Doczekaliśmy się polskiego przekładu książki Arta Davidsona „Minus 100 stopni. Pierwsze zimowe wejście na Mount McKinley”. To klasyka literatury górskiej, książka, która na rynku amerykańskim wciąż jest wznawiana i żywo odbierana.

W 1967 r. Art Davidson wraz z siedmioma innymi śmiałkami wyruszył na spotkanie z niewiadomą. Marzyła się im przygoda – pierwsze zimowe wejście na McKinley (obecnie Denali, 6190 m n.p.m.), najwyższy szczyt Ameryki Północnej. Żaden z uczestników wyprawy nie był utytułowanym alpinistą, niektórych trudno byłoby nawet nazwać doświadczonymi wspinaczami. Nie tworzyli zgranego zespołu, raczej stanowili „grupę ośmiu facetów, których pociągało wyzwanie”. Z młodzieńczą beztroską chcieli sprawdzić, czy uda im się zdobyć McKinley w huraganowym wietrze, przy okrutnym mrozie i bez ożywczego wsparcia słońca. Ich ekspedycja przeszła do historii, a napisana przez Davidsona książka stała się bestselerem.
Łatwo można by założyć, że „Minus 100 stopni” będzie kolejnym typowym dziełem o heroicznym wyczynie mężnych wspinaczy toczących zaciekłą walkę z żywiołami. Tego typu opowieści to przecież chleb powszedni każdego miłośnika literatury górskiej. Ale Art Davidson idzie w inną stronę. „Obiecałem sobie, że przedstawię wszystkie nasze przejścia z bezlitosną szczerością” – pisze we wstępie i słowa dotrzymuje. Nie ma tu gloryfikacji wyczynu. Zamiast opowieści o bohaterstwie i męstwie, jest zapis zmagań ze słabościami ciała i podskórnym strachem. Pasja i determinacja idzie w parze z lekkomyślnością i kłótniami, chwile odwagi – z bezsensownymi błędami. Tę opowieść napędza adrenalina, ale też niefrasobliwość i głupota przynależne młodości.
Kiedy dziś zagłębiamy się w tę historię, aż trudno nam uwierzyć, że tak źle przygotowana wyprawa nie zakończyła się totalną klęską, śmiercią wszystkich jej uczestników - choć, trzeba przyznać, było tego bardzo blisko. Zimowy McKinley dla całego zespołu okazał się doświadczeniem granicznym. „Nie rozwiązaliśmy żadnych życiowych problemów. Sądzę jednak, że udało się nam zyskać nową świadomość pewnych spraw” – pisze Art Davidson. Mówią o tym zarówno dzienniki i zapiski uczestników wyprawy przywoływane przez Arta w książce, jak i dopisany wiele lat później rozdział przedstawiający dalsze koleje losu poszczególnych członków ekipy.
Pierwsze wydanie „Minus 100 stopni” ukazało się pół wieku temu. Od tamtego czasu wiele się zmieniło we wspinaczce i eksploracji gór wysokich, ale emocje, które towarzyszą spektakularnym wyzwaniom, wciąż pozostają te same. Bez wątpienia to jeden z powodów nieprzemijającego powodzenia tej książki, zwłaszcza w Ameryce, gdzie Denali mocno rozpala wyobraźnię.
Art Davidson chciał, by jego „historia opowiadała się sama, żeby była prosta, jasna, pozbawiona jakichkolwiek upiększeń”. Jego tekst wciąż dobrze się czyta, trudno jednak nie zauważyć, że prosta, bezpośrednia narracja ma pewne słabości i ograniczenia – świetnie opisuje ciąg wydarzeń, gorzej radzi sobie z oddaniem całego spektrum rozterek i wątpliwości. Dla dzisiejszego czytelnika może okazać się to pewną wadą, nie pozwolić wejść w tę opowieść do końca.
„Lubię myśleć, że ludzie odnajdują w mojej książce cząstkę siebie i swoich przeżyć – mówił w jednym z wywiadów Art. – W tej historii nie chodzi o zdobycie góry zimą, ale o marzenia; o podejmowanie wyzwań, a potem zmaganie się ze sobą, by osiągnąć cel lub po prostu przetrwać”.
Art Davidson, „Minus 100 stopni. Pierwsze zimowe wejście na Mount McKinley”, Czarne 2021.
Cena: 39.90 zł
Ocena: 3/6
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!