Dorota Rasińska-Samoćko zdobywa Piramidę Carstensza, kontynuując swoją drogę do Korony Ziemi.
Autor: Dorota Rasińska-Samoćko, himalaistka, prawniczka, dyplomatka, autorka książek, podróżniczka
Piramida Carstensza, znajdująca się na terenie Nowej Gwinei, liczy 4884 m n.p.m. To niesamowita góra i jednocześnie wielka przygoda. Stanęłam na jej szczycie 5 marca o godz. 9.20. To był mój przedostatni szczyt do Korony Ziemi, którą chcę dołączyć do już zdobytej Korony Himalajów i Karakorum.
Z czego zapamiętam tę górę? Po pierwsze, nie jest łatwo dostać się na nie tylko na samą Nową Gwineę, ale też uzyskać permit wspinaczkowy. Piramida była kilka lat zamknięta z różnych przyczyn, jak pandemia czy spory pomiędzy lokalnymi plemionami. I jak tylko przyleciałam, to właśnie znów pojawiły się trudności, jak długie staranie się o zezwolenia, okupacja lotniska przez lokalne plemię czy wypadek śmiertelny, który na kilka dni wstrzymał wspinaczkę.
Wreszcie po pokonaniu tych trudności i po kilku dniach oczekiwania na pogodę, lecę 4 marca helikopterem do bazy. To 30 minut wrażeń, bo przelot jest nad dżunglą, wijącymi się rzekami i największą kopalnią odkrywkową złota. Ląduję w BC na 4230 m n.p.m. witana przez policjantów z bronią dla naszego bezpieczeństwa. Wokół roztacza się cudowna skalista sceneria, bo jesteśmy u stóp 600-metrowej ściany prowadzącej na sam szczyt.
Jako lider naszego 3-osobowego teamu podejmuję decyzję, że wyruszamy na szczyt już w nocy, mimo braku aklimatyzacji, Pogoda jest bowiem niepewna i istnieje ryzyko opadów śniegu. Wyruszam więc 5 marca, około godz. 4.20. Pokonujemy kolejne etapy zdobywania wysokości, a przed nami most linowy. Przechodzimy go po pojedynczej linie nad przepaścią. Następnie trasa wiedzie granią, gdzie jest kilka ciekawych skalnych przejść. Wtedy też pojawiają się promienie wschodzącego słońca i przepiękne widoki.
Po 5 godzinach jestem na szczycie, o wiele szybciej niż myślałam. Przepełnia mnie ogromna radość. Jestem na wierzchołku Piramidy Carstensza, choć widoki ogranicza panująca mgła. Jednak nie umniejsza to satysfakcji. Jeszcze ponad 2,5 godziny powrotu z emocjami, bo ostatnie 30 minut to tropikalna ulewa. W skalnych rynnach, którymi wracamy, tworzą się wodospady i jest to powrót w bardzo wymagających warunkach. Już w BC dodatkowo brodzimy w błocie, a i w namiotach jest wilgotno, bo ulewy, które zdarzają się tu prawie codziennie, mają tropikalną intensywność.
A jeszcze powrót do Timika z problemami, bo pogoda ogranicza liczbę przelotów helikopterem i do tego musimy zostawić część bagaży w bazie, aby doleciały później. Jednak wszystko przebiegło zgodnie z planem, z szybkim wejściem i bezpiecznym powrotem.
Byłam liderem zespołu w skład którego wchodzili jeszcze – Jacek Łapiński i Paweł Gostyński. Wyprawa była zorganizowana przy współpracy z 4challenge.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie