Reklama

Łemkowyna Trail. Beskid Niski - Wyścig górski w sercu dzikiej przyrody

Rozległe, dzikie i bezludne. Naszpikowane historią, zarastającymi szlakami i wioskami, gdzie czas usilnie stoi w miejscu. Czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce do biegania, niż najdziksze pasmo w polskich górach? 

 

Setka w krainie Łemków 


 

Oficjalnie ciągnie się od Przełęczy Tylickiej na zachodzie, aż po Łupkowską, przy słowackiej granicy na wschodzie. Lecz na wyobraźnię lepiej działa zakres od Krynicy-Zdrój po Komańczę. W Beskidzie Niskim wciąż są miejsca, gdzie prędzej spotkamy niedźwiedzia niż człowieka. Gdzieś między brodami rzecznymi, wysiedlonymi wsiami pośród zdziczałych sadów. Dla wielu to ostatni bastion górskiej dziczy. W opozycji do bieszczadzkich tras zadeptywanych latem niczym Tatry. 

 

Wyśpisz się na mecie

 

Nie ma tu alpejskich podejść, kruchej skały, ani przewyższeń ubijających mięśnie. Ale jeśli popada, dawna kraina Łemków zmienia się w „błotowynę”. I wciąga, dosłownie i w przenośni, każdego śmiałka. Najlepszym sposobem, by sprawdzić, czy Beskid Niski faktycznie bywa „sercu bliski”, jest organizowana od 2014 roku Łemkowyna Trail. Kultowy i jednocześnie jeden z najbardziej wymagających biegów górskich w Polsce. Paradoksalnie, ta trudność polega właśnie na… bardzo biegowej trasie. Podbiegi są na tyle łaskawe, że wręcz wypada brać je truchtem. Szczególnie, gdy przemieszczamy się po trasie wyznaczonej w większości Głównym Szlakiem Beskidzkim. A koronny dystans sunie przez 150 km – w istocie od krynickiej pijalni, aż po brzeg Osławicy w Komańczy. 

Fragmentarycznie, bo na dystansach 70 i 48 km doświadczyłem już tej przygody podczas wcześniejszych edycji tej imprezy. Dlatego tym roku przyszedł czas na ponad 100-kilometrową perełkę. Trasę, łamiącą schemat GSB, gdyż jako jedyna na całym festiwalu snuje się wzdłuż granicznych znaków na rubieżach Jaśliskiego Parku Krajobrazowego. W życiu bym się tam sam nie zapuścił. I pewnie też nikt ze znajomych nie dałby się namówić na wędrówkę w tych stronach. Tak oto Łemkowyna Trail zabrała mnie na szlak, o którym najpewniej zapomnieli nawet znakarze.

Logistyka „Łemko” opiera się na autobusach dowożących zawodników na start, m.in. z Komańczy (meta mojej wyrypy). Całe szczęście, bo odjazd grubo przed świtem i godzina bujania na tylnym siedzeniu daje szansę na dospanie po zerwanej nocy. Zwłaszcza gdy Iwonicz-Zdrój (miejsce startu) wita setki trailowców lodowatym wiatrem. Wystarczy spojrzeć im w oczy, by poczuć emocje, jakie wywołuje stukilometrowe wyzwanie biegowe. Debiutanci nerwowo sprawdzają obowiązkowe wyposażenie. Stare wygi przegryzają drugie śniadanie. przymykając powieki w cieple korytarzy kina Wczasowicz. Zaś pijalnia? Pachnie dziś izotonikiem i maściami rozgrzewającymi. 

 

 

Korona do kolekcji

 

Ruszamy punktualnie o 7. Rozbudzeni wrzawą kibiców i metalową kapelą Pantera na głośnikach. Lecz zanim słońce nagrzeje płuca i mięśnie, trzeba nam pokonać parkowe alejki i asfalt wklejony między Lubatową a Jasionkę. Już z tej perspektywy widać monstrualną kopułę Cergowej (716 m n.p.m.). De facto od niej zaczynają się góry na trasie. Szlak wpada w gęsty las, liście zaczynają przyjemnie szemrać pod butami, gdy nagle ścieżka staje dęba. Zakosy wiją się w stronę Jaskini Gdzie Samolot Spadł, która swą osobliwą nazwę zawdzięcza wypadkowi niemieckiego samolotu transportowego w 1944 roku. Dodatkową atrakcją jest czołówka dystansu 70 km zbiegająca z naprzeciwka w tempie rajdówek. A jak człowiek zbije piątkę z późniejszym zwycięzcą biegu, to od razu nabiera sił, by wdrapać się na szczytową wieżę widokową. Stoi ona na Cergowej od sześciu lat i oferuje panoramę od Beskidu Niskiego, przez Gorce aż po Tatry. 

Kolejne dobre wieści pokazuje zegarek: prawie 10 km za mną, więc pora zacząć długi zbieg do Zawadki Rymanowskiej. Wśród młodników i małych polan, gdzie słońce roztapia poranny szron. Stawka rozciągnęła się na tyle, że do wsi wpadam zupełnie sam. Wprost na dawną cerkiew greckokatolicką pod wezwaniem Narodzenia Bogurodzicy z 1855 roku. A potem dalej, hyc za żółtymi znakami na stromą kulminację Piotrusia (728 m n.p.m.), znanego z jaskini i źródełka związanego z legendą o św. Janie z Dukli. 

Podobnie jak Cergowa, góra ta należy do Krośnieńskiej Korony Górskiej, czyli 15 szczytów rozsianych w całym powiecie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zdobyć ją na biegowo. A do tego potrzeba całej masy kalorii, które uzupełniam przy polu namiotowym Stasiana. Niby zwykły parking przy drodze z punktem żywieniowym, gdzieś między Jaśliskami a przejściem granicznym w Barwinku, a daje tyle radości po 18 km.

- Jedzcie i pijcie, bo dalej już tylko paryje i koniec świata – radzą wolontariusze.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że na Podkarpaciu nazywają tak krzaki do pasa, mokradła i wąwozy rodem z książek Tolkiena. 

 

 

Idylliczne omamy

 

Pierwsze podejście na Ostrą (687 m n.p.m.) zgodnie z nazwą wyciska ze mnie siódme poty. Mijając Rezerwat Przełom Jasiołki zastanawiam się za to, czy na świecie istnieją większe paprocie? Parę kilometrów dalej, za Czerwonym Horbem (618 m n.p.m.), czuję się jak Tony Halik mający zaraz odkryć nowe plemię w Amazonii. Dobrze, że w końcu wpadam na drogę w Lipowcu, która jest małym bastionem cywilizacji. Jeśli tak można nazwać opuszczoną niegdyś wieś przy starym Trakcie Węgierskim, prowadzącym od Jaślisk na południe. Dziś nęci turystów między innymi agroturystyką i stadniną koni. Ponadto stąd wspina się szlak na Kamień na Jaśliskami (857 m n.p.m.) - najwyższy szczyt w całym wschodnim i środkowym Beskidzie Niskim. Rozłożystą, dwuwierzchołkową górę, która nie wybacza braków treningowych. W szczególności długich wybiegań. 

Za mną 34 km po jak na razie łaskawym i suchym terenie. Buty z dobrym bieżnikiem dają radę. Muszę się tylko pilnować z nawodnieniem, bo następny oficjalny wodopój dopiero za 10 km. A po drodze czeka mnie jeszcze kilka grzbietów i cmentarzy wojennych na niebieskim, granicznym szlaku. 

[paywall]

Poza biegaczami nie ma tu absolutnie nikogo. Ani pół grzybiarza czy śpiącego drwala. Tylko bicie serca w uszach, echa I wojny światowej i pierwsze myśli o zmroku. Od startu widziałem, że do mety dotrę w środku nocy. Jednak dopóki mogę, wyciskam z nóg, ile się da za dnia - na łagodnym zbiegu do Rudawki Jaśliskiej i dalej drogą przez zalane łąki na Jasiel. Dwie nieistniejące wsie, rozświetlone popołudniowym słońcem, wyglądają jak krajobraz stworzony przez sztuczną inteligencję na hasło „sielanka”. 

Wokół złote barwy na drzewach, polna dróżka kręcącą się po horyzont, a do tego ciepła sobota, więc po szutrze maszerują rodziny z dziećmi. Są jacyś traperzy z plecakami większymi od siebie, a nawet wielkomiejska rewia z torebkami o wartości dobrej pensji. Jak na pierwszych turystów spotkanych od startu istna mieszanka wybuchowa. Do tego stopnia, że zaczynam się podejrzewać o pierwsze halucynacje. Z opresji wybawi mnie drugi pit stop z podwójną porcją zupy. Najlepsze lekarstwo na marazm i zmęczenie, gdy mamy w nogach górski maraton. Daję sobie kwadrans na uspokojenie żołądka, parę głębszych wdechów i ruszam z powrotem na granicę. Stromym, leśnym podbiegiem, na Kanasiówkę (823 m n.p.m.). 

 

 

Noc dodaje magii

 

Spod stóp powoli ucieka mi główny grzbiet Karpat i Rezerwat Przyrody Źródliska Jasiołki. W linii prostej mam do Komańczy niecałe 8 km, ale do mety co najmniej 50. Jak to możliwe? 

Oto skręcam w ciągnącą się przez 9 km dolinę, kończącą się dopiero w osadzie Moszczaniec. Zastaję w niej niezliczone stada krów, łąki wyjęte żywcem ze starych tapet windowsa i kilkanaście brodów do pokonania. Przy najgłębszym, sięgającym powyżej kolan, organizatorzy rozwiesili linę. Ale i tak potulnie ściągam buty i skarpety, żeby nie przemoczyć stóp przez mroźną nocą.

W sławnej Chałupie Elektryków (studenckiej bazie turystycznej) na Polanach Surowicznych kończę dzień, wlewam w siebie litr herbaty i odpalam czołówkę. Biegnę przez niezamieszkaną dolinę, a kiedyś ludną wieś. Łąkami do góry, na czubek Polańskiej (737 m n.p.m.) w towarzystwie Krwawego Księżyca, tuż po superpełni rozświetlającej niebo. Godzinę później leśna droga wypluwa mnie na asfalt w Puławach. Najpierw Dolnych, potem Górnych, gdzie po 74 km walki mogę usiąść na ławce, posłuchać muzyki i zjeść tyle żurku, ile tylko zechcę. Taki punkt żywieniowy to idealna sceneria, aby schować się przed mrozem rozmyślając. po co ja to w ogóle robię?

Od tej pory bieg zaczyna przypominać podróż do wnętrza siebie. Zaczynam mówić na głos, szuranie podeszwą zaczyna brzmieć jak stare kawałki The Prodigy, a las… zdaje się nie mieć końca w tym Paśmie Bukowicy. I jeszcze te znicze przy ścieżce, Na szczęście prawdziwe, zapalone przez obsługę punktu na Wilczych Budach (759 m n.p.m.). Wiata z ogniskiem, ciepłą kiełbaską i kubek coli dodają mi nowych sił. Blisko stąd na szczyt Tokarni (778 m n.p.m.), który trudno pominąć przez „zdobiący go” maszt telefonii komórkowej. Lecz zbieg z tej kopuły do Przybyszowa, to już jeden z tych momentów za „milion dolarów”. 

Pode mną łąki i niemal bezludna dolina. Nad głową lawina gwiazd, a między tym wszystkim cisza i szczypiący w nos mróz. Gdzieś w oddali majaczy światełko ostatniego punktu żywieniowego. Co z tego, że mam w nogach prawie 90 km? Że jest prawie północ? Zaraz wypiję mocną kawę, podratuję się ciastkami i ruszę po skalp ostateczny. Lasem i błotem przez grzbiet Kamienia, na szatański Wahalowski Wierch (666 m n.p.m.), wysysający zimnym wiatrem najprostsze myśli z głowy, aż po Klasztor Sióstr Nazaretanek w Komańczy. 

Wpadając na asfalt pozwalam sobie na kilka łez. Wiem, że to wspomnienie kilkunastu godzin w trasie, ta dzień i noc w Beskidzie Niskim, zostaną ze mną na zawsze. W każdej chwili zwątpienia będę mógł do nich wrócić i powiedzieć na głos „to tylko błahostka, skoro kiedyś przebiegłem ponad 100 km po górach”. A na razie z pokorą wieszam medal na szyi, staram się usiąść i zjeść ciepły posiłek na mecie. Dziś i tak nie zasnę. Kiedy zamknę oczy, cała trasa znów przewinie się pod powiekami.

 

 

Łemkowyna Trail w pigułce 

 

  • Podczas zawodów można spróbować swoich sił na dystansach 150, 100, 70, 48, 30 i 10 km. Zwłaszcza dwa ostatnie są polecane dla osób zaczynających przygodę z biegami górskimi. Trasy w większości bazują na Głównym Szlaku Beskidzkim w Beskidzie Niskim.
  • Biegacze przemierzają krainę Łemków, niegdyś tętniącą życiem, dziś nieco zapomnianą. I choć Łemkowie rozjechali się po całym świecie, to ich ducha wciąż można spotkać w okolicach cerkwi, w Chyrowej czy w Przybyszowie, czy w końcu na Cergowej, skąd można podziwiać szerszą panoramę. Łemków można spotkać także na trasie – rokrocznie, coraz liczniej stają na starcie niemal każdego dystansu.
  • Kolejna edycja odbędzie się w październiku 2025 roku. Na stronie www.ultralemkowyna.pl już teraz można się zapisać i zapoznać ze szczegółami tras.

 

 

Informacje praktyczne 

 

Dojazd

Ze względu na wspólną metę dla wszystkich dystansów, za bazę warto obrać Komańczę. Stąd odjeżdżają autobusy na start poszczególnych dystansów. 

Z centralnej Polski do Komańczy dojeżdżamy najpierw do Rzeszowa autostradą A4, a dalej drogami wojewódzkimi i krajowymi, np. przez Niebylec, Brzozów, Sanok, Zagórz – tu skręcamy na Lesko i Cisną lub od razu do Komańczy (czas jazdy z Rzeszowa to ok. 2,5 godz.). 

Komunikacją zbiorową najpierw musimy dostać się do Sanoka, a potem lokalnymi liniami do Komańczy w dni powszednie o 10.34, 12.44 i 15.19, w soboty dodatkowy kurs o 6.49; powrót – o 8.19, 11.49, 13.50, w soboty dodatkowy kurs o 5.25.  

 

Noclegi

 

Agroturystyka Komańcza K85

Komańcza 85

tel. 512 282 352 

Cena: 80 zł/os. z pościelą 

 

Pod Kominkiem 

Komańcza 133

tel. 501 416 874

cena: od 80 do 100 zł za osobę

www.podkominkiem.com

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 06/12/2024 16:08
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do