Autobus sunie białą drogą. Wokół arktyczne ciemności. Z rzadka przebłyskują światełka domów. Poprosiłam kierowcę, by zatrzymał się przy moście na rzece Umeälven, tuż przed Hemavan, gdzie zaczyna się najbardziej znany szwedzki szlak - Kungsleden. Jest już godzina 23 i chciałabym jak najszybciej położyć się spać po długiej podróży. Ach, gdybym była arktycznym lisem, wskoczyłabym po prostu w zaspę, zwinęła się w kłębek w puszystym śniegu i nakryła własnym ogonem. Jest -25 stopni Celsjusza. Na niebie migoczą gwiazdy, na północnym horyzoncie majaczy blada zorza polarna. Właśnie tam się kieruję, wywlókłszy z bagażnika cały swój zimowy ekwipunek.
[middle1]
Będę się poruszać na nartach backcountry, ale póki co ich nie zakładam, bo letni szlak nad rzeką jest ubity przez skutery śnieżne. Wielki 75-litrowy plecak został specjalnie uszyty tak, żeby pasował na małe sanki wędkarskie, które służą mi jako pulki. Zimą też pakuję się na lekko i zamiast 50 kg bagażu, jaki zazwyczaj zabierają ze sobą wędrowcy na pobyt w Laponii, mam 20 kg i to z 12-dniowym zapasem jedzenia.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 92% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!