Teoretycznie wiemy, że zimą groźne są lawiny, a latem pioruny, lecz statystyki wypadków świadczą o tym, że nawet tych zagrożeń nie doceniamy.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 05(15)/2021.
Jakich zagrożeń pogodowych mogą spodziewać się turyści w górach?
Pogoda bardzo mocno wpływa na bezpieczeństwo. To truizm, ale zbyt często o nim zapominamy. Teoretycznie wiemy, że zimą groźne są lawiny, a latem pioruny, lecz statystyki wypadków świadczą o tym, że nawet tych zagrożeń nie doceniamy. Tym bardziej więc umykają nam zagrożenia mniej ewidentne. Na przykład śnieg, który może wielokrotnie wydłużyć letni czas przejścia szlaku, a przecieranie jest o wiele forsowniejsze niż swobodny marsz. Może też utrudnić orientację, bo ścieżki pod nim nie widać, a znaki bywają zasypane, więc łatwo zabłądzić. Temperatura też budzi respekt, gdy mrozy są siarczyste. Ale zapominamy o tym, że nawet przy kilku stopniach powyżej zera, na wietrze i w przemoczonym ubraniu, może dojść do wychłodzenia. A latem temperatura w Tatrach potrafi spaść zaskakująco szybko, więc beztroska wycieczka, w koszulce, sandałach i krótkich spodenkach, może zamienić się w survival.
Zimą zazwyczaj mamy w plecaku ciepłą odzież, a latem łatwiej wyskoczyć w góry „na lekko”.
Zapominamy, że góry rządzą się swoimi prawami. Im wyżej tym jest zimniej, temperatura spada teoretycznie o ok. 0,6 stopnia Celsjusza na każde 100 metrów wysokości. W górach też częściej wieją silne wiatry, więc odczuwalna temperatura bywa dużo niższa od rzeczywistej, co bardzo przyspiesza wychładzanie. Częściej też pada – zimą oczywiście śnieg, a latem deszcz, choć w wyższych partiach także i śnieg może spaść. Poza tym na większych wysokościach i w zacienionych miejscach płaty śniegu potrafią utrzymywać się zaskakująco długo, niekiedy zalegając także na szlakach. To są bardzo groźne pułapki, gdyż próby przejścia takich twardych, zmrożonych płatów mogą skończyć się dramatycznie. Tym bardziej, że latem nie mamy zazwyczaj zimowego obuwia, o rakach nie wspominając. Deszcz także zwiększa zagrożenia, bo mokre skały, czy ścieżki są śliskie. Dodatkowo, w miesiącach wiosennych lub wczesnym latem, szczególnie rano i w miejscach zacienionych lub na większych wysokościach, deszcz po opadach może zamarzać. Tworzy wtedy cienką oblodzoną warstwę – niebezpieczną, bo niewidoczną i nieoczekiwaną.
Śnieg widać doskonale, a lód dużo trudniej zauważyć. Latem w ogóle się go nie spodziewamy.
Tak, na Orlej Perci turyści wielokrotnie wpadali w takie pułapki. A ściślej – niestety, spadali z nich. Nie zapominajmy też latem o wysokich temperaturach. W naszych górach są one wprawdzie mniej groźne, lecz w lipcu albo w sierpniu, gdy słońce operuje długo i mocno, może dojść do udaru cieplnego, jeżeli zapomnimy o odpowiedniej ilości płynów i nakryciu głowy. Dotyczy to zwłaszcza osób starszych oraz z dolegliwościami krążeniowymi. Słońce może też dotkliwie poparzyć. Zazwyczaj jednak w naszych górach częściej nam słońca brakuje niż cierpimy na jego nadmiar.
Wróćmy zatem do zagrożeń, których nam nie brakuje...
Warto wspomnieć o ograniczonej widzialności (w meteorologii nie używamy określenia widoczność), gdy wycieczki stają się nie tylko mniej przyjemne, ale także trudniejsze, a mogą być nawet niebezpieczne. W Tatrach szlaki są dobrze znakowane, ale – jak pokazują statystyki wypadków – pobłądzeń w nisko zalegających chmurach, czy mgle nie brakuje. A są takie miejsca, że zejście z właściwej ścieżki może skończyć się dramatycznie.
Na przykład?
W rejonie Buli pod Rysami, tam gdzie szlak podejściowy lekko skręca w prawo. Idąc w górę, praktycznie nikt się nie gubi. Natomiast schodząc – zapewne z powodu zmęczenia, a także zmroku lub gorszej pogody, co w Tatrach popołudniami jest częste – wielu turystów w tym miejscu idzie dalej prosto. I trafia do Żlebu Orłowskiego, który podcięty jest sporymi progami. Większość w porę orientuje się i wraca do szlaku lub wzywa pomoc. Ale niektórzy licząc, iż jakoś tamtędy jednak zejdą, schodzą tragicznie... Częste są też pobłądzenia we mgle na Czerwonych Wierchach. Łatwo tam ulec złudzeniu, że schodząc łagodnym stokiem, bezpiecznie zejdziemy na dół, nawet jeżeli zgubimy ścieżkę. Niestety – nie zejdziemy, gdyż w wielu miejscach, szczególnie po polskiej stronie, te trawiaste grzbiety obrywają się pionowymi, skalnymi ścianami. Miejmy też świadomość, że bardzo silny, porywisty wiatr potrafi przewrócić, poturbować, a w skrajnych przypadkach nawet zdmuchnąć z wąskiej, eksponowanej grani.

Stabilna pogoda i bezchmurne niebo to m.in. okazja do podziwiania mlecznej drogi nad Tatrami. Zdjęcie Adobe Stock
Które z zagrożeń pogodowych powoduje w górach najwięcej wypadków?
O ile wiem, nie ma takich statystyk. Natomiast z mojego doświadczenia wynika, że najczęstszą przyczyną wypadków spowodowanych pogodą jest oblodzenie lub zaśnieżenie szlaków, a latem także zawilgocenie skał. Niewinne poślizgnięcie na prostej ścieżce może spowodować złamanie ręki lub nogi, a na eksponowanym szlaku – lot w przepaść. Przyczyną wielu wypadków są również pobłądzenia, często spowodowane – tak zwaną – brzydką pogodą. Media jednak znacznie częściej donoszą o ofiarach lawin czy burz. Ale tych pierwszych nie ma aż tak wiele i nie zbierają wyjątkowo dramatycznego żniwa. Co absolutnie nie oznacza, że można je lekceważyć. Podobnie z burzami, które wprawdzie są w górach bardzo częste, lecz nie powodują tylu wypadków co deszcz, śnieg, czy lód.
Media pomagają doceniać to zagrożenie?
Tak, dzięki nim doskonale pamiętamy wypadek na Giewoncie sprzed dwóch lat. Zginęły wówczas cztery osoby, a 150 było poszkodowanych. Skala wypadku zrobiła ogromne wrażenie, lecz niestety niewiele nas nauczyła. Dwa dni później, schodząc z klientami z Zawratu, bo nad Orlą Percią zaczynało grzmieć, mijałem dziesiątki turystów idących pod górę. Na pytanie dlaczego ryzykują, odpowiadali, że liczą, iż burza przejdzie bokiem, a w ogóle to mają ją pod kontrolą...
Jak zatem mieć burze pod kontrolą?
No cóż, warto pamiętać, że burze występują nie tylko latem. Oczywiście ich apogeum przypada na czerwiec, lipiec i sierpień, lecz zdarzają się wiosną i jesienią, a pojedyncze nawet w zimie. Latem na Hali Gąsienicowej dni burzowych jest około 20 miesięcznie, a rekord wynosi 28.
Dlaczego w górach burz jest więcej niż nad morzem?
Bo prąd szuka najkrótszej drogi, a im mniejsza jest odległość między chmurą i ziemią, tym łatwiej dochodzi do wyładowania. Poza tym wysokie pasma górskie często zatrzymują chmury, więc burze rozładowują się nad nimi. Taki właśnie był mechanizm burzy sprzed dwóch lat na Giewoncie. Tam zatrzymała się i rozładowała burza orograficzna, która przez kilka wcześniejszych godzin przechodziła nad Słowacją ze stosunkowo niewielką liczbą wyładowań. A nad Giewontem rozładowała się praktycznie całkowicie. I całe szczęście, bo gdyby poszła dalej, to ofiar mogłoby być znacznie więcej. Dzień był bowiem słoneczny, więc po Tatrach wędrowały tłumy. Burza ta jednak nie powinna nikogo zaskoczyć, gdyż była w prognozach zapowiadana. Każdy, kto był wówczas na grani, mógł ją zauważyć i usłyszeć z wyprzedzeniem wystarczającym do bezpiecznego zejścia. To nie był grom z jasnego nieba, jak niektórzy próbowali to później sugerować.
Jak można burzę przewidzieć?
Upraszczając, mamy do czynienia z dwoma typami burz. Jedne to termiczne, spowodowane działalnością słońca, wysokich temperatur, parowania i w efekcie wypiętrzania się nad danym obszarem chmur, tak zwanych cumulonimbusów. Te burze powstają punktowo i pojawiają się względnie szybko, lecz ich symptomy są ewidentne: duchota, upał. Możemy założyć, że jeżeli rano słońce operuje mocno, a potem robi się duszno, to w godzinach południowych lub wczesnych popołudniowych pojawi się burza. Jeżeli rano niebo jest czyste, a potem pojawiają się na nim coraz liczniejsze chmury kłębiaste, które szybko wypiętrzają się do góry, to sygnał jest już alarmowy. Drugi typ to burze frontowe, związane z ruchami mas powietrza. Tego typu burze przychodzą nad dany obszar, a nie powstają nad nim. Symptomy ich nadejścia nie są tak wyraźne, jak w przypadku termicznych, lecz łatwiej je przewidzieć i z większym wyprzedzeniem zauważyć zwiastuny: ciemny front chmur na horyzoncie, czy odległe błyski wyładowań. Natomiast samą burzę poprzedza zazwyczaj silny, porywisty wiatr i wyraźna duchota. To ostatnie ostrzeżenie i sygnał do odwrotu. Obie burze są zapowiadane w prognozach, zarówno numerycznych, jak i synoptycznych.
Które z prognoz są najbardziej wiarygodne?
Najlepiej sprawdzić i porównać kilka różnych, krótkoterminowych, o jak najmniejszej siatce – czyli obszarze, dla którego komputer przelicza i podaje konkretne warunki atmosferyczne. Nie poprzestawajmy zawsze na jednej i tej samej, tylko dlatego, że kiedyś trafiła w dziesiątkę.
A z których prognoz Pan korzysta?
Patrzę na WeatherOnline, Mountain Forecast, Meteoblue, windy.com, yr.no, a także na serwis mojej firmy, czyli IMGW. Porównuję te prognozy i jeżeli są zbieżne, to uznaję za dość pewne.
A jeżeli są różne?
To na wszelki wypadek biorę pod uwagę tę, która zapowiada najgorszą pogodę, bo na siłę, przeglądając dziesiątki prognoz, zawsze znajdziemy słońce. Pomóc też mogą aplikacje informujące lub wręcz alarmujące o zbliżaniu się burzy frontowej. Poza tym coraz więcej zegarków jest wyposażonych w barometr, jeżeli zatem zauważymy, że ciśnienie spada o jeden, dwa hektopaskale na godzinę, to prawdopodobieństwo wystąpienia burzy rośnie.
Co powinniśmy ze sobą zabrać na letnią, jednodniową wycieczkę w Tatry?
Pamiętajmy, że musimy być przygotowani na nieoczekiwane i gwałtowne spadki temperatur. Wracając do wypadku spod Giewontu – tam większość turystów była zupełnie nieprzygotowana na tak duży spadek temperatury połączony z silnym wiatrem. Wielu osobom groziło wychłodzenie i gdyby nie sprawna akcja ratowników, liczba poszkodowanych, a może nawet ofiar, byłaby większa. Koszulka, krótkie spodnie i sandały mogą nam nie wystarczyć nawet w środku lata. Na nogach zawsze trzeba mieć solidne buty, a w plecaku długie spodnie i dobrą kurtkę. Warto też zabrać ze sobą folię NRC, która może przydać się (nam lub komuś) w razie nawet drobnego wypadku, jak skręcenie nogi, i konieczności oczekiwania na pomoc. O takich oczywistościach jak latarka, czekolada, prowiant, czy odpowiednia ilość płynów tylko wspomnę.
Ale co robić, jeżeli jednak złapie nas w górach burza?
To postarajmy się zejść jak najniżej, chociaż absolutnej gwarancji nie ma nigdzie. Unikajmy grani, otwartych przestrzeni, samotnych skał, czy drzew, a także potoków, strumieni i mokrych skał. Pamiętajmy, że większości porażeń nie stanowią wyładowania bezpośrednie, lecz przepływające po powierzchni. Nie opierajmy się więc o skały czy pnie drzew. Z tej samej przyczyny unikajmy łańcuchów i innych elementów metalowych, które doskonale przewodzą prąd. Oczywiście najbezpieczniejsi będziemy w schronisku, lecz jeżeli mamy do wyboru przeczekać burzę lub pędzić kilka kilometrów pod dach, to przeczekajmy. Jest takie pojęcie jak „napięcie krokowe”, co oznacza, że im dłuższe kroki będziemy stawiać, tym większe prawdopodobieństwo, że po uderzeniu pioruna gdzieś w pobliżu, prąd płynący po powierzchni ziemi, zamiast po niej, przepłynie przez nas...
Kucnijmy zatem ze złączonymi nogami?
Tak, dokładnie. Najlepiej na karimacie, która odizoluje nas od powierzchni. Odłóżmy wszelkie metalowe elementy ekwipunku, bo wprawdzie – wbrew stereotypom – nie przyciągają piorunów, lecz w razie uderzenia w pobliżu mogą poparzyć, gdy prąd przez nie przejdzie.
Podobnie jak telefony komórkowe...
Tak, telefony komórkowe również nie przyciągają piorunów, lecz mają baterie, które mogą eksplodować, jeżeli w pobliżu uderzy piorun. Wyłączmy je zatem, aby uniknąć wypadku lub uszkodzenia. Komputer w domu też przecież wyłączamy, słysząc grzmoty. Telefony są niezbędne, lecz mogą dawać złudne poczucie bezpieczeństwa, bo w wielu miejscach nie mają zasięgu, a przy niskich temperaturach rozładowują się szybko. Może się więc okazać, że gdy musimy wezwać pomoc, to nie możemy z nich skorzystać. A telefony komórkowe są obecnie podstawowym narzędziem do wezwania pomocy oraz lokalizacji osoby poszkodowanej. Gorąco polecam zainstalowanie aplikacji „Ratunek”, która równocześnie z prośbą o pomoc, wysyła współrzędne telefonu, co znacząco ułatwia nam, ratownikom, znalezienie poszkodowanego. W przypadku osób zagubionych pozwala wręcz „zdalnie” poprowadzić na właściwą ścieżkę.
Które góry w Polsce są najpogodniejsze i najbezpieczniejsze?
Nie chciałbym odpowiadać na to pytanie poważnie, bo dobrze znam tylko Tatry i nie zajmuję się klimatem gór kompleksowo. Natomiast z przymrużeniem oka mogę powiedzieć, że najpogodniejsze są góry najniższe, bo aura jest w nich najmniej zmienna. Wypadki jednak chodzą po wszystkich górach... Najbezpieczniejsze więc są te góry, po których nie chodzi nikt. Najlepszym tego przykładem jest lockdown w kwietniu 2020 roku – bodaj pierwszy miesiąc w powojennej historii ratownictwa tatrzańskiego, gdy nie odnotowano ani jednego wypadku. Co absolutnie nie oznacza, że próbuję zniechęcić do wyjścia w góry. Nie zapomnijmy tylko o zabraniu ze sobą zdrowego rozsądku.
Tomasz Nodzyński
Przewodnik tatrzański I klasy z ponad trzydziestoletnim stażem, ratownik-ochotnik TOPR, instruktor na kursach lawinowych, obserwator meteorologiczny w Stacji Badań Śniegu i Lawin IMGW-PIB na Hali Gąsienicowej. Autor przewodników po Tatrach i artykułów poświęconych pogodzie oraz bezpieczeństwu w górach.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!