Na szlaku czujemy się, jakbyśmy nie byli we Włoszech, a gdzieś daleko w środkowej Azji. Tak właśnie wyobrażamy sobie krajobrazy Mongolii. Bezkresne łąki, pasące się bydło i konie - po prostu sama natura.
Podczas naszych podróży przeważnie koncentrujemy się na górskich szlakach i szukamy ciekawych miejsc na trekkingi. Tak było też tym razem, gdy ruszyliśmy do Włoch.
[middle1]
Dolomity? Wiadomo…
Najpierw były Dolomity. Któż o nich nie słyszał. Są szalenie interesujące, piękne, majestatyczne, idealne dla osób kochających góry i fotografię. Jednak pogoda w tym czasie niezbyt nam sprzyjała. Dlatego zdecydowaliśmy ruszyć na południe kraju. Wiedzieliśmy, że wzdłuż półwyspu ciągnie się łańcuch górski, ale jakoś nigdy zbyt wiele o nim nie słyszeliśmy, ani nie czytaliśmy.
Przejrzeliśmy więc mapę i rzucił nam się w oczy pewien teren - wysoki, ale płaski z pięknymi szczytami dookoła. To Campo Imperatore. Mieliśmy szczęście, bo akurat w tamtych okolicach zapowiadało się dwudniowe okno pogodowe. Szybko przeszukaliśmy internet, poczytaliśmy o szlakach, popatrzyliśmy na zdjęcia i ruszyliśmy w stronę płaskowyżu.
Fotografia, o jakiej się marzy
Ruszamy w stronę owego Campo Imperatore, gdzie zaczyna się szlak na Corno Grande, najwyższy szczyt w okolicy. Przed nami długie kilometry serpentyn, które doprowadzają nas na wysokość 2128 m. n. p. m., gdzie planujemy nocleg na jednym z przydrożnych parkingów. Jest już ciemno, ale zarysowane na nocnym niebie granie, robią na nas ogromne wrażenie.
Przy głównej drodze znajduje się sporo parkingów, na których nie ma znaków zakazu parkowania na noc - dla nas, podróżujących busem, to opcja idealna. Wybieramy miejsce blisko sadzawki Lago Pietranzoni, którą wypatrzyliśmy w Google Maps. Jest to bardzo małe oczko wodne, stanowiące wodopój dla pasącego się tam bydła. W czasie bezwietrznej pogody w lustrze wody odbija się masyw Gran Sasso, tworząc krajobraz jak z pocztówki. Wymarzyliśmy sobie uchwycić na fotografii tę górę oblaną promieniami wschodzącego słońca, odbijającą się na tafli wody. Udało się. Znajdujemy idealny parking i zostajemy na noc. Temperatura na tej wysokości mocno schodzi w dół, ale ekscytacja nadchodzącym dniem rozgrzewa atmosferę.
Budziki nastawiamy na 7 rano i czekamy na wschód słońca. Wszystko wychodzi idealnie. Nie ma turystów, do tego spokojna woda i bezchmurne niebo. Wymarzone zdjęcie zostaje zrobione i jesteśmy gotowi na zdobywanie szczytu.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 74% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!