Całodniowa wycieczka z kursem przewodników beskidzkich na najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego. Kapryśnica w pełnej krasie i zdecydowanie złym humorze. W tle echa ważnych wydarzeń i historii babiogórskiej turystyki. Zapraszam na górę jedyną w swoim rodzaju.
Poniższy tekst ukazał się w letnim Wydaniu Specjalnym nr 6(40)/2024.
[middle1]
W sobotni poranek ze snu wyrywa mnie nieprzyjemny dźwięk budzika kolegi. - Za wcześnie! - myślę półprzytomny. Kto potrzebuje tyle czasu przed wyjściem w góry? Przykrywam głowę kołdrą i przenoszę się trochę za daleko w przyszłość. No tak… Teraz to już trzeba biec. Przeskakując co drugi stopień pędzę do stołówki. Nie ma czasu na fanaberie - jem to, co leży najbliżej i popijam wrzącą herbatą. Na koniec proszę panie kucharki o podanie z lodówki prowiantu na drogę. Patrzą się na mnie trochę dziwnie. Może dlatego, że mówiąc wciąż przeżuwam, na dodatek z poparzonym językiem.

Grzbiet Babiej Góry. Zdjęcie Kuba Polanowski
Jestem na kursie przewodników beskidzkich w Beskidzie Żywieckim. Dzisiejszy plan - Babia Góra zwana też Królową Niepogody. Przydomek, jak się później okaże, w pełni zasłużony. Kiedy podjeżdżamy do Zawoi Markowej (716 m n.p.m.) przed nami wznoszą się strome północne zbocza. Przekraczając granicę Babiogórskiego Parku Narodowego (BgPN) wchodzimy w dolnoreglowy las spowity mgłą. Niektóre okazy jodły czy buka osiągają nawet 40 metrów wysokości. Najstarsze drzewa szacuje się na około 350 lat - pamiętają więc okres panowania Jana III Sobieskiego. Kiedyś to były czasy…
Maszerujemy przez Pośredni Bór wzdłuż szumiących wód Marków Potoku. W jego dolinie rośnie symbol BgPN okrzyn jeleni, charakterystyczna roślina z rodziny selerowatych. Pół godziny później przekraczamy ciek drewnianą kładką. Teren staje się coraz bardziej stromy i teraz słychać głównie grupową zadyszkę. Kilkaset metrów dalej przechodzimy przez most z bali. Za nim skrzyżowanie ścieżek, na którym skręcamy w prawo podążając za zielonymi znakami. Prosto poszlibyśmy Dolnym Płajem, obecnie niedostępnym dla turystów. Wspinamy się w górę na urokliwą Kolistą Polanę, gdzie w latach 60. miał powstać Dom Turysty im. Lenina z prowadzącą do niego koleją linową. Na szczęście dzięki protestom przyrodników i babiogórskich działaczy zrezygnowano z tych planów.


Kilka minut później docieramy do pierwszego przystanku na naszej trasie. To polana Markowe Szczawiny (1188 m n.p.m.), gdzie znajduje się schronisko, a obok niego budynek mieszczący Stację Ratownictwa Górskiego GOPR i Muzeum Turystyki Górskiej PTTK.
Zwiedzamy je z naszym instruktorem. Słuchamy m.in. o wojnie na pędzle, czyli konflikcie lokalnego oddziału Towarzystwa Tatrzańskiego z niemiecką organizacją Beskidenverein. Rozpoczęła się zaraz po wybudowaniu Chaty Zapałowicza, a trwała do późnych lat 30. XX wieku. Polacy i Niemcy wzajemnie sabotowali turystyczne przedsięwzięcia rywali. Niszczyli tabliczki, zamalowywali znaki, dochodziło nawet do podpaleń schronisk. Postaciami wiodącymi po polskiej stronie byli m.in. wspomniany Zapałowicz oraz Władysław Midowicz, krajoznawca, działacz PTT i gospodarz Markowych Szczawin.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 71% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie