Reklama

Główny Szlak Beskidzki – 500 km przygód, rekordów i marzeń w górach


Pięć historii, pięć różnych podejść do tej samej trasy. Główny Szlak Beskidzki – 500 kilometrów przygód, emocji, rekordów i marzeń spełnianych w rytmie kroków po beskidzkich szczytach.


 

 

Główny Szlak Beskidzki – 500 km górskich przygód i rekordów

 

To nie jest poradnik. Z tego tekstu nie dowiecie się, jaki wybrać plecak czy buty. Nie przeczytacie o najlepszych noclegach na szlaku. Dowiecie się natomiast, jak to jest marzyć i spełniać swoje marzenia - mimo tego, że czasem nie jest łatwo. Zapraszam Was na Główny Szlak Beskidzki, wędrówkę śladami ludzi, którzy przeżyli tam niesamowitą przygodę. Zaparzcie kawę, rozsiądźcie się wygodnie w fotelu i pozwólcie sobie zatopić się w tych historiach. Mam nadzieję, że będą dla was inspiracją do spełniania swoich własnych marzeń.

Pod dziurawy daszek przyjęłaś anioły, na skrzydłach piosenek sfrunęły marzenia. Szukając schroniska w ramionach połonin, przy nagim ognisku usiadły pragnienia.”

Stare Dobre Małżeństwo, „Schronisko Aniołów”

 

Główny Szlak Beskidzki – sprawdź swoje możliwości

– Razem z moim trenerem i przyjacielem Łukaszem Połuboczkiem, wpadliśmy na pomysł przejścia Pacific Crest Trail, długodystansowego szlaku w USA. Chcieliśmy jednak najpierw spróbować swoich sił na rodzimym podwórku i tak powstał projekt przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego – opowiada Rafał Fornalczyk, który GSB przeszedł w 2021 roku.

Jest lato. Chłopaki stają przy pierwszej czerwonej kropce na Wołosatym. W założeniu chcą przejść szlak w 14 dni. Jak się później okazuje, udaje im się to w 11. Stawiają na sportowe przejście, ma być sprawdzeniem swoich możliwości.

– Elementem niepewności przed wyprawą było dla mnie spanie na dziko w namiocie. Zastanawiałem się jak to będzie, w przeciwieństwie do Łukasza, który spał tak już nie raz. Okazało się jednak, że szybko się przyzwyczaiłem – opowiada Rafał.

Początek mieszał więc emocje – obawy i niepewność z radością i ekscytacją. Pierwsze dni były rozruchem z mniejszym kilometrażem, więc dawały możliwość napawania się przyrodą. – Ale przez sportowy charakter przejścia, czasu na podziwianie widoków było dosyć mało. Żeby czerpać przyjemność z przyrody, trzeba zaplanować spokojniejsze przejście, np. na 21 dni – mówi.

Wszystko jest kwestią celu, jaki sobie stawiamy, wybierając się na GSB. Rafał i Łukasz chcieli przejść szlak jak najszybciej. Nie tracili więc czasu nawet na chodzenie po sklepach. Większość jedzenia nieśli ze sobą. Bonusem była paczka wysłana do Krynicy-Zdroju, w której oprócz czystej odzieży, mieli jedzenie i kilka smakołyków. W kryzysowej sytuacji uratowała ich morale i pomogła ukończyć szlak.

– Ta paczka była dla nas taką dodatkową energią i motywacją, żeby iść dalej. Początkowo zakładałem nawet, że jeśli psychicznie nie podołam, to w Krynicy wsiądę w pociąg i wrócę do Poznania. Okazało się jednak, że nie ma takiej potrzeby – wspomina Fornalczyk.

Czasem małe rzeczy mają dużą siłę oddziaływania. Do takich zaliczyło się również oznakowanie, jakie ktoś wykonał na swoim domu, mówiące o pozostałej liczbie kilometrów do Ustronia. Gdy zauważyli, że idą szybciej niż zakładali, dostali kolejny zastrzyk energii.

– Dużo było na szlaku chwil zapadających w pamięć. Szczególnie dobrze wspominam ostatni nocleg, gdy mogliśmy podziwiać wschód słońca na Baraniej Górze – opowiada Rafał.

Z wyprawy wrócili z głową pełną wspomnień. Zapisali je na obrazach, z których powstał foto album. Często do niego wracają, chcąc znów poczuć emocje, które towarzyszyły im na GSB. Z wyjazdu przywieźli też wiarę w to, że mogą wiele. Nie pójdzie ona na marne, bo szykują się do zrobienia szlaku GR 20 na Korsyce.

 

Główny Szlak Beskidzki – pomysł na aktywne wakacje w górach

Przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego może być też pomysłem na aktywne spędzenie wakacji. Tak było w przypadku Edyty i Marka Bożków.

– Lato 2020 roku kształtowało się pod znakiem pandemii, więc możliwości wyjazdu za granicę były ograniczone. Mieliśmy dużo urlopu i brak pomysłu, co z nim zrobić – opowiada Marek, twórca projektu Góry Wolności. Szukając pomysłów, zobaczyli, że GSB da się zrobić w 16 dni, więc dokładnie tyle, ile mają wolnego. – Z racji tego, że pochodzimy z Ustronia, stwierdziliśmy, że fajnie byłoby przejść całe Beskidy, z Bieszczad aż do domu – dodaje.

 

Przeczytaj nowe e-wydanie Magazynu Na Szczycie

 

Edyta i Marek nie szli jednak tylko dla siebie. Postanowili przy okazji zbierać pieniądze na gwiazdkowe prezenty dla dzieci zza wschodniej granicy.

– Idąc, chcieliśmy zrobić coś dobrego dla innych. I tak od słowa do słowa powstał projekt „500 uśmiechów”, który nawiązywał do 500 kilometrów szlaku – wyjaśnia Marek.

Podwójna motywacja napędzała ich do pokonywania kolejnych kilometrów szlaku. Na starcie była ekscytacja, ale też obawa czy się uda. Jednak jak to zwykle bywa, strach ma wielkie oczy. Mimo że czasem dopadał ich kryzys lub kontuzja, a czasem po prostu ciężko się wstawało, szło im się całkiem dobrze.

– W Beskidzie Sądeckim trafiliśmy na noc perseidów. Było ciepło, więc spaliśmy w hamakach. Leżałem i podziwiałem „spadające gwiazdy”. Rano obudził nas piękny wschód słońca z morzem chmur. To był najpiękniejszy nocleg i poranek na całym GSB – opowiada Marek, a Edyta dodaje: – Najlepiej wspominam wieczór na Hali Mędralowej. Spaliśmy tam w szałasie. Zrobiliśmy ognisko, był piękny zachód słońca - takie zwieńczenie dnia w chatkowym klimacie.

Podczas tylu dni w górach są dobre i złe chwile. Aż po 500 kilometrach szlak się kończy. Co się wtedy czuje?

– Końcówka była niesamowita. Przeżywało się kryzysy, małe przeciwności, ucieczki przed burzą i wyścig z czasem, czy zdążymy w te 16 dni przejść GSB. I w końcu cały ten stres, wszystko co było, spływa i cel zostaje osiągnięty – podsumowuje.

Te 16 dni to nie rekord trasy. Ale by cieszyć się szlakiem i ludźmi, mieć czas na odpoczynek i rozmowy oraz napawanie się każdym kilometrem, to i tak tych dni było dla nich za mało.

– To super przeżycie, sprawdzenie samego siebie, ale też przemyślenie pewnych rzeczy i dostrzeżenie tego, co jest w życiu ważne – mówi Marek. – A co jest ważne? – pytam, a w odpowiedzi słyszę: – By realizować swoje cele. By czas, który mamy, dzielić z tymi, których kochamy. Nagle zauważa się, jak niewiele w życiu trzeba, żeby być szczęśliwym – podsumowuje Marek Bożek.

 

Rekordy Głównego Szlaku Beskidzkiego

Pewnego dnia ultramaratończyk Roman Ficek postanawia pobić rekord trasy Głównego Szlaku Beskidzkiego, robiąc to bez wsparcia. Chce poprawić wynik Roberta Koraba, więc musi pokonać szlak w mniej niż 134 godziny i 34 minuty. O formę nie musi się martwić, bo trenuje regularnie od kilku lat.

– Trenowałem cały czas pod zawody, a jedynie ostatni miesiąc robiłem więcej dłuższych biegów po 40 czy 50 kilometrów – mówi Ficek.

Aby pobić rekord wszystko miał policzone i zaplanowane. Na sen nie zostało zbyt wiele czasu.

– Miałem w planach około pięciu noclegów po trzy, cztery godziny każdy. W tym czasie musiałem choćby zjeść i naładować baterie, więc spałem maksymalnie półtorej godziny. W pewnym momencie byłem tak zmęczony, że na Przełęczy Glinne wyciągnąłem dwie folie NRC i położyłem się po prostu na ziemi – wspomina.

Mimo ogromnego zmęczenia, ani razu nie pomyślał o zejściu z trasy. Doskwierał mu jednak ten brak snu. Ale chcąc bić rekord, nie mógł sobie pozwolić na więcej.

– Na Przełęczy Glinne, gdzie zrobiłem ten dodatkowy postój, obudziłem się i spojrzałem na zegarek. Była akurat burza i zaczęło mocno lać. Szybko przekalkulowałem kilometry i stwierdziłem, że koniec spania. Była duża adrenalina, więc ruszyłem na szlak i cisnąłem, ile wlezie – opowiada rekordzista.

Pogoda generalnie go nie rozpieszczała. Było bardzo dużo błota i deszczu, szczególnie w Beskidzie Niskim. Przez pierwsze 200 km biegł właściwie w błocie.

– Następne 300 km biegłem z kolei z przemoczonymi i zabłoconymi stopami. Nie było czasu, żeby odpocząć, przebrać skarpety czy buty. Kiedy nie masz suportu, to właśnie takie rzeczy bardzo wszystko utrudniają – mówi Ficek.

Mimo braku wsparcia, na trasie spotkał się z dużą życzliwością. Dopingu też nie brakowało.

– Im bliżej byłem Beskidu Żywieckiego, tym więcej było kibiców, ale nie tak dużo jak np. na zawodach. Z kolei siostra ze szwagrem przy jeżdżali do mnie autem, co jakieś 150 kilometrów. Siedzieli przy mnie, jak jadłem pizzę w Beskidzie Niskim czy na Przełęczy Glinne, gdy spałem – wspomina.

Dużo osób śledziło bieg Romka na ekranach komputerów czy komórek. Pisali też pozytywne komentarze, które docierały do niego za sprawą operatora kamery Łukasza Malinowskiego.

– Jak wstawałem lub jadłem, Łukasz opowiadał mi, co się dzieje w necie, jak ludzie mi kibicują. Czytał komentarze typu: „Nie poddawaj się, super ci idzie”, „Świetny czas, podziwiamy” i tak dalej. To od razu wywoływało uśmiech na buzi i niosło do przodu. Motywowało po prostu – mówi Roman.

W Ustroniu była duża radość. Trwało to zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale było bardzo intensywne. – To wspaniałe uczucie, kiedy wiesz, że robisz fajną robotę i dużo ludzi ci kibicuje. Robisz coś rzadko spotykanego i zapisujesz się w tej biegowej historii Polski jako ten, co pobił rekord – podsumowuje.

 

Podwójne przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego

Planowała Łuk Karpat, jednak przez pandemię zmieniła plany. Zamknięte lasy i siłownie sprawiły, że zamieniła salon w salę gimnastyczną, a do garażu wstawiła bieżnię. Tak przygotowywała się do podwójnego GSB. Dorota Szparaga postanowiła przejść z Wołosatego do Ustronia i z powrotem.

– Na całość zaplanowałam sobie 23 dni, które wynikały z mojego urlopu. W pierwszą stronę chciałam przejść na luzie w 14 dni, w drugą w 9-10. Ostatecznie wyszło 25 dni, bo pogoda była fatalna – opowiada Dorota.

Błoto było czymś, co spowalniało jej tempo. Cały czas zastanawiała się, czy starczy jej czasu na skończenie GSB razy dwa. Deszcz natomiast sprawiał, że rzeczy w ogóle nie schły.

– Nie sądziłam, że to będzie tak trudne. Myślałam, że czeka mnie lekka i przyjemna wycieczka, a zrobił się niezły hardcore. Jak śpisz pod namiotem i ciągle pada, to nie masz jak się wysuszyć. Rano zakładasz mokre buty i skarpetki. Ten pierwszy moment startu jest zawsze trudny. Dodatkowo w tym błocie poruszałam się z prędkością 2,5 km na godz. To było takie frustrujące, bo bałam się, że nie zmieszczę się w czasie, który sobie zaplanowałam – mówi Szparaga.

Media nawet okrzyknęły Dorotę królową błota. Ale ona nie dawała się kryzysom, mimo że nie zawsze było łatwo.

– Jedyny moment, kiedy zeszłabym z trasy, byłby związany z zagrożeniem życia lub zdrowia. Tyle sił włożyłam w przygotowanie fizyczne i logistyczne, nie mówiąc o pieniądzach. No i czas, który na to poświęciłam. I to wszystko byłoby na nic? Wiedziałam też, że kolejny raz będę chciała pojechać w nowe miejsce, więc mogę zrobić GSB tylko w tym momencie – wyjaśnia.

Podczas 1000 kilometrów emocji, przygód i niezwykłych ludzi nie brakuje. A wszystko zapisuje się na kartach wspomnień.

– Na trasie spotkałam Romana Ficka, który biegł po rekord. Bardzo miłe było też spotkanie z Leszkiem Piekło, który przyjechał na trasę i zaparzył mi kawę – wspomina Dorota i opowiada dalej: – Był też taki kolega z okolic Jordanowa. Szłam akurat asfaltem, nagle ktoś podjeżdża i mówi „cześć”. Zaczęliśmy gadać. Gdy wracałam, to w okolicach Jordanowa trafił mi się bardzo trudny dzień, bo od samego rana lało. Byłam bardzo przemarznięta od tej wilgoci. I nagle wychodzę zza zakrętu, a on stoi z otwartym samochodem, a w środku herbata, świeżo upieczone ciasto, jakieś kanapki. Jeszcze tego samego dnia wyszedł do Rabki-Zdroju, żeby donieść mi prowiant. 

Gdy Dorota wychodziła na szlak była anonimową osobą. Jednak już drugiego dnia wędrówki ludzie zaczęli ją rozpoznawać. Na trasie nie brakowało więc miłych akcentów i życzliwych osób.

– Taką ciepłą osobą jest Marta Zimna z Beskidu Niskiego. Dwa razy spałam w jej agroturystyce. Któregoś dnia dzwonię do niej i mówię, że będę o godzinie 22. A ona czekała na mnie z kolacją i ciepłą zupą. Moim zdaniem ona jest taką legendą GSB, bo bardzo dba o swoich turystów – mówi Dorota. 

Ludzie często pytają Szparagę, po co to robi. Okazuje się, że prostota życia na szlaku, radość z przyziemnych rzeczy, obcowanie z naturą i górami, to rzeczy, które ładują baterie.

– Często chodzę sama, bo wtedy poznaję ludzi, których w innych okolicznościach bym nie poznała. Z jednej strony tych życzliwych, bezinteresownie wspierających na szlaku. Z drugiej natomiast takich, którzy robią podobne rzeczy jak ja. Zazwyczaj są to bardzo nietuzinkowe osoby, które mają swoją pasję – podkreśla. 

 

Główny Szlak Beskidzki – od Wołosatego do Ustronia i z powrotem

– Moja górska historia zaczęła się bardzo dawno. Jeździliśmy wtedy z harcerstwem w Bieszczady. Na Głównym Szlaku Beskidzkim bywałem już wtedy, ale jeszcze o tym nie wiedziałem – wspomina Leszek Piekło i mówi dalej: – W Wetlinie mam przyjaciela Piotra Ostrowskiego. Jakieś dwanaście lat temu, podsunął mi przewodnik po GSB Agaty Hanuli. Zacząłem go czytać i pewnego dnia, 10 lat temu ruszyłem na szlak.

Wtedy czerwony szlak pokonywał odcinkami, po drodze zakochując się w tych górach. Pierwsze całościowe GSB zrobił w 2013 roku i zaczął roboczo pisać książkę – opowiadanie o Głównym Szlaku Beskidzkim.

– Któregoś dnia wpadłem na pomysł, żeby przejść szlak po raz drugi, tylko tym razem w dwie strony za jedną wyprawą. W 2016 roku ruszyłem sam z Wołosatego. Po 19 dniach byłem w Ustroniu. Przespałem się, a na drugi dzień udałem się w drogę powrotną. Spędziłem wtedy na szlaku 38 dni, robiąc blisko 1100 km. Za każdym razem robiłem notatki, pisałem w tej mojej wymarzonej książce – opowiada Piekło.

Leszek całościowo pokonał trasę GSB aż cztery razy, co jest rekordem. Podejmował nawet próby przejścia zimą, jednak z powodu złych warunków atmosferycznych, musiał zejść ze szlaku. Nie zamierza jednak na tym poprzestać. Piąte przejście odłożył jedynie w czasie.

– Kocham ten szlak, te góry, ludzi, których poznaję lub już znam. To nie tylko turyści, ale też gospodarze. Fantastycznie się z nimi rozmawia. Zawsze są nas ciekawi, ale też chętni do opowiadania o swoim życiu. Co roku wracam na te szlaki, więc mam tam wielu przyjaciół. Zawsze powtarzam, że największą wartością na GSB są ludzie. Dlatego nadal pozostaję wierny Głównemu Szlakowi Beskidzkiemu. Nadal jestem w nim zakochany – podkreśla Leszek.

Ale ta miłość nie jest bierna. Z jego inicjatywy powstało Stowarzyszenie Główny Szlak Beskidzki. To z jednej strony jego promocja, a z drugiej poprawa infrastruktury – tworzenie wiat, schronów, tabliczek informacyjnych.

– Gdy pierwszy raz wszedłem na szlak, chciałem sprawdzić swoje możliwości - nie tylko fizyczne, ale też psychiczne. Zafascynowała mnie beskidzka przyroda, dlatego zawsze idę wolno, obserwuję i podziwiam. Jeśli ktoś potrafi się cieszyć szczegółami, to nie ma większej uczty, jak wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim. Idealnie poświęcić na GSB na przykład 30 dni, by móc porozmawiać z ludźmi, napić się z nimi herbaty, dowiedzieć czegoś od nich. Mieć czas, by zejść kilkanaście metrów ze szlaku i zobaczyć coś ciekawego. To, w czym upatruję wartość Głównego Szlaku Beskidzkiego, to przyroda i ludzie – podsumowuje Leszek Piekło. 
 

Przykładowy plan przejścia GSB

Dzień 1. Wołosate – Ustrzyki Górne – 22 km

Dzień 2. Ustrzyki Górne – Smerek – 25 km

Dzień 3. Smerek – Bacówka pod Honem – 18 km

Dzień 4. Bacówka pod Honem – Duszatyn – 24 km

Dzień 5. Duszatyn – Chata w Przybyszowie – 19 km

Dzień 6. Chata w Przybyszowie – Rymanów Zdrój – 26 km

Dzień 7. Rymanów Zdrój – Schronisko Pod Chyrową – 27 km

Dzień 8. Schronisko Pod Chyrową – Bacówka PTTK Bartne – 35 km

Dzień 9. Bacówka PTTK Bartne – Baza namiotowa w Regietowie – 19 km

Dzień 10. Baza namiotowa w Regietowie – Krynica Zdrój – 29 km

Dzień 11. Krynica Zdrój – Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej – 19 km

Dzień 12. Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej – Schronisko PTTK Przehyba – 29 km

Dzień 13. Schronisko PTTK Przehyba – Baza namiotowa Lubań – 22 km

Dzień 14. Baza namiotowa Lubań – Schronisko PTTK na Turbaczu – 22 km

Dzień 15. Schronisko PTTK na Turbaczu – Rabka Zdrój – 16 km

Dzień 16. Rabka Zdrój – Schronisko PTTK na Hali Krupowej – 32 km

Dzień 17. Schronisko PTTK na Hali Krupowej – Baza namiotowa Głuchaczki – 28 km

Dzień 18. Baza namiotowa Głuchaczki – Stacja Turystyczna Słowianka – 27 km

Dzień 19. Stacja Turystyczna Słowianka – Schronisko PTTK Przysłop Pod Baranią Górą – 26 km

Dzień 20. Schronisko PTTK Przysłop Pod Baranią Górą – Schronisko PTTK na Stożku – 16 km

Dzień 21. Schronisko PTTK na Stożku – Ustroń Zdrój – 21 km

 

Główny Szlak Beskidzki w liczbach

10 – pasm górskich, przez które przebiega czerwony szlak GSB

107 godzin 25 minut – rekord trasy ustanowiony przez Romana Ficka

139 godzin 22 minuty – kobiecy rekord trasy należący do Angeliki Szczepaniak

188 – liczba osób, które w 2021 roku przeszło całą trasę za jednym zamachem w nie więcej niż 21 dni

502,6 km – dystans GSB według mapa-turystyczna.pl

1725 m n.p.m. – najwyższy punkt na trasie – Babia Góra

23 225 m – suma zejść na trasie

23 592 m – suma podejść, które trzeba pokonać

 

Czy wiesz, że…?

– szlak zaprojektowano niemal 100 lat temu – znakowanie rozpoczęto w 1925 r.

– pierwotnie obejmował część gór Ukrainy, znajdujących się wtedy na terytorium Polski i prowadził aż do Szybenego

– miał wtedy długość około 800 km

– po II Wojnie Światowej zmieniono jego przebieg

– powstał z inicjatywy Kazimierza Sosnowskiego, który jest obecnie jego patronem


 

Ludzie szlaku

Edyta i Marek Brożek

Wspólnie wędrują, a relacje z ich wypraw można znaleźć w mediach społecznościowych pod nazwą Góry Wolności. W 2020 roku przeszli Główny Szlak Beskidzki od Wołosatego do Ustronia.

 

Roman Ficek

Ultramaratończyk. Zajął m.in. drugie miejsce w Ultramaratonie 6xBabia Góra. W 2021 r. wbiegł na Rysy 9 razy w ciągu doby. Dwa lata wcześniej pokonał 2300 km, biegnąc Łukiem Karpat. W 2020 r. pobił rekord trasy.

 

Rafał Fornalczyk

Przygodę z górami zaczął w 2017 r. Przemierzał góry Chorwacji, Włoch, Francji czy Słowacji, a w niektórych rejonach również się wspinał. Na co dzień dba o swoją kondycję w podpoznańskim klubie Rankor Athletics. GSB przeszedł w 2021 roku.

 

Leszek Piekło

autor przewodnika „Główny Szlak Beskidzki” od Wołosatego do Ustronia wydawnictwa Compass. Zakochany w czerwonym szlaku, który przeszedł cztery razy, w tym w 2016 r. w obie strony. Założyciel stowarzyszenia Główny Szlak Beskidzki.

 

Dorota Szparaga

Amatorka długodystansowych szlaków. Na swoim koncie ma przejście m.in. GR 131 na Wyspach Kanaryjskich (320 km), GR 11 w Pirenejach (850 km) i Via Alpina (2650 km). W 2020 r. zrobiła GSB w dwie strony (ok. 1000 km).

 

Tekst ukazał się w Wydaniu Specjalnym nr 02/2022  pod tytułem "W tym szlaku można się zakochać"

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 15/08/2025 06:32
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do