Reklama

Beskid Żywiecki: Ujsoły - Tajemnica Mało Znanej Miejscowości w Polskich Górach

Podejście na Oszus(t)a okazuje się największą dziś katorgą. Momentami człowiek dosłownie staje w miejscu. Są takie punkty, że nie wiem, jak zrobić krok do przodu. Do tej pory miałem tak tylko w Tatrach albo Alpach. Iść tutaj w deszczu albo burzy to samobójstwo.

 

Poniższy tekst ukazał się w letnim Wydaniu Specjalnym nr 6(40)/2024.

 

Milówka, Rajcza, Węgierska Górka, Zwardoń - tych nazw miejscowości, położonych w sercu Beskidu Żywieckiego, miłośnikom polskich gór przedstawiać nie trzeba. Ale gdyby zapytać o Ujsoły, to część turystów będzie już nieco zaskoczona. Ta położona na wschód od Rajczy gmina może bowiem sąsiednim gminom pozazdrościć sławy. Ale wystarczy powiedzieć, że to stąd prowadzą najkrótsze i najpopularniejsze szlaki na Wielką Rycerzową, Krawców Wierch czy Rysiankę i wszystko staje się jasne.

 

W górach chodzi przede wszystkim o dobre towarzystwo: Magda, Agata, Tomek i Michał na Hali Rysiance. Zdjęcie Kajetan Domagała

 

Naczelnik Urbańczyk postawił na turystykę

 

Niemal równo 50 lat temu, bo 1 stycznia 1973 roku, naczelnikiem gminy został Mieczysław Urbańczyk. Głęboki PRL i epoka Gierka rządziły się swoimi prawami, ale to właśnie on postawił na turystykę, która miała stać się promocją gminy - choć oczywiście wtedy nikt nie znał takich pojęć jak marketing czy owa promocja. Pół wieku temu używano zupełnie innych haseł. Dlatego na oficjalnej stronie gminy czytamy, że „nowy naczelnik skoncentrował swoją działalność na turystyce jako tej dziedzinie, która miała stać się motorem napędowym dla rozwoju”. Strach się bać, czytając takie słowa.

 

Jak zwał, tak zwał. Jednak dzięki jego zaangażowaniu to właśnie na Rycerzowej wybudowano pierwszą bacówkę w Polsce, słynną Moskałówkę (ich pomysłodawcą był działacz PTTK Edward Moskała). Jedną z kolejnych otwarto na Krawcowym Wierchu. Natomiast na dole, w samych Ujsołach, rozpoczęło działalność Biuro Obsługi Ruchu Turystycznego, które zachęcało mieszkańców do tworzenia prywatnych kwater dla turystów. Wiele z nich działa do dziś. To Urbańczyk doprowadził do tego, że PTTK objęło symbolicznym patronatem gminę Ujsoły, co w tamtym ustroju było naprawdę szerokim otwarciem drzwi dla rozwoju turystyki. To tutaj chętnie przyjeżdżały zakładowe i szkolne wycieczki.

 

– Właśnie wtedy zainicjowano organizację wielu mniejszych i większych imprez kulturalnych oraz turystycznych. Największa z nich to pierwsza impreza folklorystyczna, czyli słynne Wawrzyńcowe Hudy – mówi Andrzej Miesiączek, lokalny popularyzator turystyki.

 

 

 

Wawrzyńcowe Hudy i inne imprezy

 

Opowiadał o niej szczegółowo obecny wójt, Tadeusz Piętka, w kwietniowym numerze „Na Szczycie”. Przypomnę więc tylko, że to istniejący od pokoleń tradycyjny obrzęd, podczas którego ustawiana jest wysoka na kilkanaście metrów drewniana huda, która w nocy jest podpalana. Obrzęd wiąże się z legendą o gospodarzu Wawrzyńcu i męczeńską śmiercią świętego Wawrzyńca. Imprezę wpisano na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.

 

– Tegoroczna edycja odbędzie się w weekend 3 i 4 sierpnia. Warto nas wtedy odwiedzić – zaprasza Andrzej Miesiączek.

 

Ale Ujsoły to nie tylko Wawrzyńcowe Hudy. Od przełomu lat 80. i 90. w Chałupie Chemików organizowany jest Turystyczny Przegląd Piosenki Studenckiej o wdzięcznej nazwie Danielka. Skąd się ona wzięła? Otóż chałupa mieści się na ulicy – lub jak kto woli w przysiółku – Danielki. W ciągu 30 lat na scenie tego festiwalu wystąpili tak znani wykonawcy jak Stare Dobre Małżeństwo i Olek Grotowski, a także grupy Nijak, Bez Jacka, EKT Gdynia. Tegoroczny Festiwal Danielka odbędzie się pod koniec wakacji (23-25 sierpnia).

 

21 szczytów ponad 1000 m n.p.m.

 

Mieczysław Urbańczyk przestał być naczelnikiem gminy na początku lat 80. Gdy był już na emeryturze, opowiedział naszemu redaktorowi naczelnemu i wydawcy „Na Szczycie” Kajetanowi Domagale, który Ujsoły zna jak własną kieszeń, turystyczną ciekawostkę. Otóż wokół miejscowości znajduje się aż 21 szczytów powyżej 1000 m n.p.m.

 

– Pomysł wytyczenia takiej pętli, idealnej na weekend, chodził mi po głowie niemal przez 20 lat. Po naszym redakcyjnym przejściu Głównego Szlaku Beskidzkiego w ubiegłym roku, pomyślałem, że warto wreszcie to zrealizować. I tak narodził się pomysł projektu „21 000 metrów nad poziomem morza” – opowiada Kajetan Domagała.

 

Te „21 tysięcy” to oczywiście umowne hasło, bo przecież na każdą z tych gór nie wchodzimy z poziomu morza. Ale traktujemy to jako inspirację, by spędzić weekend w Beskidzie Żywieckim i wcielić w życie ciekawy projekt. Nie zawsze przecież trzeba chodzić 500 km przez GSB.

 

Bielsko-Biała pod wodą

 

Gorzej być nie mogło. Na kilka dni przed naszym startem, południe Polski nawiedziły prawdziwe nawałnice. Bielsko-Biała znalazła się pod wodą i na pewno widzieliście niepokojące obrazki ze stolicy Podbeskidzia, gdzie część ulic była zupełnie zalana. Do tego prognozy na drugi weekend czerwca przewidywały kolejne obfite deszcze i już zapowiadano alerty RCB (Rządowego Centrum Bezpieczeństwa). Ale im bliżej piątku, tym więcej pojawiało się przejaśnień w aplikacjach pogodowych. Kiedy okazało się, że przynajmniej sobota będzie słoneczna, wiedzieliśmy, że projektu odwołać nie można.

 

[paywall]

 

Ostatecznie postawiliśmy na redakcyjne przejście w składzie: Magda, Kajetan i piszący te słowa. Na starcie dołączyła jeszcze Agata z Krakowa, nasza czytelniczka, a na drugi dzień zapowiedział się nasz czołowy biegacz Michał. Plan na trzy dni: to 52,5 km wędrówki przez 21 szczytów liczących ponad 1000 m n.p.m. Choć jak pokaże życie, jest ich na trasie więcej.

 

W piątkowe przedpołudnie spotykamy się więc przy szlakowskazie w sercu miejscowości (ok. 550 m n.p.m.) i ruszamy na zielony szlak w kierunku pierwszego tysięcznika – Muńcoła. Mamy ponad 600 metrów w górę.

 

– Szlaki nie są trudne i rodziny z dziećmi, które chodzą po górach, bez problemu sobie poradzą. Ale jak to w Beskidach bywa, niektóre podejścia naprawdę są wymagające. Sami się przekonacie, że nie można ich lekceważyć – dodaje Andrzej Miesiączek.

 

Jakoś nie do końca chcę mu wierzyć, bo co tu może być wymagającego. Drugi dzień wyrypy pokaże, jak bardzo się myliłem.

 

Chatka na Szczytkówce spłonęła doszczętnie

 

Początkowo idziemy zielonym szlakiem na południe, który skręcając w lewo szybko opuszcza wieś. Gdybyśmy poszli asfaltem prosto, trafilibyśmy do wspomnianej Chałupy Chemików. Tymczasem idąc błotnistą ścieżką w lesie, mozolnie zdobywamy wysokość. Pierwszym punktem orientacyjnym jest Szczytkówka (893 m n.p.m.), szeroka polana, z której mamy pierwsze tego dnia widoki na wschodnią stronę Ujsół. To właśnie tutaj znajdowała się kiedyś Chatka na Szczytkówce, która spłonęła doszczętnie w nocy z 28 na 29 listopada 1996 roku.

 

Potem znów wchodzimy do lasu i po niecałych dwóch godzinach symbolicznie przekraczamy wysokość 1000 m n.p.m. To będzie ta granica, do której często będziemy wracać podczas tego weekendu. Sam Muńcuł (1165 m n.p.m.) położony jest między drzewami. Nic dziwnego, bo jego nazwa z języka wołoskiego oznacza właśnie wyodrębniony, lesisty szczyt. Beskidzkie widoki mamy więc albo przed samym podejściem, albo zaraz po zejściu, zbaczając kilkadziesiąt metrów od szlaku w lewo. Panorama sięga tu od Przełęczy Ujsolskiej aż po Wielką Rycerzową. W oddali majaczy też Babia Góra i Mała Fatra. Ścieżki na halę są wydeptane i na pewno ich nie przeoczycie.

 

Niedaleko szczytu znajduje się wychodnia skalna, ale odpuściliśmy jej poszukiwania. Za to na południowym skraju zaczyna się leśny rezerwat przyrody Muńcoł, który ciągnie się dalej w stronę Kotarza (1107 m n.p.m.), drugiego tysięcznika na naszej trasie. Teraz otwierają się widoki na Małą Rycerzową z rozległą halą po prawej stronie.

 

– Jeśli będzie tam wypas owiec, to zrobimy ciekawy materiał. Przed laty owiec było naprawdę sporo – mówi do nas Kajetan.

 

Wąska ścieżka zamienia się w szerszą drogę leśną, która schodzi w stronę przełęczy (975 m n.p.m.). Tu zaczyna się podejście na Wiertalówkę (1071 m n.p.m.).

 

Zachód słońca z Małej Rycerzowej. Zdjęcie Kajetan Domagała

 

Pierwszy deszcz na Wielkiej Rycerzowej

 

Niestety, po wypasie zostało tylko wspomnienie Kajetana. Hala pod Małą Rycerzową świeci pustkami, ale dzięki temu mamy ją tylko dla siebie. Na szczycie (1207 m n.p.m.) spotykamy pierwszych tego dnia turystów. Para w średnim wieku schodzi z psami do Rycerki.

 

Patrząc na sąsiednią Wielką Rycerzową, postanawiamy wejść na nią jeszcze dziś. Przez Przełęcz Halną (1147 m n.p.m.) rozpoczynamy ostre, ale zaledwie pięciominutowe podejście. Dopiero przed szczytem (1226 m n.p.m.) łapie nas pierwszy, choć zapowiadany od rana deszcz.

 

Mamy teraz okazję przetestować kurtki Helikona. Intensywny momentami opad w ciągu kwadransa nie robi nam żadnej krzywdy. Wielka Rycerzowa nazywana była kiedyś Bukowiną, tak przynajmniej pisał Kazimierz Sosnowski w „Przewodniku po Beskidach Zachodnich”. Stąd też wiemy, że przez szczyt przebiega Wielki Europejski Dział Wodny, między zlewiskiem Bałtyku i Morza Czarnego. Po pięciu godzinach spokojnego spaceru z Ujsołów docieramy do bacówki (1120 m n.p.m.).

 

Bacówka PTTK na Rycerzowej. Zdjęcie Kajetan Domagała

 

Baca radzi

 

Jesienią obiekt będzie obchodzić 50. urodziny. Co ciekawe, przed jej budową pojawił się projekt przetransportowania helikopterem z pobliskiej Soblówki na halę gotowego i złożonego budynku. Jednak problemy technicznie uniemożliwiły realizację tego pomysłu. Budowniczowie cierpliwie ją wznosili na miejscu, zgodnie z projektem Stanisława Karpiela z Zakopanego. Podobne obiekty powstały na pobliskim Krawcowym Wierchu i gorczańskiej Maciejowej, a także w Bartnem w Beskidzie Niskim czy pod Małą Rawką w Bieszczadach. Ale to Rycerzowa była pierwsza. Otwarto ją 14 września 1975 roku.

 

Dlatego to właśnie tutaj w pomieszczeniu dzisiejszej kotłowni na przełomie lat 70. i 80. działał Klub Bacówkarzy. Raz w roku organizowano uroczyste spotkania, na których rozstrzygano ważne dla klubu kwestie organizacyjne, jak i świetnie się bawiono. Klub posiadał nawet własny organ prasowy „Baca Radzi”.

 

Od prawie 30 lat gospodarzem jest tu Darek Cegłowski, z którym nie mamy jednak okazji porozmawiać, bo akurat pojechał na koncert Stinga. My tymczasem po krótkim odpoczynku i posiłku podchodzimy wieczorem ponownie na Przełęcz Halną, by podziwiać zachód słońca. Towarzyszą nam w tych okolicznościach przyrody puszczane z telefonu piosenki nurtu „gitarą i piórem”. Wracają wspomnienia studenckich czasów.

 

Niestety, noc w bacówce zapamiętamy jak najgorzej. W jadalni przez pół nocy trwała regularna impreza. Nikt z załogi gości nie uciszył. Najlepiej z naszego grona wyszła na tym Magda, która na tego typu wyjazdy zabiera zatyczki do uszu. Ja o wypoczynku przed ciężką sobotą mogłem zapomnieć. Tymczasem rano ekipa odsypiała imprezę. Straciliśmy możliwość naładowania w jadalni telefonów, bo nie dało się wejść do środka. Bacówka nie ma doprowadzonego prądu, więc możliwości są ograniczone. Imprezowa ekipa mocno utrudniła nam życie.

 

Jajecznica przed bacówką

 

Przez to wszystko w sobotę ruszamy dopiero o godz. 7.30, choć plany były bardziej ambitne. Od rana towarzyszy nam piękne słońce, więc na ławce przy bacówce szybko zjadamy przygotowaną jajecznicę. Nie ma czasu na żadne delektowanie się śniadaniem, bo czas goni. Pierwotnie chcieliśmy dziś dojść tylko do bacówki na Krawcowym Wierchu, ale chcemy wykorzystać piękną pogodę. Idziemy więc aż na Halę Lipowską – 30 zamiast 20 km.

 

Na początek łagodne zejście żółtym szlakiem na Przełęcz Przysłop (940 m n.p.m.), ale zaraz potem wchodzimy na graniczny szlak niebieski i od razu dzida w górę na Świtkową (słow. Svitkova, 1082 m n.p.m.). Naprawdę to jest kwadrans konkretnego pionu, który zdobywamy w pocie czoła. Mamy to szczęście, że podchodzimy, bo zejście bez kijków w tym błocie może być zabójcze. Idę tradycyjnie na końcu swoim tempem. Na szczycie już wiem, że to będzie ciężki dzień. Z plecakiem czasu z mapy nie urwę.

 

I tak teraz idziemy - raz do góry, raz na dół, przez kilka godzin. Bednarów Beskid (Bednárová, 1096 m n.p.m.) to siódmy tysięcznik na trasie. Potem Pański Kamień (Krkoškula – 1023 m n.p.m.), czyli zachodni koniec Równego Beskidu. Nazwa pochodzi od znajdującego się tu głazu z napisami. Postawiono go dla upamiętnienia budowniczych pobliskiego Zamku Orawskiego. Jego inicjatorem był Robert Rovland, który na kamieniu kazał wyryć funkcje i nazwiska leśników oraz datę - 16 czerwca 1888 roku.

 

Śpiewamy przy nim mniej lub bardziej durne piosenki. Nie będę ich cytował. Ale poszukajcie w sieci niejakiego Gracjana Roztockiego. Tak, człowiek zmęczony czasem głupieje.

 

Przeklęty Oszust

 

Dziewiąty na liście jest Oszus (słow. Úšust, 1155 m n.p.m.), zwany popularnie Oszustem, i to okazuje się największą dziś katorgą. Podejście jeszcze bardziej ostre od Świtkowej i nieco dłuższe. Momentami człowiek dosłownie staje w miejscu. Są takie punkty, że nie wiem, jak zrobić krok do przodu. Do tej pory miałem tak tylko w Tatrach albo Alpach. Przypominam sobie słowa Andrzeja Miesiączka z wczoraj… Miał chłop rację. Iść tutaj w deszczu albo burzy to samobójstwo. Przepraszam za słowo, ale zdycham…

 

Najgorsze jest to, że na szczycie nie czekają na nas żadne widoki. Kiedy człowiek jest skrajnie wyczerpany, ale robi „wow” na górze, możemy być szczęśliwi. Tymczasem tu tylko drzewa i święte figury… Mam dość. Ekipa widzi moją minę i profilaktycznie o nic nie pyta. Dalej idę jak automat. Dół i góra, dół i góra… Javorina (1051 m n.p.m.) i Solisko (1031 m n.p.m.) – tylko odhaczam do kolekcji, bo mam naprawdę dość. Dodatkowo zejścia w błocie są masakryczne, a słowackie oznaczenia czasów potrafią zdołować. W pewnym momencie tabliczki są już tak mylące, że według nich szliśmy… pięć minut, gdy nam zajęło to półtorej godziny. Nie ma cenzuralnych słów na podsumowanie.

 

– Nie przyjeżdżajcie tutaj – mówię do Was w duchu.

 

Na szlaku niedaleko Úšusta. Zdjęcie Kajetan Domagała

 

Na Przełęczy Glinka (845 m n.p.m.), gdzie kiedyś było przejście graniczne ze Słowacją, jesteśmy dopiero o godz. 15.15. Prawie osiem godzin zajęło nam pokonanie odcinka od bacówki – o trzy godziny dłużej niż wskazania mapy. Nie ma się czym chwalić.

 

Osiemnastka na Krawcowym Wierchu

 

Na szczęście Kajetan od kilku godzin zapowiadał nam pyszny obiad w słowackiej restauracji Colinka, która działa tam, gdzie przed wejściem do strefy Schengen pracowali pogranicznicy. Tymczasem okazuje się, że dziś lokal zamknięty, bo jest… wesele. Ale nasz kierownik staje na wysokości zadania i Klara, sympatyczna kelnerka, którą kojarzycie z naszych mediów społecznościowych, wskazuje nam stolik na zewnątrz i możemy zamówić kofolę z wyprażanym serem. Opłaca się czekać i syte danie za 8,5 euro dodaje nam energii. Gdyby jeszcze tylko ktoś wyłączył to słowackie disco polo… Uszy więdną.

 

Ruszamy dalej dopiero po dwóch godzinach. Potrzebowaliśmy takiej przerwy. Teraz podejście do bacówki na Krawcowym Wierchu (1041 m n.p.m.) jest prawdziwą przyjemnością. No prawie… - bo towarzyszy nam grupa nastolatków, która zmierza do schroniska na osiemnastkę swojej koleżanki. Idą z siatkami w ręku. Nie muszę mówić, co jest w środku. Gdy przez Jaworzynę (1043 m n.p.m.) docieramy na piękną halę, okazuje się, że szykuje się tu impreza na 60 osób. No cóż, chyba dobrze, że zmieniliśmy plany. To byłaby kolejna nieprzespana noc.

 

Jestem tu po raz pierwszy w życiu, ale widok podoba mi się bardziej niż na Rycerzowej. Po prostu hala jest bardziej rozległa, a panoramy bardziej widowiskowe. Na towarzystwo narzekać nie będę. Czasami milczenie jest złotem…

 

Wracamy zatem do lasu i granicznego szlaku. Mamy dwie i pół godziny na Trzy Kopce (1213 m n.p.m.), czyli skrzyżowanie z czerwonym GSB. Pokonujemy kolejne tysięczniki i po zachodzie słońca stajemy na szczycie. Jesteśmy już potwornie zmęczeni, a jeszcze godzina do schroniska na Hali Lipowskiej. Wyciągamy czołówki i w milczeniu pokonujemy ostatnie kilometry przez Halę Rysianka. O godz. 22.15 meldujemy się na miejscu. Michał wita nas zimnym piwem z lokalnego browaru. Bez względu na czas trasy zasłużyliśmy na nagrodę.

 

Poranek w wersji slow

 

Po nocnej burzy niedzielę rozpoczynamy wejściem na lekko na szczyt Rysianka (1322 m n.p.m.). To nasz osiemnasty tysięcznik na trasie. Znajduje się na terenie rezerwatu, ale jak informuje tablica, można tu wejść, zachowując wszelkie reguły ochrony przyrody. Przez chmury przebija się widok na położoną w dole Żabnicę. Mieliśmy farta, by wczoraj wydłużyć odcinek.

 

Śniadanie w schronisku na Hali Lipowskiej jest w cenie noclegu. Okazuje się naprawdę godne. Do wyboru dwa rodzaje jajecznicy i parówki, do tego wyborna kawa. Zapewniam, że nie będziecie się spieszyli. Zresztą obiekt jest po remoncie, dlatego choćby standard łazienek mamy na poziomie hotelu dobrej klasy i nie ma w tym cienia przesady. Tutaj wiemy, za co płacimy.

 

Hala Redykalna. Zdjęcie Magdalena Przysiwek

 

Poranek w wersji slow kończymy po godz. 10, wyruszając na ostatni odcinek naszej weekendowej trasy. Idąc na Halę Redykalną (1092 m n.p.m.) mijamy ostatnie trzy tysięczniki. Choć jeśli weźmiecie mapę do ręki, to zobaczycie, że na pętli wokół Ujsół jest ich jeszcze więcej. Każdy może stworzyć swoją listę.

 

Dwie doby i dwie godziny

 

Projekt symbolicznie uznajemy za zakończony. Towarzystwo na hali mamy „zacne”, są motocrossowcy i quady, nie brakuje mężczyzn z puszkami piwa w ręku – tak, mężczyzn, piszę to ze smutkiem. Ostatni odcinek żółtym i czarnym szlakiem prowadzi już poniżej 1000 m n.p.m. Część trasy to także mało atrakcyjny spacer asfaltem. Teraz się przekonujemy, że obraliśmy słuszny kierunek naszego projektu. Podchodzenie tędy nie byłoby żadną przyjemnością.

 

Widok spod Muńcuła na wschód. Zdjęcie Kajetan Domagała

 

Na ostatnich metrach otwiera się nam widok na Ujsoły i Muńcuł, gdzie w piątek wszystko się zaczęło. Gdzieś tu w okolicy, na początku lat 80. Janusz Kidawa kręcił popularny wtedy film "Sprawa się rypła", który często pokazywany jest na telewizyjnych antenach. Oprawę muzyczną przygotował dla niego lokalny zespół Juhasy. Wstyd się przyznać, ale z naszej ekipy tylko Kajetan widział ten film. Trzeba po powrocie nadrobić zaległości.

 

Do punktu startowego w Ujsołach dochodzimy w niedzielę o godz. 13.30 – dwie doby i dwie godziny od początku naszej przygody. To był naprawdę dobry weekend.

 

Partnerem sprzętowym projektu „21 000 metrów nad poziomem morza” była firma Helikon-Tex. Dziękujemy za wsparcie na beskidzkich szlakach!


 

Szczyty (punkty orientacyjne) liczące ponad 1000 m n.p.m. wokół gminy Ujsoły

wysokość wg mapa-turystyczna.pl

 

Muńcuł (1165 m n.p.m.)

Kotarz (1107 m n.p.m.)

Wiertalówka (1071 m n.p.m.)

Mała Rycerzowa (1207 m n.p.m.)

Wielka Rycerzowa (1226 m n.p.m.)

Świtkowa (1082 m n.p.m.)

Bednarów Beskid (1096 m n.p.m.)

Pański Kamień (1023 m n.p.m.)

Oszus (1155 m n.p.m.)

Javorina (1051 m n.p.m.)

Solisko (1031 m n.p.m.)

Jaworzyna (1043 m n.p.m.)

Krawców Wierch (1071 m n.p.m.)

Gruba Buczyna (1132 m n.p.m.)

Wielki Groń (1075 m n.p.m.)

Magurka (1143 m n.p.m.)

Trzy Kopce (1213 m n.p.m.)

Rysianka (1322 m n.p.m.)

Lipowski Wierch (1326 m n.p.m.)

Boraczy Wierch (1248 m n.p.m.)

Redykalny Wierch (1146 m n.p.m.)

 

Pętla wokół gminy Ujsoły

 

Dzień 1.

zielony, czerwony (11 km): Ujsoły – Muńcuł – Kotarz – Wiertalówka – Mała Rycerzowa – Wielka Rycerzowa – Bacówka PTTK na Rycerzowej 4 h 30 min ↑ 3 h 30 min ↓

Dzień 2.

żółty, niebieski, czerwony (31,5 km): Bacówka PTTK na Rycerzowej – Przełęcz Przysłop – Pański Kamień – Oszust – Solisko – Przełęcz Glinka – Krawców Wierch – Trzy Kopce – Hala Rysianka – Schronisko PTTK na Hali Lipowskiej 10 h 15 min ↑↓

Dzień 3.

żółty, czarny (10 km): Schronisko PTTK na Hali Lipowskiej - Haka Redykalna – Zapolanka – Kręcichłosty – Ujsoły 2 h 45 min ↓ 4 h ↑

 

Łącznie ok. 52,5 km. Suma podejść i zejść wynosi 2574 m n.p.m., więcej wyżej niż Rysy z poziomu morza.

 

Doświadczeni biegacze bez problemu pokonają trasę w jeden dzień. Dla piechurów rozsądnym rozwiązaniem jest skrócenie drugiego etapu do noclegu w bacówce na Krawcowym Wierchu. Nas do zmiany zachęciły prognozy pogody.

 

Zwłaszcza odcinek Rycerzowa - Przełęcz Glinka jest bardzo wymagający z dwoma bardzo ostrymi podejściami. Po opadach na pewno na trasie jest bardzo ślisko. Poza tym szlak nie ma większych trudności.

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE

 

Dojazd

Z Katowic do gminy Ujsoły jedziemy przez Tychy oraz obwodnice Bielska-Białej oraz Żywca do Milówki. Tu skręcamy na Rajczę, gdzie na rondzie kierujemy się do miejsca docelowego.

 

Komunikacją zbiorową najszybciej dojedziemy Kolejami Śląskimi do Rajczy, gdzie przesiadamy się na busa. Dogodne połączenia o godz. 7.33, 9.40, 11.40, 14.41, 15.47 i 17.49 – w dni robocze oraz o 5, 8.07 i 12.06 – w weekendy. Powrót z Ujsoł (skrzyżowanie) o godz. 5.41, 8.43, 9.48, 11.24, 12.30, 14.13, 15.23, 16.23, 17.17, 19.11 – w dni robocze oraz o 11.21, 15.11 i 17.11 – w soboty i niedziele.

 

Noclegi

Bacówka PTTK na Rycerzowej
tel. +48 606 436 036
e-mail: [email protected]
www.rycerzowa.pl
cena: od 65 do 80 zł

 

Bacówka PTTK na Krawcowym Wierchu
tel. +48 504 684 027
e-mail: [email protected]
www.krawcow.pttk.pl
cena: od 60 zł

 

Schronisko Górskie PTTK Rysianka
tel. +48 503 037 979
e-mail: [email protected]
www.rysianka.com.pl
cena: od 70 do 130 zł

 

Schronisko PTTK na Hali Lipowskiej
Tel. +48 602 605 969
e-mail: [email protected]
www.lipowska.com.pl
cena: 100-120 zł (ze śniadaniem)

 

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Nie ma zmiłuj! Dzida za dzidą".

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 06/08/2024 17:51
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do