Z każdym kolejnym rokiem życia w nieustannym pędzie czułam coraz mocniej, że nie bez powodu ciągnie mnie w kierunku północnym. Należę do tych, którym do odpoczynku nie potrzeba tropikalnego ciepła. Nie mogę też usiedzieć długo w jednym miejscu. Dla każdego, kto wie, o czym mówię, Islandia będzie idealnym miejscem.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 01(35)/2024.
[middle1]
Tekst Joanna Kijowska-Oberc
„Gdzie lodowiec styka się z niebem, ląd przestaje być czymś ziemskim, a ziemia i niebiosa tworzą jedno…”
Halldór Laxness, „Heimsljós
Jeszcze kilka sekund – pomyślałam, nagrywając film z drogi numer 1, wijącej się wzdłuż brzegu fiordu Hvalfjörður. Surrealistyczny błękit wody, bazaltowe góry i spływające z nich wodospady w ciągu 10 dni przestały być dla nas niecodziennym widokiem. Zmęczone ręce z coraz większym trudem trzymały smartfona. Jednak po upływie owych kilku sekund, zza kolejnego zakrętu wyłonił się krajobraz tak zdumiewający, że poczuliśmy… wyrzuty sumienia. Przez to, że opanowała nas rutyna. Aby zadośćuczynić, nie wyłączyłam nagrywania. Mimo że ręce zaczynały drżeć.

Góra Kirkjufell, znana ze swego charakterystycznego kształtu, od którego pochodzi jej nazwa (pol. Kościelna Góra). Zdjęcie Joanna Kijowska-Oberc
Jadąc z Keflaviku wynajętym samochodem po 20 minutach docieramy do południowego wybrzeża – odtąd widok oceanu po prawej i gór po lewej stronie będzie nam towarzyszył przez ponad 400 km. Jest początek maja, więc islandzka przyroda przygotowuje się do sezonu wegetacyjnego, tak jak w Polsce dzieje się to w marcu.
O tej porze roku trzeba liczyć się z tym, że drogi prowadzące do środkowej części wyspy (tzw. interior) będą zamknięte. Wskutek wiosennych roztopów pokonanie rwących rzek bywa niemożliwe, tymczasem do wielu pięknych lokalizacji dotrzeć można jedynie przez rzeki. Dlatego wodospad Glymur zobaczyliśmy tylko z daleka. Szkoda, biorąc pod uwagę, że są to tereny sprzyjające miłośnikom trekkingu. Problemy pojawiają się również w północnej części wyspy, gdzie w maju może wciąż zalegać śnieg, wskutek czego drogi pozostają nieprzejezdne. Mając tego świadomość, zaplanowaliśmy naszą islandzką przygodę w oparciu o atrakcje znajdujące się przy południowym i zachodnim wybrzeżu.
Nocujemy w Sólheimahjáleiga, maleńkiej osadzie leżącej u podnóża wulkanu Katla. W serialu o tym samym tytule, nagrywanym 25 km stąd, długotrwała erupcja Katli ma związek z dziwnymi zjawiskami... Jednak wulkan pozostaje ukryty (przynajmniej na razie) pod powierzchnią lodowca Sólheimajökull, zatem widok z okien guesthouse’u, łączący jego biel, zieleń pastwisk i czerwień dachu kapliczki to dla nas czysta sielanka. Po drugiej stronie osady spośród łąk wyrasta Mt. Pétursey (275 m n.p.m.) – góra niegdyś otoczona przez morską wodę i służąca Wikingom w XIII w. za wyspę fortecę, dziś zaś będąca podobno domem… elfów. W świetle zachodzącego słońca, jej sylwetka przypomina mi australijską Uluru.

Wyjątkowa uroda koni islandzkich doskonale wpisuje się w krajobraz wyspy. Islandery obserwujemy bardzo często na bezkresnych łąkach wzdłuż trasy nr 1. Zdjęcie Joanna Kijowska-Oberc
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 76% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie