Kiedy piękna pogoda jest pewna, lubię czasem złamać podstawowe zasady. Wtedy ruszam na szlak dopiero tuż przed południem, by po kilku godzinach cieszyć się górami, gdy ludzi jest już mniej. Czasami jednak na trasie spotykają nas niespodzianki, które ten scenariusz wywracają do góry nogami.
Lubię w górach takie powolne dni, kiedy nie zależy mi na rekordach i pogoni za uciekającymi kilometrami i czasem. Wstaję wtedy rano i z widokiem na góry zagłębiam się w lekturę jakiejś pasjonującej książki. Potem spokojna kawa, śniadanie i dopiero wyjazd na szlak. Praktykuję z 12-letnim synem takie poranki, kiedy tylko prognozy pogody nie zapowiadają popołudniowych burz albo ulewnych opadów. To jest ten czas, kiedy można spokojnie porozmawiać, czego na co dzień nam brakuje. Nikt nas nie goni, do niczego nie zmusza.
[middle1]
Tak właśnie wyglądały nasze dni podczas przedłużonego weekendu w Białce Tatrzańskiej. Na gorczańskie szlaki - bo to był główny cel naszych wędrówek, a nie zatłoczone Tatry - ruszaliśmy dopiero około godz. 11. Oczywiście takie scenariusze można planować tylko wtedy, gdy dzień jest długi. Ale już od końca kwietnia nie ma z tym problemu. Jedna z takich wycieczek zaprowadziła nas na Lubań (1211 m n.p.m.).

Gorce, Organy Hasiora na przełęczy Snozka. Zdjęcie Tomasz Cylka
Na start wybraliśmy przełęcz Snozka (653 m n.p.m.). Wielu kierowców przejeżdżających tędy z Nowego Targu do Szczawnicy lub odwrotnie, nawet nie wie, że to właśnie tutaj rozpoczyna się jeden z najkrótszych szlaków na ten popularny gorczański szczyt. Nieliczni się zatrzymują, by z parkingu i punktu widokowego podziwiać panoramy na oddalone Tatry i Pieniny. Ale już pewnie w stronę Gorców obracają się nieliczni – w końcu to tylko pola, a wyżej zalesione stoki.
Część turystów robi jedynie pięciominutowy spacer do niecodziennego pomnika stojącego na pobliskim wzniesieniu. To są charakterystyczne Organy Hasiora, które stanęły tutaj w 1966 roku. Ta 13-metrowa konstrukcja nazywana jest organami, ponieważ Władysław Hasior zaprojektował ją tak, by wydawała dźwięki, gdy zawieje wiatr. Jednak konia z rzędem temu, kto cokolwiek tu usłyszy. Zresztą nie ma się co wysilać, ponoć pomnik nigdy nie zagrał. Dlatego pewnie rzeźba wzbudzała liczne kontrowersje. Nazywano ją nawet „ubeliskiem”, bo miała oddawać hołd władzy ludowej. Choć sam autor zastrzegał, że chodziło mu o upamiętnienie ofiar drugiej wojny światowej.
Zostawmy dziś te spory. Odnotujmy jeszcze tylko, że w 2010 roku ją odnowiono, bo rdzewiała. Wtedy też zainstalowano pasterskie dzwonki, które czasem dźwięczą przy silniejszym podmuchu. I tak konstrukcja spełnia pośrednio swoją pierwotną rolę.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 76% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie