Reklama

Cumulus na szlaku - Kungsleden, czyli Szlak Królewski

514 tys. 427 - to liczba kroków, które musiałem wykonać, aby dotrzeć z miasta Hemavan na południu do Abisko, na północy długodystansowego szlaku o nazwie Kungsleden. A to po szwedzku znaczy Szlak Królewski.

 

Szlak ten liczy około 440 kilometrów, a połowa jego długości przebiega za linią koła podbiegunowego w północnej części Szwecji. Im dalej na północ, tym krajobraz staje się coraz bardziej surowy, a pogoda potrafi zaskoczyć niejednego doświadczonego piechura. 

 

Kiedy wyruszyć?

Wyruszając we wczesnym sezonie letnim, czyli od czerwca do połowy lipca, doświadczysz dni polarnych, które umożliwią Ci maszerowanie przez całą dobę, bez pomocy światła czołówki. Jednak na mijanych górskich szczytach, a nawet bezpośrednio na szlaku, wciąż może zalegać śnieg, którego topnienie rozmoczy ścieżki, poziom wody w rzekach i strumieniach będzie znacznie podwyższony, a ilość komarów może doprowadzać do obłędu. 

Nieco późniejszy letni okres, przypadający od połowy lipca do końca sierpnia, niesie ze sobą równie wiele zmienności. Jest to pora, na którą przypada największa ilość opadów, temperatury mogą sięgać znacznie powyżej 20 stopni, ale wartości poniżej zera nie są niczym nadzwyczajnym. Ostatnim miesiącem, który daje szansę na pełne skorzystanie z infrastruktury szlaku jest wrzesień, a właściwie jego pierwsze trzy tygodnie. Trzeba jednak pamiętać, że w tym czasie niektóre schroniska są zamykane, a konieczne przeprawy motorówką przez jeziora i rzeki okazują się już niemożliwe. Jest też szansa na pokonanie szlaku zimą i mam nadzieję, że spróbuję podjąć to wyzwanie w przyszłości.

 

Widok z przełęczy Tjaktja na dolinę Tjaktjavagge,  fot. Tomasz Szauer

 

Renifery towarzyszyły mi niemalże każdego dnia wędrówki,  fot. Tomasz Szauer

 

Przygotowania i logistyka

Kungsleden jest dwukierunkowym szlakiem, na który wyruszyłem w rzadziej wybieranym wariancie z południa na północ. Dlaczego? Po pierwsze, przez większą część dnia słońce miałem za swoimi plecami. Po drugie, większość innych turystów mijam w ciągu około dwóch godzin, by później maszerować samotnie, na czym szczególnie mi zależało. Często były takie dni, gdy mijałem kilka osób w ciągu pierwszych kilku porannych kilometrów, a następnie przez 20 kolejnych nie spotykałem żywej duszy. Nie licząc oczywiście setek reniferów.

Na szlak wyruszyłem w połowie sierpnia, jednak podróż rozpoczęła się w mojej głowie zdecydowanie wcześniej. Samo przygotowanie merytoryczne, fizyczne, jak i samo kompletowanie, ważenie i wreszcie pakowanie ekwipunku jest dla mnie równie ekscytujące jak sama podróż. 

Zdecydowałem się spakować możliwie lekko, lecz z zapewnieniem pewnego poziomu komfortu. W moim plecaku zdecydowana część sprzętu była z kategorii ultralight, ale nie zabrakło takich dodatków, jak dmuchana poduszka czy też książka. Sam sprzęt ważył 8 kg, dodatkowo na połowę trasy zabrałem ze sobą 4 kg prowiantu. Na szlaku istnieje możliwość odebrania w niektórych schroniskach depozytu, czyli wcześniej wysłanej przez siebie paczki. W moim przypadku była to paczka z liofilizowaną żywnością, którą odebrałem po 240 km marszu.

 

Kungsleden fot. Tomasz Szauer

 

440 km drogi

Swoją przygodę rozpocząłem późnym popołudniem w mieście Hemavanna na południu Szwecji, gdzie dotarłem bezpośrednim samolotem ze Sztokholmu. Już po pierwszych kilometrach marszu nawiązałem nowe znajomości. Każda napotkana osoba pomimo ciężkiego plecaka, przemoczonych butów i kapryśnej pogody chętnie zatrzymywała się, aby zamienić kilka zdań. 

Infrastruktura obozowa przygotowana jest wręcz fenomenalnie przez Swedish Tourist Association - STF. Szlak oznakowano wzorowo i wyjątkowo trudno jest zabłądzić. Co kilkanaście kilometrów (z wyjątkiem odcinka pomiędzy Ammarnas i Kvikkjokk) znajdują się chatki, w których istnieje możliwość schronienia oraz uzupełniania zapasów, a każdy z jej opiekunów jest niezwykle życzliwy i pomocny. Wiele razy z tego powodu, zakup czekolady zamieniał się w godzinną pogawędkę o wrażeniach z trasy czy też sprzęcie. Na szlaku znajdują się również proste, lecz niezwykle pomocne schrony awaryjne, gdzie można przeczekać chwilowe załamanie pogody. Noc możesz w nich spędzić jedynie w skrajnych sytuacjach.

 

Mroźne powietrze i słoneczna pogoda,  fot. Tomasz Szauer

 

Do celu dotarłem zdecydowanie szybciej niż pierwotnie zakładałem, bo już po 16 dniach marszu. Przez połowę trasy maszerowałem w ciągłym deszczu i zdecydowanie zatęskniłem za słońcem i suchymi butami. Przytrafiło mi się również kilka przygód takich jak konieczność zszycia kilkucentymetrowej dziury w bucie czy też przeprawa przez rzekę, ponieważ zaznaczony na mapie most został zerwany i leżał kilka metrów w dole rzeki. Na szczęście w najbardziej malowniczej, północnej części szlaku pogoda mi sprzyjała. Dzięki temu mogłem podziwiać w świetnych warunkach piękno narodowych parków Abisko, Stora Sjöfallet oraz Sarek. 

 

Kungsleden fot. Tomasz Szauer

 

Kungsleden to szlak o niewielkiej liczbie przewyższeń, gdzie poziom trudności nie jest wysoki, a dodatkowo można przejść jedynie jego fragmenty. Surowy, ale niezwykle malowniczy krajobraz zmienia się równie szybko jak warunki pogodowe, a logistyka związana z kilkoma obowiązkowymi przeprawami rzek i jezior łodzią dodają całej trasie dodatkowego smaczku. Szlak oferuje wiele niezapomnianych wrażeń i doświadczeń, a wspomnienia sprawiają, że już zaczynam planować zimowe przejście!

 

Tekst i zdjęcia Tomasz Szauer, wyznawca stylu fast & light oraz koordynator produkcji w Cumulus®

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do