Reklama

Tylko chleb w Polsce jest niepowtarzalny

Eksperymenty w kuchni, nietuzinkowe połączenia smaków czy niewystępujące u nas owoce lub warzywa sprawiają, że podróżują również nasze zmysły. Przez nie poznajemy także kulturę i obyczaje.

 

Nie ukrywam, że i tym razem – a felieton ten piszę dla Was, będąc w Bułgarii z Januszem Gołąbem oraz Andrzejem Bargielem – wybór destynacji nie był przypadkowy. Na nasz wspinaczkowy trip wybraliśmy właśnie ten rejon Europy, który w porównaniu z krajami alpejskimi jest nam mało znany. Zachwycają nas tu nie tylko dzikie góry i ogromne ściany przypominające tatrzańskie turnie, a także pakistańskie klimaty małych wiosek – ale również kuchnia.

Już podczas pierwszej kolacji w lokalnej knajpce byliśmy zaskoczeni. Pomimo szczerej chęci degustacji lokalnego browaru, oznajmiono nam że Bułgaria rakiją stoi i piwa się tu nie napijemy. Faktycznie, w karcie trunków wina i whisky zajmują 10 pozycji, natomiast rakija występuje w 20 różnych odmianach. A trzeba wiedzieć, że kilka kieliszków tego mocnego trunku jest w stanie zniweczyć sportowy charakter wyprawy - zwłaszcza nazajutrz rano.

Ale oczywiście nie samym alkoholem Bułgaria stoi. Podniebienie cieszą pyszne słone sery i parlenka. To chlebek podobny do pizzy z nadzieniem serowym w środku. Na ciepło smakuje naprawdę wybornie!

Z kulinarnych wspomnień równie miło zapadł mi w pamięci pobyt w Kraju Basków na zaproszenie Alexa Txikona. Ponad tydzień spędziliśmy wtedy w podróży, podczas której zimowy zdobywca Nanga Parbat zapoznawał nas z urokami Euskadi (tak w lokalnym języku nazywa się Kraj Basków). Tam byłem pod ogromnym wrażeniem tzw. restauracji spółdzielczych. Mogą z nich korzystać osoby przynależące do określonej wspólnoty lub zaproszeni przez nich goście. Kilka razy mieliśmy okazję stołować się w takich kameralnych lokalach. Uczta zaczynała się o godzinie 21, a kończyła grubo po północy. Obejmowała startery, dania główne, deser i lekkie trunki. Nie dziwi zatem, że właściwie cały Półwysep Iberyjski po takich solidnych kolacjach rankiem następnego dnia na śniadanie pije tylko kawę.

Zmieniając smaki, przeniosę Was teraz do Kirgistanu. Kiedy pierwszy raz – jeszcze jako nastolatek - jechałem na Pik Lenina w górach Pamiro-Ałtaju nasz kierowca zatrzymał się w jednej z przydrożnych jurt. Nie było tam menu. Gospodarz wychylał tylko głowę z kuchni, a następnie przynosił tyle porcji placków chlebowych i kumysu, ilu było uczestników biesiady. Dla mnie smak sfermentowanego mleka klaczy z przyprawami, trącącego z daleka alkoholem, jest nie do przejścia. Bez wahania zatem swoją porcję oddałem koledze. Jego łapczywość jednak nie wyszła na zdrowie. Przy wieczornym rozbijaniu namiotu na Polanie Cebulowej u stóp Piku Lenina widziałem tylko jego cień, pędzący w stronę intymnego miejsca za kamieniem. Nasze żołądki nie zawsze są przyzwyczajone do lokalnych rarytasów.

Z wielkim rozrzewnieniem wspominam natomiast kuchnię kolumbijską. Ilekroć podczas wypraw prędzej czy później zaczynam tęsknić za tradycyjną kuchnią polską, tak Kolumbia serwowała prawdziwą ucztę dla podniebienia. Tam ani razu nie wzdychałem za schabowym z ziemniakami. Doskonale doprawione potrawy, pieczone mrówki czy koniki polne smakujące jak chipsy... Ameryka Południowa zachęca swoją kuchnią. Do tego steki z Patagonii, czy chilijskie ceviche z surową rybą doprawione sokiem z limonki sprawiają, że nigdzie już mięso nie smakuje tak samo! Inaczej rzecz ma się z chlebem. Ten w Polsce jest niepowtarzalny…

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do