27 stycznia 2020 roku ukazał się pierwszy drukowany numer Magazynu Ludzi Gór „Na Szczycie”. Z okazji 5. urodzin i 50. numerów porozmawiajmy o tym, jaka w dzisiejszym cyfrowym świecie, jest rola specjalistycznych mediów górskich.
Rynek mediów górskich w Polsce przeszedł w ostatnich latach radykalne zmiany. Postępujące umasowienie się górskiej turystyki i wysyp nowych form aktywności spowodowały ogromny wzrost popytu na treści związane z górami. W latach 90. na rynku pojawiło się kilka miesięczników i wiele innych periodyków. Potem przyszedł internet i wywrócił planszę do góry nogami. Papier stopniowo ustępował ekranom, a social media zagarnęły ogromną część naszej uwagi.
Także Magazyn Ludzi Gór „Na Szczycie”, którego pierwsze wydanie ukazało się na rynku w poniedziałek, 27 stycznia 2020 roku, musi dostosować się do współczesnych realiów. Bo dziś turysta szukając informacji o górach, w pierwszej kolejności sięga po strony internetowe, grupy facebookowe, aplikacje, filmy na YouTube i inne zdobycze współczesnej technologii.
Mało tego, w ostatnich latach - a już szczególnie miesiącach - coraz więcej publikowanych tam treści generowana jest przez sztuczną inteligencję. Jak zatem odnaleźć swój głos w świecie spadającego czasu skupienia, ChatuGPT, clickbaitu i socialmediowych algorytmów? Na 5. urodziny magazynu „Na Szczycie” zapytaliśmy o to ludzi gór - wybitnych himalaistów, przewodników, podróżników i osoby związane ze światem nauki i mediów.
Z biegiem czasu zmniejsza się ilość górskich czasopism. Utrzymują się te większe, które mają najbogatszą historię i najciekawszą ofertę. Nowym graczom bardzo trudno jest wejść na ten rynek. Druk zastępuje internet, w którym można znaleźć wszystko. Ludzie szukający informacji o danej górze, trasie czy szlaku, dostają je tam od razu. Wciąż jest jednak wielu koneserów, którzy lubią poczuć papier.
Tradycyjne media górskie wyróżniają jednak się na tle wielu źródeł internetowych merytoryką i dostępem do specjalistów, choćby w takich kwestiach jak doradztwo sprzętowe. Wiele osób szuka porad i recenzji sprzętu przed wyjściem w teren. Sięgając po sprawdzone tytuły mogą być pewni rzetelności zawartych tam informacji.
Postęp technologiczny, nowe metody komunikacji, można wykorzystać do budowania społeczności. Inicjowanie spotkań, konferencji, wspólnych wyjazdów w góry jest najlepszą reklamą. Często jestem zaskoczony, jak dużo osób bierze udział w takich spotkaniach. Społeczność górska bardzo lubi być razem!
To, że mamy nieodwracalny kryzys prasy papierowej, wszyscy wiemy. Że media stawiają obecnie na internet, również wiadomo. Dlatego tym bardziej doceniam, że "Na Szczycie" nie poddaje się ogólnym tendencjom i wciąż ma wydania tradycyjne w wersji drukowanej.
Owszem, wersja internetowa tego pisma również jest potrzebna, ale przecież osób lubiących czytać drukowane treści, wciąż jeszcze mamy sporo. Szelest przewracanych kartek, wielostronicowe artykuły, duże zdjęcia to zupełnie coś innego niż przeglądanie tekstu na ograniczonym wielkością ekranie komputera. Mam nadzieję, że doceniają to nie tylko przedstawiciele mojego pokolenia, czyli "starszej młodzieży" (z naciskiem na pierwsze słowo).
Zresztą znam wiele osób, które kolekcjonują wydania pisma, wycinają interesujące ich strony, zakreślają kluczowe informacje. Problem tylko, że nie wszyscy deklarujący się, że lubią czytać wersje papierowe zdają sobie sprawę, jakie są koszty wydawania takich magazynów. Zamiast krytykować cenę, potraktujmy tę kwotę (równowartość kawy lub dwóch) jako cegiełkę na wspieranie tego, co wartościowe, ambitne, a równocześnie też bardziej pracochłonne w przygotowaniu, niż większość treści w internecie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę tabloidowe portale czy media społecznościowe.
I jeszcze jedno… W przypadku "Na Szczycie" bardzo cenię to, że jest to magazyn tworzony nie dla biznesu, ale z pasji. I że artykuły piszą do niego nie etatowi pracownicy (słowo "dziennikarz" nie zawsze do nich pasuje) odrabiający "pańszczyznę", ale praktycy, znawcy tematu, prawdziwi miłośnicy gór.
Był taki czas kiedy wróżono, że papier odchodzi już do przeszłości i wszystko będziemy czytać na ekranach komputerów, tabletów, czytników. Patrząc na tłumy ludzi odwiedzające targi książki, raczej prędko się to nie stanie. Papier wciąż jest w modzie. Może to kwestia sentymentu, a może potrzeba odbioru treści z nośnika, którego można dotknąć, powąchać.
Na pewno musimy działać mocno w tej cyfrowej, wirtualnej rzeczywistości, bo dużo osób właśnie tam szuka informacji o górach, pomysłów na wycieczki, porad. Media społecznościowe są dużą szansą na dotarcie do odbiorców, ale też dużym wyzwaniem. Już nie tekst, ani obraz są pożądane przez algorytmy, ale film i to nie za długi.
Nie chodzi jednak o to, by ulegać tym wszystkim trendom i nagrywać tyko kilkusekundowe filmiki pokazujące, jak tańczymy w górach. Kiedy zaczynałem przygodę z górską “influencerką” byłem bardzo zaskoczony, że ludzie chcą na Instagramie i TikToku oglądać długie (4-6-minutowe) filmy z masą informacji o topografii, przyrodzie, historii. Myślę, że pasja, wiedza i doświadczenie zawsze znajdą odbiorców!
Nadal większość Polaków, jak wskazują badania Biblioteki Narodowej, wybiera tradycyjne, papierowe książki, ale czasopisma dość szybko przeniosły się do sieci. Drukowany periodyk to już trochę luksus. Jestem za zachowaniem tej odrobiny luksusu. Oczywiście, nowe technologie dzisiaj, to już nie tylko zamieszczanie treści w internecie. To kwestie synchronizacji odbioru czytanie-słuchanie, ale i uwzględnianie odbiorców ze szczególnymi potrzebami, a to pozwala na lepszą komunikację.
Nowością w mediach jest przede wszystkim sztuczna inteligencja, którą można zaangażować w proces twórczy i to mnie mocno niepokoi. Obawiam się sytuacji, kiedy będę się zastanawiać, kto jest autorem: człowiek czy ChatGPT? Już widziałam wiele realistycznych obrazków, które przy odrobinie zdrowego rozsądku trzeba uznać za fake newsy, np. podróżnika siedzącego w lesie przy ognisku, któremu niedźwiedź polarny położył łeb na kolanach do głaskania.
W dobie całej masy samozwańczych ekspertów internetowych, powinny istnieć profesjonalne media górskie, które biorą odpowiedzialność za treści, które publikują. Musi istnieć miejsce, o którym wiemy, że jego poziom merytoryczny jest niezmiennie wysoki i nie poddaje się trendom, które mogłyby powodować obniżenie standardów, np. skracanie tekstów, bo odbiorca ma poziom koncentracji muszki owocówki). Liczy się staromodne słowo klucz: rzetelność.
Zmiany w mediach są nieuniknione, każdy musi podążać za postępem. Kluczowe jest jednak to, żeby postęp zaakceptować i mądrze go wykorzystywać. Internet powinien służyć nam, a nie my jemu. Dzięki nowym technologiom w filmie czy fotografii, góry wysokie są łatwiej dostępne dla ludzi z nizin. Bez tych nowinek w ogóle nie mieliby okazji zobaczyć wielu miejsc, poznać realiów wysokogórskiej wspinaczki i wyzwań, jakie tam czekają.
Z drugiej strony często w górach wysokich spotykam ludzi, którzy nie myślą w ogóle o otoczeniu, w jakim się znajdują, tylko o tym, gdzie sobie zrobić selfie czy złapać łączność z internetem. Potrafią nawet wyruszyć na dwugodzinną wycieczkę do miejsca, gdzie będzie zasięg. Spotkać można i takie osoby, które tworzą projekty medialne i komercyjne w górach, mają wielomilionowe budżety i kilkunastu nawet szerpów do pomocy, ale tak naprawdę się nie wspinają, a idą za szerpą na sztywno na linie.
A przecież himalaizm to nie tylko sport, ale styl życia i funkcjonowania. Niestety, nie wszyscy się tym kierują. Np. w 2023 roku dwie wspinaczki ścigały się na Sziszapangmie o tytuł pierwszej Amerykanki, która zdobędzie Koronę Himajalów i Karakorum. Skończyło się na czterech ofiarach śmiertelnych. W pogoni za sponsoringiem i rozgłosem zlekceważyły zdrowy rozsądek i bezpieczeństwo.
Jednak nadal jestem przekonana, że góry nadal pozostaną miejscem dla prawdziwych wspinaczy i wspinaczek pełnych respektu dla natury i wyznających zasady etyki.
Jeszcze do niedawna papierowe wydania przewodników i czasopism górskich były podstawowym źródłem wiedzy o szlakach czy trasach wspinaczkowych. W miarę rozwoju technologicznego nasz dostęp do informacji jest jednak coraz bardziej ułatwiony. Obecnie większość osób przed wyjściem w góry sięga do internetu. Rolę przewodników zastępują posty na Instagramie czy Facebooku, wideorelacje na YouTubie i wpisy na blogach.
Niestety, nie zawsze można na nich polegać. Z sieci możemy “dowiedzieć się” choćby, że Orla Perć w Tatrach jest prosta i da się ją przejść w lekkich butach w trzy godziny albo że na Kasprowy Wierch w kwietniu nie trzeba brać raków. Publikowanie takich treści prowadzi do narażenia zdrowia, a nawet życia turystów.
Magazyn górski powinien więc być źródłem sprawdzonych i prawdziwych informacji, a przekazywana w nim wiedza musi pochodzić od specjalistów. Dobrze byłoby, gdyby miał mocną pozycję w internecie. Dzięki temu czytelnik będzie wiedział dokładnie gdzie udać się po radę.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie