To nie jest Puszcza Kampinoska, ani Beskid Niski. W tych stronach szlak staje dęba, zanim zdążymy siarczyście przekląć. I mimo przedstartowej adrenaliny nie jest to pora na sprinty pod górę, kiedy od mety dzieli mnie pół setki kilometrów.
Poniższy tekst ukazał się w letnim Wydaniu Specjalnym nr 6(40)/2024.
Jakby nie patrzeć, to są góry dla koneserów. Podejścia rodem z Tatr, schronisk jak na lekarstwo i szlaki najeżone kamulcami, jakby ktoś nawiózł gruzu na budowę. Zresztą popytajcie znajomych o Beskid Wyspowy. Dla większości rodaków jest jak Wąchock. Każdy o nim słyszał, ale niewielu widziało na własne oczy. I z całym szacunkiem do świętokrzyskiej stolicy żartu, tu jest o niebo piękniej. Wszak panorama z Polany Stumorgowej pod Mogielicą uchodzi za jedną z najpiękniejszych w Beskidach. Poranek na Ćwilinie zadowoli największych maruderów, gdy mgły zaczną się unosić nad dolinami. Zaś nowa wieża widokowa na Modyni i pot wylany na podejściu ubezpieczonym poręczówką, zostaną w pamięci do końca życia.

Modyń (1029 m n.p.m.), czyli Góra Zakochanych, od paru lat znów jest w modzie. Doczekała się 27-metrowej wieży widokowej. Lokalsi twierdzą, że kto przywiedzie tu swoją drugą połówkę, ten może liczyć na długi i udany związek. Zdjęcie Dariusz Boroń – Góry w Biegu
Takich atrakcji jest tu cała masa. A jednym z pomysłów, by je kolekcjonować, jest seria XRUN, czyli cykl biegów górskich rozgrywany pomiędzy najsłynniejszymi wyspami w paśmie. Na naszych łamach pisaliśmy już o finale edycji 2021 odbywającym się na Śnieżnicy [„Na Szczycie”, wydanie grudniowe, nr 10 (20)], ale to Limanowa Fest z kilkoma dystansami do wyboru, biegami dla dzieci i metą w malowniczym parku miejskim jest najlepszą okazją do bliższego spotkania z Beskidem Wyspowym. Tu się nie biega po lasach, ścieżkach czy halach okalających jeden wybitny szczyt. Tu się zdobywa wyspy, niczym pirackie łupy. I zależnie od planów podboju, można zdążyć do domu na drugie śniadanie (22 km), lunch (38 km) lub spędzić niemal cały dzień w górach (53 km).
– Jak już się tłukę 450 km z Płocka, to trzeba wbiec na kilka górek i zgarnąć pełną pulę, co nie? – odgraża się świeżo zapoznany Mariucho.

Zdjęcie Dariusz Boroń – Góry w Biegu
Stara się przekonać mnie, siebie, lekko śnięty tył autokaru, a nawet ziewającego kierowcę, że da radę, gdy parę minut przed godziną 7 parkujemy na środku łąki między Mszaną Dolną a Jurkowem. Słońca nie widać. Przysłania je wielkie cielsko Ćwilina (1072 m n.p.m.), drugiego pod względem wysokości w paśmie. On będzie naszą przystawką na ponad 50-kilometrowej wyrypie. Bo tak jak Mariusz, nie lubię rozmieniać się na drobne i jako pomysł na piękną niedzielę w górach wybrałem najdłuższy, ultramaratoński dystans.
[paywall]
Uczciwie przestrzegam przed szarżowaniem. To nie jest Puszcza Kampinoska ani Beskid Niski. W tych stronach szlak staje dęba, zanim zdążymy siarczyście przekląć. I mimo przedstartowej adrenaliny nie jest to pora na sprinty pod górę, kiedy od mety dzieli mnie pół setki kilometrów. Dlatego nie napieram, pilnując niskiego tętna na tzw. drodze różańcowej, wiodącej przez Mały Ćwilinek (795 m n.p.m.).
Track wgrany na zegarku wije się po znakach szlaku rowerowego. A to znaczy, że co pewien czas trafia się stokówka. Na tyle płaska, że można podkręcić tempo. Tym sposobem w pół godziny melduję się na szczytowej Polanie Michurowej, na której w ciepłe dni roi się od namiotów. Jako pozostałość po czasach świetności pasterstwa, wciąż stanowi genialny punkt widokowy na Gorce, Tatry, Babią Górę czy słowacką Małą Fatrę. Uważa się, że to tu Kazimierz Sosnowski, twórca Głównego Szlaku Beskidzkiego po raz pierwszy użył nazwy „Beskid Wyspowy”, gdy nad ranem zobaczył morze mgieł, z którego niczym wyspy wyłoniły się górskie szczyty. Podobny spektakl mamy i dziś, zatem pamiątkowa fotka to punkt obowiązkowy na hali. Bo zaraz dajemy nura w ciemny las i po niebieskich znakach zbiegamy do Jurkowa. Przez błoto, sterty nieprzyjemnych kamieni i wąwozy rozjeżdżone leśnym sprzętem.


W nogach mam dopiero 10 km, a mięśnie są już na tyle zbite, że na Łopień (961 m n.p.m.) ruszam z jeszcze większym szacunkiem. Najpierw truchtając wśród łąk, dalej delikatnie pnącą się stokówką, by finalnie odbić bez szlaku prosto na wierzchołek. W asyście paproci i armii wygłodniałych much. Noga za nogą, w rytmie stukotu kijków, wypatrując zielonych znaków wiodących z Dobrej.
Chwilę wytchnienia łapię dopiero na rozległej polanie Jaworze. Polującym na panoramy polecam skok w bok na tzw. Widny Zrąbek po jej południowej stronie, skąd jak na dłoni widać potęgę Ćwilina i doczepionej za jego plecami Śnieżnicy (1006 m n.p.m.). Warto przy tych zachwytach patrzeć pod nogi, bowiem Łopień może się pochwalić największą w paśmie liczbą jaskiń. Lecz z punktu widzenia biegacza, ważniejsze jest cudo sprowadzające stąd na Przełęcz Marszałka Rydza-Śmigłego. Biegowa autostrada dla demonów prędkości aż się prosi o puszczenie nogi na niemal równym nachyleniu i po ubitej ścieżce. Hop z korzenia na korzeń, coraz szybciej, bo hamowanie wypada dopiero siodle oddalonym o dwa kilometry.
Kiedy wpadam na pierwszy punkt żywieniowy, przełęcz już tonie w stosie aut. W końcu stąd wiedzie najpopularniejsze podejście na Mogielicę (1170 m n.p.m.), najwyższą w całym paśmie, a według lokalnej legendy żonę wielkoluda Łopienia. Grunt żeby z pit stopu wyjść nawodnionym i najedzonym, bo kolejna szansa na doładowanie kalorii, nie licząc samoobsługowego punktu z wodą, dopiero za 16 km.
Początek walki z trzecią wyspą na trasie jest absolutnie biegowy. Dopiero gdy przecinam słynne mogielickie trasy dla rowerzystów i narciarzy biegowych okalające górę, poziomice zacieśniają się na mapie niczym pętla na szyi. Trzeba wytrzymać kwadrans ostrego podbiegu i można złapać oddech pod (lub na) nowej wieży widokowej. Gwarantuję - mało jest miejsc w Beskidach z lepszą panoramą na wszystkie strony świata.
Zdobywcom Korony Gór Polski wypada też podbić pieczątkę szczytową i można się desantować na Polanę Stumorgową, gdzie niejeden zatracił się w bieganiu po górach. Niemal płaska, ponad kilometrowa hala aż się prosi o szybkie przebieranie nogami. Do towarzystwa mamy Tatry, Gorce, ogłuszający śpiew ptaków plus Babią Górę przed oczami w roli przewodnika. Wpatrzony w jej kopułę odbijam na południe, by po chwili podpiąć się pod wspominane trasy wokół Mogielicy. Szerokie, ubite i bardzo biegowe, prowadzą jak po sznurku do Zalesia. Widać stąd doskonale jak boleśnie zapowiada się pojedynek z Modynią (1029 m n.p.m.)
Od paru lat znów jest w modzie. Doczekała się 27-metrowej wieży widokowej. Choć przed laty Kazimierz Sosnowski pisał o niej, że jest „(…) daleko od kolei odsunięta i mało uczęszczana ta góra. Od północy stroma i dzika, buczyną aż po podłużny grzbiet zarosła”. Nie zaprzeczam. Szczególnie, kiedy muszę się na nią wdrapać nie szlakiem, lecz z pomocą lin poręczowych po dzikim stoku z powalonymi drzewami.
Na wierzchołku zegarek obwieszcza z piskiem 35 km. A ja przypominam sobie, że Modyń nazywaną jest Górą Zakochanych. Kilka par wyznało tu sobie miłość, doszło do kilku zaręczyn, więc nie ma zmiłuj. Lokalsi twierdzą, że kto przywiedzie nań swoją drugą połówkę, ten może liczyć na długi i udany związek. Lecz póki co, resztki sił poświęcam na schody wieży, niemniej dobijający uda zbieg i asfalt wyrzucający mnie na skrzyżowanie pod Cichoniem (929 m n.p.m.) i Ostrą (925 m n.p.m.). Pomiędzy nimi uzupełniam zapasy na ostatnim punkcie żywieniowym przed finiszem. Dwie minuty pauzy i biorę się w garść, bo do mety jeszcze 14 km.
Najpierw lasem przez czubek Jeżowej Wody (895 m n.p.m.), dalej łąkami między pasącymi się końmi i wśród przysiółków doczłapuję na Golców (752 m n.p.m.). Podbieg za podbiegiem, przekraczając potoki zanurzam się w pola z dala od jakichkolwiek szlaków. Wokół dominuje sielski krajobraz, ale bez wybitnych szczytów. Trochę na przeczekanie bo najciekawsze wyspy mam już odhaczone. Na tym etapie można nadrobić czas lub nieco zwolnić i w truchcie dać odpocząć zmęczonym nogom. Wszyscy i tak spotykamy się na mecie w Limanowej, gdzie na biegaczy czeka zasłużony medal, kilogramy satysfakcji i brawa kibiców.
Za mną Beskid Wyspowy w pigułce, po malowniczo wyznaczonej trasie, którą polecam również w wersji spacerowej, np. w rozbiciu na dwa dni. A ty jaki masz plan na żeglugę między beskidzkimi wyspami?
Cykl biegów górskich rozgrywany w Małopolsce. Każdy z zawodników ma do wyboru dystans klasyczny, mini lub najdłuższy, około maratoński. Dodatkową atrakcją jest biegowa rywalizacja dla najmłodszych, czyli XRUN Kids z podziałem na kategorie wiekowe i dystanse od 150 do 1000 m.
Rok 2024 to pięć imprez, rozgrywanych w najpiękniejszych rejonach Beskidu Wyspowego. Finał cyklu pod nazwą „Ołtarz w chmurach” odbędzie się 15 września w Dobrej koło Limanowej, gdzie zawodnicy zmierzą się z trasami okalającymi Ćwilin. Szczegóły i zapisy na stronie www.nietuzinkowebiegi.pl.
Dojazd
Do Limanowej dojedziemy m.in przez zakopiankę skręcając w Skomielnej Białej na drogę nr 28 (przez Rabkę-Zdrój i Mszanę Dolną). Alternatywa to zjazd z autostrady A4 na Brzesko i dojazd od strony Nowego Sącza. Bezpośrednie autobusy kursują z Krakowa co ok. godzinę (od 6.10 do 21). Powrót z podobną częstotliwością (od 3.55 do 18.55). Szczegółowy rozkład jazdy na www.e-podroznik.pl.
Noclegi
Pokoje Gościnne Rusin
ul. ks. Jana Rachwała 64a, Limanowa
tel. 18 337 27 64
cena: od 80 zł za osobę
www.pokojelimanowa.pl
Szlaki
propozycje tras, które nie pokrywają się z tekstem
niebieski: Gruszowiec – Ćwilin – Jurków – Mogielica 4 h 30 min ↑ 3 h 45 min ↓
zielony: Dobra – Łopień – Mogielica 4 h ↑ 3 h ↓
żółty, niebieski: Mogielica – Polana Stumorgowa – Szczawa 2 h 20 min ↓ 3 h 20 min ↑
czerwony, niebieski: Szczawa – Kamienica – Modyń 5 h 30 min ↑ 4 h 30 min ↓
czarny, niebieski: Modyń – Cichoń – Ostra – Jeżowa Woda – Golców – Limanowa 5 h ↓ 6 h ↑
W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Zdobywamy wyspy jak pirackie łupy".
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie