Trasy zaczynające się i kończące w tym samym miejscu to bardzo praktyczne rozwiązanie dla biegaczy. Jak zaplanować takie warianty, żeby wycieczka biegowa okazała się zróżnicowana i widokowa? Zapraszam Was na dwie pętle w Tatry Zachodnie.
Na wszystko można spojrzeć z dwóch stron. Ot, szklanka jest do połowy pełna lub pusta. Nie inaczej jest ze zróżnicowaniem i możliwością eksploracji szlaków w Tatrach Zachodnich. Jeżeli bywasz w nich rzadko, myślisz o nich jak o obiecującej pajęczynie dróg do odkrycia. Im częściej zakreślasz na mapie przebyte ścieżki, tym trudniej jest zaplanować urozmaiconą wycieczkę biegową tak, żeby spełnić własne oczekiwania. Tym bardziej, jeśli atrakcyjna wycieczka ma być pętlą, za którą stoją same zalety.
Chodzi np. o logistykę. Parkujesz samochód i ruszasz na trasę. Po ukończonej przebieżce często przemoczony(a), nie musisz czekać na transport, przebierać się gdzieś w publicznej toalecie i czekać aż znajomi zorganizują podwózkę. Podobnie w jest sytuacji, kiedy blisko szlaku masz bazę noclegową. Wtedy zataczając pętlę, oszczędzasz czas i przyspieszasz moment początku regeneracji.
Podobno czas zatacza koła, a odczucie tempa jego upływu jest subiektywne. Nam, biegaczkom i biegaczom, takie wrażenia towarzyszą startom w zawodach, których trasa prowadzi po pętli. Przykład? Piekło Czantorii w Beskidzie Śląskim. Pierwsza pętla – biegniesz, jakby jutra miało nie być. Druga — czas się wydłuża i przeczuwasz już nadciągający, powolny początek końca. Trzecia jest niemal surrealistyczna i może ciągnąć się wiecznie, aż do celu.
Tymczasem nie myślmy o zawodach. Przenieśmy się do azylu przyjemności, w kwitnące zielenią Tatry Zachodnie. Tu perspektywa biegu po pętli nie kreśli w głowie znaków zapytania i nie wiąże się z walką o najlepszy wynik. Jest oparta na prostym planie, upraszczającym całą logistykę, a przemierzanie planowanej trasy to biegowa przyjemność. Zatem wybierz sobie „Świętego Graala”. Punkt, który ma być celem Twojej wycieczki, smaczkiem trasy, apogeum wrażeń.
ok. 16,5 km i 1600 m wzniesienia, trasa dla średniozaawansowanych biegaczy
Dla wielu biegaczy może nim być konkretny szczyt. Dlatego na propozycję pierwszej pętli wybrałam Giewont. Ze względu na popularność tego szczytu, bieg warto zacząć wczesnym rankiem. Trasa na początku wiedzie połączonymi szlakami, żółtym i niebieskim, zaczynając się tuż za parkingiem „Mała Łąka” (Gronik, ok. 940 m n.p.m.). Początkowo szlak biegnie dość leniwie w górę, dając czas na krótką rozgrzewkę. Tym samym od startu czeka nas 3 km łagodnego, ale ciągłego podbiegu w malowniczych okolicznościach po wygodnej ścieżce.
Mijając rozejście szlaku niebieskiego z żółtym (1044 m n.p.m.), biegniemy w lewo, gdzie nastrojenie nieco się kumuluje. Z czasem dobiegamy do Doliny Małej Łąki, witając się po raz pierwszy z widokiem na wyższe partie Tatr i otwartą przestrzenią (Wielka Polana w Dolinie Małej Łąki, 1163 m n.p.m.). Tu pod drzewem znajduje się kilka większych kamieni i ławki. Można z nich skorzystać. Patrząc wprost, szlak żółty biegnie dalej, chwilowo po płaskim segmencie, później pnąc się aż na Kondracką Przełęcz (1725 m n.p.m.), a potem Kopę Kondracką (2005 m n.p.m.). Jeszcze na niego wrócimy.

Panorama z Kopy Kondrackiej
Tymczasem kierujemy się w lewo i czarnym szlakiem biegniemy w stronę Przełęczy w Grzybowcu. Trasa nie jest wymagająca, ale pojawiają się na niej mniej wygodne kamienie i po chwili również dość intensywne podejście. Na Przełęcz w Grzybowcu (1311 m n.p.m.) docieramy dość szybko, wycieczkę biegową kontynuując szlakiem czerwonym, czyli popularnym szlakiem turystycznym z Doliny Strążyskiej. Teraz towarzyszą nam częstsze westchnienia i głębokie wdechy. Bieg można, śmiało w sposób usprawiedliwiony, zamienić na marsz. Podejście jest konkretne, będzie już takie aż do samej Wyżniej Przełęczy Kondrackiej (1766 m n.p.m.).
Z lasu wychodzimy w końcu na otwartą przestrzeń, wśród otaczającej nas kosówki. Po dotarciu na przełęcz Giewont prezentuje się nam przed oczami w swojej pełnej okazałości. Odbijamy w lewo, dość szybko docierając do łańcuchów, po których pniemy się kilkanaście minut, by stanąć na szczycie, pod samym krzyżem (1894 m n.p.m.).
Po chwili odpoczynku zaczynamy dość techniczne, jednak krótkie zejście ze szczytu. Wracamy na szlak, którym tu dotarliśmy, ale na Wyżniej Przełęczy Kondrackiej biegniemy na wprost szlakiem żółtym, pnąc się po wygodnej ścieżce, i docieramy na Kopę Kondracką (2005 m n.p.m.). Dookoła roztacza się spektakularny widok na Tatry Zachodnie, a my znajdujemy się na głównej grani Tatr Zachodnich – Czerwonych Wierchów. Z tego miejsca biegniemy w prawo, za znakami czerwonymi i po szerokiej ścieżce, która wznosi się i opada, prowadząc nas na kolejny dwutysięcznik – Małołączniak (2096 m n.p.m.).

Szlak na Giewont 1895 m n.p.m. z Kondrackiej Przełęczy
Stąd, po ostatnim spojrzeniu na dalszy bieg grani, odbijamy w prawo i niebieskim szlakiem zaczynamy komfortowy zbieg Czerwonym Grzbietem. Po pewnym czasie prosta trasa przechodzi w zakosy, dochodząc do punktu nieco bardziej technicznego, gdzie znajduje się kilka odcinków zejściowych po łańcuchach. Dalej czeka nas bardzo długi zbieg, początkowo po luźnych kamieniach, z czasem wracający do partii reglowych w lesie (Kobylarz, 1430 m n.p.m.). Docieramy na Przysłop Miętusi (1189 m n.p.m.), skąd skręcamy w prawo na szlak czarny, wyprowadzający nas na obszerną, znajomą już przestrzeń Doliny Małej Łąki.
Krótka chwila na odpoczynek przy ławce i głazach i kontynuujemy zbieg znaną nam ścieżką po szlaku, którym tu podbiegaliśmy. Kończymy na parkingu, naładowani energią.
Tę pętlę można oczywiście pokonać w normalnym tempie trekkingowym, wtedy zajmie nam jednak zamiast około czterech godzin, prawie dziewięć.
ok. 29 km, ok. 1950 m wzniesienia, dla zaawansowanych biegaczy
Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.) to najwyższy szczyt polskich Tatr Zachodnich. Na tej trasie nie czekają na Was żadne trudności techniczne, jednak droga jest długa i pełna mozolnych podejść. Polecam więc ją osobom z dobrą kondycją — tym bardziej że nasza wycieczka biegowa nie kończy się zdobyciem wierzchołka.
Ten wybitny szczyt wznosi się nad trzema dolinami: Starorobociańską, Gaborową i Zadnią Raczkową. Słowacy nazywają Starorobociański Wierch Klinem. Polska nazwa pochodzi od starych szybów kopalnianych, znajdujących się poniżej wierzchołka, eksplorowanych w XVI w. Potem gdy zaprzestano wydobycia, wyrobiska zaczęto nazywać właśnie „Starą Robotą”.
Samochód zostawiamy na jednym z wielu parkingów w Kirach (ok. 930 m n.p.m.), ewentualnie przy stadionie biathlonowym. Na początek biegniemy bardzo popularną, ale też urozmaiconą widokowo Dolinę Kościeliską (szlak zielony). Powyżej Polany Pisanej odbijamy szlakiem żółtym w lewo (Uwaga, ruch jednokierunkowy, trzeba patrzeć na znaki), by zobaczyć przepiękny Wąwóz Kraków. Znajduje się tu ponad 120 jaskiń, z których osiem ma ponad 100 m długości! Obecnie turystom udostępniony jest skalny kanion o pionowych lub przewieszonych ścianach, będący pozostałością korytarza dawnej jaskini, której sklepienie się zawaliło. Pozostała część wąwozu jest objęta ścisłą ochroną.

Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.)
Po pokonaniu wertykalnych przeszkód wracamy na szlak zielony. Stopniowo zdobywając wysokość, docieramy do Schroniska PTTK na Hali Ornak (1108 m n.p.m.). Mamy tu możliwość uzupełnienia zapasu płynów, bo na kolejnej części trasy będzie z tym problem. Dalej wybieramy szlak żółty na Iwaniacką Przełęcz (1459 m n.p.m.). To odcinek wymagający siłowo. Czeka nas trudne i mozolne podejście, które zastępuje podbieg. Na przełęczy skręcamy w lewo na szlak zielony prowadzący na Ornak (1854 m n.p.m.). Teraz nastromienie nieco słabnie, więc biegniemy łagodną, miejscami tylko techniczną granią, ku Siwemu Zwornikowi (1965 m n.p.m.).
Teraz widoczny już przed nami Starorobociański Wierch majestatycznie zaprasza nas do podejścia. Jeszcze trochę wysiłku i zdobywamy najwyższy szczyt polskich Tatr Zachodnich (2176 m n.p.m.). Widoki są spektakularne. Po krótkiej przerwie zaczynamy dość niewygodny, ale nieeksponowany zbieg czerwonym szlakiem granicznym. Docieramy do rozejścia dróg na Kończystym Wierchu (2002 m n.p.m.). Tu skręcamy w prawo i za znakami zielonymi biegniemy dalej, dość szeroką, widokową granią. Trasa z czasem się obniża i w końcu trafiamy na drewniane stopnie.

Widok na Kończysty Wierch i Dolinę Chochołowską ze Straorobociańskiego Wierchu
Na Trzydniowiańskim Wierchu (1765 m n.p.m.) kontynuujemy zbieg czerwonym, mocno opadającym szlakiem, który z czasem z warstwy kosówki prowadzi nas stromo przez gęsty las, aż do połączenia szlaku z Doliną Chochołowską. Teraz pod nogami robi się bardzo wygodnie. Z czasem szlak przechodzi w asfalt, którym dobiegamy aż do granicy lasu. By wrócić do auta, odbijamy w prawo na Drogę pod Reglami (zielony kolor). Nie pozostaje nam już nic innego jak tylko spokojny powrót. Nasz szlak przecina Dolinę Lejową i znów jesteśmy w Kirach.
Tę trasę można również pokonać trekkingowo, ale trzeba na nią przeznaczyć ok. 12 godzin.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie