Równo 110 lat temu Zygmunt Klemensiewicz, autor pierwszego polskiego podręcznika wspinaczkowego „Zasady taternictwa”, pisał tak: „poważnie myślący taternik nie stara się imponować laikom opowiadaniami o swoich przewagach…” O dziwo dziś, to zdanie nic nie straciło na aktualności.
Tekst Bogusław Kowalski
Nie brakuje bowiem „mistrzów”, którzy dla wątpliwej i krótkotrwałej sławy wrzucają do sieci zdjęcia, filmiki, relacje ze swoich solowych dokonań. Pomijam fakt, że to zwykła popelina, czy też jak mówią moje dzieci „cringe”. Nie można jednak inaczej nazwać publikowania w miejscach, gdzie odbiorcami są ludzie niezaznajomieni z relacjami z przejść dróg łatwych, często kursowych i to raczej z kategorii tych mniej ambitnych.
Setki achów i ochów wywołują w adresatach poczucie samouwielbienia i zatracenie samokrytycyzmu. Pomijam fakt, że trudno te „sukcesy” oceniać w kategorii sportowej, bo daleko odbiegają od wyczynu. Bardzo często takie przejścia mogłyby stanowić ścieżki dojściowe lub zejściowe zasadniczych trudności dróg wspinaczkowych. Pomijam również fakt, że na ogół autorzy, a jednocześnie bohaterzy tych filmików, mają słabe umiejętności techniczne, czego na ogół nie są świadomi. Zapominają jednak o tym, że publikacja w sieci wiąże się ze sławą bardzo często wątpliwą, bo kto ma wiedzę i doświadczenie, bardzo szybko wyłapie poważne błędy. Bywa, że owa indolencja autora materiału grozi trafieniem do „Kroniki wypadków”.
Sądzę, że tacy „mistrzowie” chwalą się w sieci głównie dlatego, że pragną sławy. Jest to też powód samotnych na ogół wypadów w góry. Lecz taki styl potęguje możliwość zabrnięcia w bardzo poważne kłopoty. Co rusz bowiem ratownicy muszą pomagać górskim influencerom. Jednak na ten temat milczą internety. Próżno też szukać w sieci, kompromitujących przecież, zdjęć czy filmów. No bo czym tu się chwalić? Gdy ciało jest znużone i strach zagląda w oczy, to ciężko o wystudiowaną pozę. Okulary lodowcowe też są raczej zbędne, kiedy zmrok już dawno zapadł. Nici więc ze sławy, lajków i pozytywnych komentarzy. Dlatego milczą „mistrzowie” do kolejnego wypadu w góry. A gdy następnym razem powiedzie się gra w dwa uda, to kroplówka z pochlebstwami zostaje ponownie podłączona. I gra rozpoczyna się od nowa.
Pal licho lamerów! O wiele bardziej groźny jest fakt, że publikowanie tego typu filmów czy zdjęć, to zachęta dla naśladowców. Niestety, w kraju nad Wisłą króluje hasło „jemu się udało, to ja również spróbuję”. Ruszają więc ku południowym krańcom Polski rzesze śmiałków skuszonych wizją lajków, serduszek i uskrzydlających komentarzy.
Podążają „zdobywać” góry potomkowie husarzy i Lodowych Wojowników, a czynią to na przekór prognozom pogody, komunikatom lawinowym, ostrzeżeniom ratowników, które nagłaśniane są w mediach. Idą ku szczytom pomimo kolejnych nekrologów typu „żył w zgodzie z pasją”, „ukochał góry i w nich pozostał”. A przecież w górskiej śmierci nie ma nic romantycznego, w żadnej nie ma. Jest tylko ból bliskich.
Oni idą, bo są zawładnięci poczuciem nieśmiertelności, bo „mnie to się nigdy nie przytrafi”. Idą, bo zwycięża chęć pokazania selfika, czy też filmu kręconego z kamery zamontowanej na kasku. A gdy to już się uda, to do sieci trafiają świadectwa męstwa oraz… ignorancji. W ślad za tym pojawiają się naśladowcy i kolejni, a wirus „ja też” rozprzestrzenia się od morza aż po samiuśkie Tatry. Brakuje w tym pokory, chęci nauki górskiego rzemiosła, czy chociażby jego podstaw. Nie ma zwykłego rozsądku. W jego miejsce pojawia się zachłanność na góry i na pochlebstwa. Dlatego wyruszają po nawóz pod kolejne lajki i udostępnienia.
Mam świadomość tego, że ten tekst nie zdobędzie popularności porównywalnej z inkryminowanymi przeze mnie obrazkami. Starannie dobrany kadr, ładne ujęcie, dramatyczny filmik zawsze wygra ze słowem, szczególnie podszytym dydaktyką. Jednak być może ktoś się zastanowi. Może kogoś moje słowa skłonią do refleksji i się powstrzyma… Dlatego mówię Wam, strzeżcie się fałszywych idoli, którzy przychodzą do Was w filmikach i na zdjęciach, a wewnątrz są lamerami.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
jestem alpinista od bez mala pol wieku.to sprawa miedzy mna a gorami.
Brawo! Siedział mi ten temat w głowie już dawno, ubolewam nad tym co się z Tatr teraz robi, i kto w nich bywa.. Cieszę się, że zaczyna się w środkowemu o tym mówić głośniej
Czyli boli mnoe że ktoś się chwali ze swojego osiągnięcia bo ja jestem lepszy i jego osiagniecie jest G warte wiec mu to powiem. Przecież wiadomo że chwalić się mogą tylko lepsi ode mnie, a niepiej też nie bo mnie to zirytuje. Trochę dziad z Ciebie wychodzi w tym tekście...
Czyli powtórka z "Rzygu kamienia"?