Wiosna to czas cichych wojen, które rozgrywają się w przyrodzie. W górach śniegi znikają z dolin, a coraz śmielsze promienie słońca wydzierają żlebom resztki śniegu.
Tekst: Mikołaj Gospodarek
Obserwując ten wieczorny spektakl na szczycie Lagazuoi w Dolomitach, nie wiedziałem, w którą stronę mam patrzeć. Na horyzoncie potężny masyw Monte Pelmo do ostatnich chwil dumnie łapał promienie zachodzącego słońca. A dokładnie po drugiej stronie słońce ślizgało się po skałach Odle, Ciru i na moich oczach gasło na Passo Gardena.
Po długich zimowych ciemnościach słońce uniosło się na tyle, żeby zalewać złotym światłem górskie przestrzenie. Kiedy „góry płoną” i „toną w złocie”, wiem dokładnie, że nadchodzi wiosna. Latem zachody słońca są inne.

Dolomity, nakładające się na siebie masyw Cir oraz Odle - Puez. Zdjęcie Mikołaj Gospodarek
Ku mojemu zdziwieniu, kiedy znalazłem się na Lagazuoi, w dolinach panowały już całkiem przyjemne temperatury i wiosenna aura. Na wysokości 2835 m n.p.m. przed oczami miałem wiosnę, ale na termometrze mroźną zimę. Chyba nigdy w życiu nie przemarzłem tak mocno, jak w trakcie podziwiania tego zachodu słońca. Jedynym pocieszeniem był fakt, że serce biło jak szalone i dusza cieszyła się tym, co miałem przed oczami. Złote góry, a może góry złota, bo przecież takie widoki są po prostu bezcenne.
Dzięki kolejce kursującej na Lagazuoi niemal każdy może podziwiać takie pejzaże. W takiej sytuacji nie narzekajmy na alpejską infrastrukturę.
Genialną opcją jest nocleg w schronisku na szczycie, bo dzięki temu można do woli nasycić się okolicznymi panoramami w najlepszych porach dnia, czyli o wschodzie i zachodzie słońca.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!