roy i Cerro Torre – najładniejsze szczyty argentyńskiej Patagonii. Wtedy przez cały dzień nie było ich widać, bo zasłoniła je czapa chmur. Ale po nocnych wiatrach, gdy wyszedłem z namiotu jeszcze grubo przed świtem, oniemiałem. Wszystkie chmury zniknęły i wreszcie pokazały się andyjskie ikony!

Patagonia, Laguna de Los Tres. Zdjęcie Karol Nienartowicz
Przy Lagunie de los Tres było już lepiej - znacznie lepiej. Chciałoby się powiedzieć, że aż za dobrze, bo brak chmur to zmora każdego fotografa. Ale widok, który roztacza się z moreny na turkusowe jezioro i idealnie wykute w granicie kształty szczytów jest tak oszałamiający, że zadowoli nawet największego malkontenta.
W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Ziemia obiecana".
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!