Reklama

Wyprawa w Góry Orlickie. Kapitalny wschód słońca, unikalny mikroklimat i piękna przyroda. Niezwykłe torfowisko pod Zieleńcem.

Czuję się, jakbym wybierał się po Koronę Himalajów i Karakorum. Po wielu dniach siedzenia w domu po raz pierwszy ruszam w góry. Szukając miejsca, gdzie będę miał szansę powędrować w samotności, padło na Góry Orlickie. Chodzą słuchy, że jest tam klimatycznie.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 03/2020.

[middle1]

 

Kilka tygodni narodowej kwarantanny pozostawiło w psychice sporą zadrę, potęgując tęsknotę za górami do niewyobrażalnych wcześniej rozmiarów. Kiedy zniesiona została duża część zakazów i obostrzeń, postanowiłem śmielej ruszyć ku wyżynom. Góry dla mnie to narkotyk, a każda w nich wizyta tylko ten nałóg pogłębia. Lekarze pozostają bezradni.

 

Szukając celu wycieczki, zależało mi wybraniu mniej popularnej trasy, pójściu nieco wyżej niż szczyt Ślęży (718 m n.p.m.), ale też na tym, aby nie spędzić wielu godzin w samochodzie. Od jakiegoś czasu planowałem uderzyć w Góry Orlickie, o których słyszałem, że szczególnie wiosną i jesienią są niezwykle klimatyczne. Wysokość nieco ponad 1000 metrów n.p.m., okolica piękna, momentami dzika, mniej wśród turystów popularna – nic lepszego na zachętę nie trzeba.

 

Widok na torfowisko pod Zieleńcem. Góry Orlickie i Zieleniec z wieży widokowej. Zdjęcie Paweł Bielecki

 

Kukuczka to był gość

 

O odpowiednią atmosferę zadbałem już w samochodzie, odpalając na głośniku książkę „Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście” Dariusza Kortki i Marcina Pietraszewskiego. Mimo, że znam historię Kukuczki całkiem dobrze, jadąc w góry wpadłem dzięki audiobookowi w niesamowity trans. Przeniosłem się na chwilę do Karakorum, gdzie Kukuczka razem z Wojtkiem Kurtyką robili trawers Broad Peaków (co za wyczyn!), czy zdobywali Gaszerbrumy. Błyskawicznie uruchomiły się wspomnienia z czasów, które doskonale pamiętam. Spotkania z Kukuczką w rodzinnym domu, czekanie na teleksy z gór najwyższych w redakcji „Trybuny” - kiedyś „Robotniczej”, potem „Śląskiej” - w której mój ojciec dziennikarz pisał o wyprawach. Ich momentach tryumfu, ale też tragicznych chwilach szczególnie na południowej ścianie Lhotse.

 

Jadę, słucham, towarzyszy mi kapitalny wschód słońca. Przede mną rozpościerają się sudeckie pasma: Góry Bardzkie i Sowie, a na wysokości Boguszyna przed Kłodzkiem kolejne - Stołowe, Bystrzyckie, Masyw Śnieżnika. Piękna jest cała Kotlina Kłodzka. Wiele tu miejsc godnych polecenia na wczasy, aktywny wypoczynek, rowerowe czy piesze eskapady. I co ważne, w większości przypadków są to mniej popularne tereny, co w dzisiejszych czasach jest przecież dość istotne.

 

...

Płatny dostęp do treści

Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.

Pozostało 73% tekstu do przeczytania.

Wykup dostęp

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do