Reklama

Kilimandżaro - Najwyższym Szczyt Afryki | Adventure24

Ze szczątkowych połączeń i prób łapania internetu dowiedzieliśmy się, że z powodu koronawirusa kraj stanął. A kluczowy SMS od rodziny o zamknięciu granic dotarł do nas na godzinę przed rozpoczęciem ataku szczytowego. Czarne myśli nachodziły podczas całego podejścia pod górę, a Jagoda nawet pochlipywała cicho.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 03/2020.

[middle1]

 

Czasem tak jest w życiu, że powie się w szczerym uniesieniu jakieś słowo czy zdanie, a wtedy szast, prast coś gdzieś kliknie i już nie ma odwrotu. No bo co mnie wzięło, by zaproponować, byśmy w podróż poślubną z ukochaną małżonką pojechali na Kilimandżaro? Jak człowiek myśli „miesiąc miodowy”, to widzi przecież oczami duszy plaże, basen, świeczki i relaks (sprawdźcie sami w Google) a nie pot, łzy i udrękę podczas łapczywego szukania tlenu w powietrzu, którego jest za mało.

 

Ale coś mnie podkusiło i zaproponowałem najwyższą górę Afryki. Jagodzie się spodobało i na odwrót było już za późno. Dodajmy jeszcze tylko, że Jagoda z powodzeniem do tej pory radziła sobie jak kozica w Tatrach, ja natomiast na parę czterotysięczników się wczołgałem nieustannie się sobie dziwiąc, po co.

 

Podejście na wierzchołek Kilimandżaro. Zdjęcie Monika Witkowska

 

Śnieżka może być bardziej nieznana

 

Kilimandżaro, Góra Złych Duchów, bo tak nazywali ją kiedyś Masajowie to jeden z najwyższych samotnych masywów na ziemi i nazwa Parku Narodowego. Natomiast najwyższy wierzchołek jednego z trzech wulkanów wchodzących w skład masywu nazywa się Uhuru Peak. Ma 5895 metrów n.p.m. i jest celem wycieczek tysięcy turystów z całego świata, którzy pragną spróbować wysokogórskiej przygody.

 

Celowo piszę wycieczek a nie „wypraw” czy „ekspedycji”, bo samodzielna wyprawa na Śnieżkę może nieść większy ładunek spotkania z nieznanym niż wyjazd na Kilimandżaro. Na ten szczyt nie można sobie tak po prostu wejść z plecakiem i karimatą. Park Narodowy ściśle wyznacza miejsca noclegowe, szlaki oraz liczbę przewodników, tragarzy oraz limity wagowe, jakie mogą dźwigać ci ostatni. No i oczywiście opłatę, jaką należy wnosić za każdą osobę.

 

 

Organizacją przewodników, tragarzy, kucharzy i całego niezbędnego sprzętu zajmują się lokalne agencje turystyczne, których w internecie można znaleźć bez liku. Która jest uczciwa, która dobra, która nie naciągnie? Nie sposób tego stwierdzić. Szansa, że trafi się na tę idealną i jeszcze wynegocjuje odpowiednią cenę jest naprawdę nikła, więc może jej wybór zostawić specjalistom? Więc przeszukaliśmy nasze rodzime podwórko i wybór padł na adventure24.pl. Sam prowadziłem biuro turystyczne i wiem, że one często mogą wynegocjować takie stawki i mają tak przećwiczone różne warianty, że nie znając kraju, próbując robić wszystko na własną rękę, zawsze się przepłaci lub popadnie w kłopoty. Choć początkowo może tego nie widać.

 

Składane krzesełka na życzenie

 

Przez całą drogę niesiemy tylko malutki plecaczek z termosem i kurtką. Gdy dochodzi się do kolejnego obozu, czekają już każdorazowo rozkładane przez tragarzy namioty z materacami w środku. Pozostaje wyszukać swój główny bagaż o wadze do 15 kg (takie są limity), szybko się rozpakować i udać się do większego namiotu – mesy, gdzie czeka już posiłek przygotowany przez kucharza. Można też go poprosić o dowolną ilość wody, która przynoszona jest często z całkiem odległych miejsc na ramionach i głowach tragarzy. Tylko raz dostaliśmy sugestię, by oszczędzać, bo jest jej naprawdę mało.

 

Rano o godzinie 6.30 pomocnicy kucharza budzą wszystkich, roznosząc po namiotach kubki gorącej herbaty imbirowej. Zbierają też termosy, które napełniają wrzątkiem. Nawet woda do mycia zębów jest przegotowana, by jakieś paskudne afrykańskie bakterie nie zaatakowały naszych delikatnych dziąseł. Potem pozostaje już tylko oddanie głównego bagażu porterom, zarzucenie na plecy małego plecaczka, który jednak, gdyby był za ciężki, można oddać tubylcowi do poniesienia.

 

Jeżeli w ramach programu wędrówki jest wejście na przełęcz na wysokości 4600 m n.p.m. (Lava Tower) i trzeba tam posiedzieć godzinę, aby nasz organizm „zauważył” tę wysokość, to nasi czarni bracia specjalnie na tę okoliczność wniosą i rozłożą wielki namiot zaopatrzony oczywiście w tyle składanych krzesełek, ilu jest członków naszej grupy. Czy takie warunki można nazwać „wyprawą”? Jedyną trudnością jesteś ty sam – i twoje (nie)przystosowanie do wysokości. Właściwszym określeniem jest chyba wielodniowy obóz fitnessowy.

 

...

Płatny dostęp do treści

Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.

Pozostało 72% tekstu do przeczytania.

Wykup dostęp

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do