Lato w górach bywa kapryśne i to był jeden z tych dni, który rozpoczęliśmy od spokojnej kawy, nie mając odwagi ruszyć na wysokie szlaki. W poprzedzający wieczór zagrzmiało i zaszumiało, zmieniając gorące powietrze w przyjemną bryzę o lekkim zapachu frytek.
Tekst Andrzej Otrębski
Poranne deszcze zmyły więc pył z chodników, oczyściły powietrze i sprawiły, że kawa na drugie śniadanie w małej kawiarence smakowała najlepiej. Para wodna przesyciła niebo nad miastem, na chwilę przysłaniając Giewont i zmieniając barwę nieba w odcienie szarości. Jednocześnie zieleń zyskała ostrość barw, stając się dominującym kolorem otoczenia.
Pogodynka cały czas wahała się między kolejnym deszczem, a widowiskowym rozpogodzeniem. Pomyślałem, że szkoda dnia i spojrzałem na mapę, w poszukiwaniu inspiracji do krótkiej wędrówki. W tym samym momencie ktoś w otoczeniu zauważył, że mimo niepewnej pogody kolejka do kolejki na Kasprowy wcale się nie skróciła - wręcz przeciwnie. Mój wzrok powędrował automatycznie w stronę Kuźnic i tak trafiłem na Nosal. Idealny punkt z którego można docenić, jak daleko sięga kolejka do kolejki.

– Plan idealny – pomyślałem.
Ale najpierw rozgrzewka, aby rozruszać kolana, przyzwyczajone do spokojnego pokonywania miejskich krawężników i trzech stopni dzielących miejski deptak od kawiarnianego stolika. W końcu Nosal ma swoją słuszną wysokość – 1206 m n.p.m. Trasę postanowiliśmy rozpocząć od strony Jaszczurówki i Doliny Olczyskiej.
Jak się okazuje, Zakopane to nie Galapagos, ale jaszczury też są. Choć w tym przypadku nie kilkumetrowe, ale pewnie krakersa mogłyby porwać, gdyby naszła je ochota. Mowa oczywiście o salamandrach, od których powstała nazwa dzielnicy Zakopanego. Niegdyś tak mieszkańcy nazywali salamandry, które w tym miejscu występowały wyjątkowo licznie. Gdy na początku XX wieku powstała okazała kaplica według projektu Stanisława Witkiewicza, stała się niejako centrum miejsca. I jeśli obecnie wpiszemy w wyszukiwarkę hasło „jaszczurówka”, to właśnie jej zdjęcie pojawi się jako pierwsze. A co stało się z prawdziwymi jaszczurami?
Zyskały Ośrodek Czynnej Ochrony Płazów i Gadów u wylotu Doliny Olczyskiej. Też byłem zdziwiony rozwojem sytuacji. Ale historia miejsca jest niezwykle intrygująca. W połowie XIX wieku geolog Ludwik Zejszner odkrył w tym miejscu złoża wód termalnych, które mogły być wykorzystane do celów leczniczych. W 1887 roku powstał w tym miejscu Zakład Kąpielowy, o którym wspomina nawet Henryk Sienkiewicz. A niemal 100 lat temu ośrodek rozbudowano i powstał 25-metrowy basen pływacki. Niestety, po wojnie sytuacja ośrodka zmieniła się znacząco, a nieudane odwierty doprowadziły do spadku temperatury wód, które zasilały obiekt. Ostatecznie kąpielisko upadło, a teren przejął TPN, aby w 2003 roku rozpocząć prace nad miejscem obserwacji i rozrodu rzadkich i zagrożonych gatunków płazów i gadów. I tak narodził się wspomniany ośrodek, który możemy odwiedzić, korzystając z przygotowanej ścieżki dydaktycznej. To zdecydowanie historia wyjątkowa, jak pewne elementy wracają do przyrody.
Tuż obok słynnej kaplicy znajduje się wylot Doliny Olczyskiej, początek naszej wycieczki. Za szlabanem wchodzimy na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego, a przed nami kilka osób, które podobnie jak i my, chcą zażyć trochę ruchu.
Dolina Olczyska jest idealna na lekką aktywność. Początek drogi prowadzi wąskim przesmykiem między masywem Nosala po prawej i Małego Kopieńca (1167 m n.p.m.), by stopniowo pokazywać szerszą perspektywę. Gęsto porośnięta świerkami z szumiącym potokiem, jest niezwykle przyjemną odskocznią od zgiełku miasta. Lekkim krokiem w trzy kwadranse docieramy do Polany Olczyskiej (ok. 1050 m n.p.m.). Stąd możemy kontynuować wędrówkę zielonym szlakiem w kierunku Wielkiego Kopieńca (1328 m n.p.m.) albo odbić żółtym szlakiem w prawo w kierunku przełęczy pod Nosalem. Odpoczywamy chwilę, ciesząc się myślą, że mimo wszystko wybraliśmy się na spacer.

Niestety, w pogodzie nie dokonała się jakaś znacząca zmiana i krajobraz oświetla rozproszone chmurami światło. Nie wiem, czy kiedykolwiek to sprawdzaliście, ale czerwiec i lipiec to najbardziej deszczowe miesiące w Zakopanem. Lipiec jest dodatkowo najcieplejszym miesiącem roku i najbardziej słonecznym. Przypomniałem sobie to, zerkając na szybko płynące chmury.
Podążamy w kierunku Nosala i niedaleko od rozwidlenia szlaków mijamy słynne olczyskie wywierzysko, największe w polskich Tatrach. Dokładne badania wykazały, że wydostają się w tym miejscu wody z oddalonej o ponad 3 km Doliny Pańszczycy!
Dalej, idąc przez chwilę żółtym szlakiem, spokojnym tempem zdobywamy kolejne metry wysokości. W nieco ponad 20 minut docieramy na Przełęcz Nosalową (1103 m n.p.m.), ponownie zmieniając kolor szlaku na zielony, który wyprowadzi nas na Nosal. Tak jak na podejściu, także i na tych ostatnich metrach dostrzec można duże, naturalne ubytki w drzewostanie. Zjawisko, które widać w całych Tatrach, szczególnie w niższych odcinkach dolin. Często wędrując tym samym szlakiem po roku, można nie rozpoznać otoczenia.
Ostatnie metry to mocniejsze podejście i z płytkim oddechem lądujemy na wierzchołku Nosala (1206 m n.p.m.). Czas wyciągnąć termos i na spokojnie zjeść lunchową kanapkę, z satysfakcją obserwując widoki. A dzięki temu, że chmury znacznie się podniosły, a wiatr oczyścił powietrze, widzimy wschodnie otoczenie Hali Gąsienicowej i fragmenty Tatr Bielskich. I tylko żałuję, że lornetka została w domu.
Na szczycie spotykamy pełen przekrój wiekowy wycieczkowiczów. Mali wędrowcy mają po kilka lat, najstarsi powyżej 80. Co mnie trochę dziwi, sporo osób wybrało na wejście szlak od strony Bulwarów Słowackiego, wyjątkowo stromy i śliski po deszczu. Ale widząc wypieki na twarzach małych zdobywców myślę, że chodzi właśnie o adrenalinę w odpowiednich dawkach.
Wybieramy na zejście łagodniejszy szlak zielony, kierując się na parking w Kuźnicach. Na pewno wielu z Was wie, że w Kuźnicach prężnie działała huta żelaza, stąd też nazwa miejsca. Ale już na początku XX wieku, gdy przemysł zastąpiła turystyka, w Kuźnicach powstał prawdziwy tor bobslejowy o długości 1740 metrów. Pierwsze zawody odbyły się w 1914 roku, gromadząc tysiące osób. Między 1918 a 1930 rokiem było to jedyne miejsce w Polsce, gdzie można było uprawiać ten sport. Niestety, w lipcu 1936 roku nad Jaworzynką przeszło potężne oberwanie chmury, które zagrażało elektrowni wodnej zlokalizowanej u wylotu Kuźnic. Aby ratować sytuację, wodę skierowano do toru, który został całkowicie zniszczony. Nigdy już go nie odbudowano.

W Kuźnicach było też jedno z pierwszych ujęć wody pitnej dla Zakopanego. Ale w latach 20. ubiegłego wieku narodził się pomysł, aby przegrodzić potok Bystra między Nosalem i Krokwią, by utworzyć sztuczne jezioro. Chciano w ten sposób zakryć ślady po wcześniejszych pracach wydobywczych i stworzyć miejsce dla sportów wodnych i zimowego łyżwiarstwa. Gdyby projekt doszedł do skutku, mielibyśmy małą Szwajcarię w Zakopanem. I temat kolejki do kolejki stałby się kolejką do łódek.
Projektu nie zrealizowano, a my idąc na nocleg, cieszymy się, że mimo deszczowego i pochmurnego dnia, zrobiliśmy kilka kilometrów. Nosal to idealna góra na taką aurę.
Do Jaszczurówki najlepiej dojechać busem z parkingu przy Dworcu Głównym w Zakopanem (odjazdy w kierunku Doliny Olczyskiej i niektóre do Morskiego Oka przez Zazadnię). Czas dojazdu około 15 minut. Bezproblemowy powrót.
Odjazdy busów w sezonie nawet co kilka minut.
Tekst ukazał się w wydaniu nr 7 (17)/ 2021.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie