Widziałem ją setki razy, jadąc w Sudety. Samotna góra z charakterystycznym masztem zawsze przyciągała wzrok. Ale kto by skręcał z trasy specjalnie dla 700-metrowego szczytu. Potrzeba było pandemii, by docenić niepozorną Ślężę.
Najbardziej dumnie Ślęża prezentuje się z drogi krajowej nr 8. Spojrzy na nią każdy, kto jedzie od Wrocławia choćby na Śnieżnik, w Góry Stołowe albo na Festiwal Górski w Lądku-Zdroju. Widziałem już tę górę w pięknym słońcu, kolorach tęczy i gdy niejedna nawałnica przechodziła nad szczytem. Nigdy ta góra nie wyglądała tak samo.
[middle1]
Parowozem pod górę
Pod samą Ślężę (718 m n.p.m.) trafiłem po raz pierwszy kilka lat temu, gdy nieczynną dla ruchu pasażerskiego linią z Wrocławia do Świdnicy jechał specjalny pociąg z parowozem na czele. Przejazd zorganizowali kolejowi maniacy ze stowarzyszenia Turkol, którzy kilka tygodni wcześniej musieli z wolontariuszami udrażniać przejazd z krzaków i zarośli. Niczym wysokogórscy wspinacze torowali szlak. Z tą różnicą, że zamiast przecierać ślady w śniegu, czyścili szyny.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 90% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!