Godzina 9 rano. Iwonicz-Zdrój. Jedno z najstarszych polskich uzdrowisk płonie złotymi liśćmi i mrozi dłonie lodowatym powietrzem. Do walki zagrzewa nas spiker i tumult 600 stóp przy linii startu. Zamykam oczy, biorę głęboki wdech i oswajam ciało ze stanem medytacji. Ten trans potrwa przez następne 48 km.
Wiatr historii we włosach, ślady nieistniejących wsi i ziemia Łemków pod stopami. Na tych fundamentach zrodziła się Łemkowyna Ultra-Trail. I w środowisku biegaczy górskich ma status imprezy kultowej. Z międzynarodową obsadą, w pełni profesjonalnym przygotowaniem i gronem zagorzałych fanów co rok powracających na najważniejszy beskidzki szlak.
[middle1]
Ale w tej zabawie chodzi o coś więcej. O klimat mety w Komańczy, tabuny kibiców na trasie, o najpiękniejszy jesienią Beskid Niski, setki uśmiechów i energię wolontariuszy. Wspomnienia błota na trasie, podmuchy wiatru zapierające dech i zwane tu „wmordewindem”. A na końcu… o przekraczanie własnych granic. Bo na Łemkowynie, biegaczem - „finiszerem” może zostać każdy. Jeśli dasz radę pokonać 30 km w pięć godzin to podejmij wyzwanie i wystartuj w Puławach Górnych, na najkrótszym dystansie. Albo szykuj się na 150-kilometrową przygodę życia, czyli bieg przez całe pasmo począwszy od Krynicy-Zdroju. Z 35-godzinnym limitem czasu, drzemkami po drodze i całą nocą w trasie, podczas której wycie wilków może być prawdą i zarazem halucynacją.

Zdjęcie Michał Loska Fotografia
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 84% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie