Czy przed niedźwiedziem można uciec na drzewo? Czy warto poczęstować go kanapką, gdy staniemy z nim twarzą w twarz? Czy wspólne zdjęcie to dobry pomysł? Niedźwiedź to nie sympatyczny miś z kreskówki, lecz dzikie zwierzę. Warto więc wiedzieć jak się zachować, gdy spotkamy go na szlaku.

Zdjęcie Adobe Stock
Niedźwiedź brunatny jest największym drapieżnikiem zamieszkującym polskie lasy. Masa ciała dorosłego samca może przekraczać nawet 350 kg. I choć mogłoby się wydawać, że jest przez to ociężały i powolny, nic bardziej mylnego. To świetny biegacz, osiągający prędkość ponad 50 km/h. Bardzo dobrze radzi sobie w wodzie, a do tego nieźle się wspina. Czy zatem mamy szansę wyjść bez szwanku ze spotkania z nim w cztery oczy?
Ruszając na szlak musimy pamiętać, że góry to naturalne środowisko dzikich zwierząt. One są ich domem. A każdy dom rządzi się swoimi prawami. Trzeba zatem nauczyć się panujących tu zasad i je respektować. Tak, aby nie szkodzić mieszkańcom, ale też nie narażać siebie na niepotrzebne ryzyko. Pora na to odpowiednia, bo niedźwiedzie obudziły się już z zimowego snu, a z gawr wyszły też młode, które urodziły się zimą.
„Niedźwiedź to nie miś” – takie hasło kilka lat temu wymyślili przyrodnicy z Tatrzańskiego Parku Narodowego. Chcieli zwrócić uwagę turystów na ryzyko, jakie niesie spotkanie z tym zwierzęciem.
– Od dziecka jesteśmy wychowywani, że niedźwiedź to miś z miłym futerkiem. Taki pluszak, przytulanka. A to przecież dzikie zwierzę, które może nam zrobić krzywdę – mówi Dominik Jagieła, ratownik GOPR. I dodaje: – Sam byłem świadkiem, jak ludzie spotykający niedźwiedzia wyciągają aparat i błyskają lampą. W ogóle nie brali pod uwagę, jak on zareaguje.

W Polsce najwięcej niedźwiedzi żyje na terenie Bieszczad i Tatr. Zdjęcie Adobe Stock
Gdy wchodzimy na tereny zamieszkałe przez niedźwiedzie, musimy wiedzieć, jak się zachować w razie spotkania na szlaku. Gdzie jest to możliwe? W Polsce najwięcej niedźwiedzi żyje na terenie Bieszczad i Tatr. Ale możemy je spotkać także w Beskidzie Niskim, Żywieckim oraz Sądeckim wraz z Gorcami. Czasem możemy się na nie natknąć także w innych pasmach. Wspomnimy choćby październikową wizytę niedźwiedzia w Pieninach.
– W polskich Tatrach nie ma takich miejsc, gdzie niedźwiedź pojawia się na odległość większą więcej niż dwa kilometry od szlaku. Praktycznie zawsze zwierzęta mają tu kontakt z człowiekiem, bo albo go słyszą, albo czują jego zapach – mówi Paweł Skawiński, były dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Niedźwiedź ma słaby wzrok, ale bardzo dobry słuch i węch. Wyczuwa więc obecność ludzi ze sporej odległości i gdy jest to możliwe, unika kontaktu z człowiekiem.
– Gdy niedźwiedź słyszy człowieka, z natury nie będzie chciał wchodzić z nami w żadną interakcję. Po prostu się oddali – tłumaczy Jagieła.
Z obserwacji wynika również, że niedźwiedź częściej rejestruje obecność ludzi, niż sam jest zauważany. Co więcej, zdarza się, że leży przez wiele godzin kilkadziesiąt metrów od szlaku i obserwuje turystów.
– Jakiś czas temu mój syn zrobił teleobiektywem zdjęcie niedźwiedzicy z dwójką młodych. Było to w Dolinie Jaworzynki, 10 minut od pętli autobusowej w Kuźnicach. To pokazuje, że każdy spacerowicz, turysta w sandałach może się natknąć na niedźwiedzie – przestrzega Skawiński.
Nie trzeba zatem iść wysoko w góry, by stanąć z nimi oko w oko. – Spotkania z tatrzańskimi niedźwiedziami zdarzają się coraz częściej. Niedźwiedź zaczyna też wchodzić do samego Zakopanego. Nic w tym dziwnego, bo miasto oraz Tatrzański Park Narodowy są tak blisko siebie, że te zdarzenia są nieuniknione. I jest to pewien problem – przyznaje były dyrektor.

Zdjęcie Adobe Stock
Jednak niedźwiedzie nie idą do miasta z ciekawości, a w konkretnym celu. Chodzi oczywiście o poszukiwanie pożywienia. Są bowiem dużymi łasuchami. Zatem gdy pojawia się możliwość łatwego zdobycia pokarmu w postaci śmieci czy resztek jedzenia, niedźwiedzie z niej skorzystają. Nieraz widziano je, jak pałaszują przydomowe śmietniki, ale też kurniki albo ule.
– W tamtym roku pewna niedźwiedzica dużo krwi napsuła gospodarzom znad Soliny. Wchodziła im do kurnika i tam pałaszowała kurczęta. To był dla niej taki prosty łup – wyjaśnia Dominik Jagieła.
Ale problem poszukiwania „łatwego” jedzenia nie dotyczy tylko terenów zamieszkałych. Niedźwiedzie chętnie korzystają również z dostępu do słabo zabezpieczonych śmietników, np. przy schroniskach, gdzie resztki jedzenia pozostawiają turyści.
– W Tatrach występuje problem biernego dokarmiania zwierząt. Na przykład wyrzucając pomidora, który się nam zgniótł w plecaku czy skórkę od banana, myślimy, że użyźniamy glebę. Jednak zanim one zdążą się rozłożyć, zwierzę to znajdzie i zje – tłumaczy Paweł Skawiński. – Co więcej, niedźwiedź zje papierek po cukierku czy kanapce, a nawet folię, bo pachnie mu jedzeniem. A jak znajdzie butelkę po Coca-Coli, którą bardzo lubi, to wyliże jej środek – dodaje.
Ta zachłanność niedźwiedzi sprawiła, ze wzdłuż szlaków w Tatrach nie znajdziemy śmietników, o co często mają pretensje turyści. Oprócz tego, że takie zdobycze nie są naturalnym pokarmem dla zwierząt, to zwyczajnie im szkodzą. – Niedźwiedzie mogą pociąć się puszkami, czy ucierpieć zjadając papierki – zauważa Jagieła.
Ale nie tylko bierne dokarmianie zwierząt jest problemem. Niektórzy dają dzikim zwierzętom jedzenie celowo, by odwrócić uwagę od siebie. Jednak to nie daje oczekiwanego rezultatu, a jedynie może skazać niedźwiedzie na śmierć.
– Jeżeli ktoś rzuci niedźwiedziowi bułkę, zwierzę to zapamięta i następnym razem, mimo że się będzie bało, to podejdzie do człowieka, by znów dostać jedzenie – wyjaśnia Skawiński.
Bezpośrednie dokarmianie zwierząt czy dokarmianie ich poprzez zostawianie w górach resztek jedzenia lub śmieci, powoduje oswajanie zwierząt z obecnością człowieka i uzależnienie pokarmowe. Niedźwiedź przestaje się więc bać i coraz częściej podchodzi do ludzi, by dostać jedzenie. Zatraca swój naturalny instynkt i umiejętność samodzielnego zdobywania pokarmu. Taki proces nazywa się synantropizacją. Zwierzęta uzależniają się od człowieka, a w efekcie niestety często giną.
– W 2007 roku w Dolinie Chochołowskiej wydarzyła się bardzo wstrząsająca historia młodego niedźwiadka, który był dokarmiany przez ludzi. Gdy pewna kobieta dawała mu kanapkę z ręki, zwierzę zraniło ją w palec. Wtedy do akcji wkroczył jej mąż, który kopnął je tak mocno, że uszkodził rdzeń kręgowy niedźwiadka. Potem był jeszcze topiony w potoku i uderzany kamieniami, w efekcie czego został zabity. Sprawa skończyła się w sądzie, który uznał, że było to przekroczenie obrony koniecznej – wspomina były dyrektor TPN. Nie na darmo się mówi, żeby nie dokarmiać zwierząt. Nieodpowiedzialne zachowania człowieka w przyrodzie mogą prowadzić do takich sytuacji, gdy zwierzę się naprzykrza, bo chce znowu dostać jedzenie.

Zdjęcie Adobe Stock
Z kolei na Słowacji, w skrajnych przypadkach, jest możliwy odstrzał problematycznych osobników. Tak było w przypadku niedźwiedzicy z młodymi, która podchodziła pod tatrzański Dom Śląski, który jest bazą wypadową na Gerlach albo Polski Grzebień. Koło budynku ustawiono dwa duże kontenery na śmieci. To one stały się łatwym łupem dla dużych zwierząt. W efekcie niedźwiedzicę z jednym młodym zastrzelono. Uznano, że zagraża turystom. Podobna sytuacja wydarzyła się rok temu w słowackich Tatrach Niżnych, gdzie niedźwiedź również podchodził pod schronisko. Szukał jedzenia i nie bał się ludzi. On także został zabity.
W naszym kraju nie zabija się problematycznych niedźwiedzi, czyli takich, które na skutek utraty naturalnej bojaźni przed człowiekiem, zaczynają mu zagrażać. W Polsce wykorzystuje się inne metody, jak np. stosowanie gumowych kul, by przepłoszyć niedźwiedzie z terenu, gdzie przebywa dużo osób. W grę wchodzi też ogradzanie budynków w górach pastuchami elektrycznymi, które okazują się skuteczną walką z biernym dokarmianiem.
– Gdy zbliżam się do niedźwiedzia, a on odchodzi, to jest to normalne zachowanie. Kiedy natomiast dzielący nas dystans jest mniejszy niż 50 metrów, a on się nie oddala, to znaczy, że przestał się bać człowieka. Takim niedźwiedziom zakładamy obroże telemetryczne. Obecnie na terenie Tatr jest dziesięć takich osobników. Te obroże dają sygnał, gdzie się zwierzę znajduje. Gdy o tym wiemy, TPN może ograniczyć pewne niebezpieczne zachowania. Kiedyś zatrzymano ruch na drodze do Morskiego Oka, bo było wiadomo, że niedźwiedź chce tamtędy przejść – wspomina Skawiński.
Program ochrony tatrzańskich niedźwiedzi rozpoczął się ponad 30 lat temu od słynnej niedźwiedzicy Magdy, która regularnie odwiedzała schronisko w Dolinie Roztoki. Szukała jedzenia w tamtejszym śmietniku. Bywała też na Palenicy Białczańskiej, gdzie turyści robili zdjęcia i ją dokarmiali. Później było już tylko gorzej. Zaczęła wyłamywać okna i drzwi w schronisku, przeczesywać magazyny, śmietniki czy auta, w których wyczuwała jedzenie. Wchodziła nawet do pomieszczeń, gdzie byli ludzie. Zapuszczała się też na zakopiańskie osiedle Bory i włamywała się do domów. Wszystko dlatego, że zatraciła umiejętność naturalnego zdobywania pożywienia i uzależniła się od człowieka. Nie bała się przy tym petard ani świec dymnych, którymi chcieli ją przestraszyć leśnicy z TPN. W obawie przed tragedią, niedźwiedzica trafiła do ogrodu zoologicznego we Wrocławiu. Tam odeszła na zawsze, najprawdopodobniej na skutek stresu.
Pamiętajmy, że jest kilka sytuacji, w których możemy się spodziewać ataku niedźwiedzia. Tak będzie, gdy znajdziemy się między matką a młodymi lub blisko małych niedźwiadków. A pod koniec lata czy jesienią młode oddalają się od matki nawet na 100 metrów.
– Naukowcy z całego świata stworzyli statystyki ataków niedźwiedzi na ludzi w latach 2000-2015. Wynika z nich, że 44 procent wszystkich zdarzeń, to było wejście człowieka pomiędzy matkę a jej młode lub znalezienie się w pobliżu niedźwiadka. W takiej sytuacji musimy być gotowi na atak – przestrzega Dominik Jagieła. Do takiego zdarzenia doszło w październiku 2022 roku w Bieszczadach. Leśniczy, który tam pracował, natknął się na młodego niedźwiadka. Po chwili został zaatakowany przez matkę i zraniony w głowę oraz plecy.
Inną sytuacją, kiedy jesteśmy narażeni na atak, jest zaskoczenie zwierzęcia w bliskiej odległości. Gdy niedźwiedź nie wyczuje naszego zapachu lub nas nie usłyszy, to nie spodziewa się spotkania. Wtedy może zaatakować, bo poczuje się zagrożony. Tak było jesienią 2022 roku w Dolinie Chochołowskiej w miejscu poza szlakiem. Z powodu wiejącego wiatru, niedźwiedź nie wyczuł zapachu zbliżającego się człowieka. W efekcie zaskoczone zwierzę, najprawdopodobniej w akcie obrony, ugryzło mężczyznę w nogę.
– Moda na turystykę nie pomaga w unikaniu kontaktów z niedźwiedziami, których w Bieszczadach jest bardzo dużo. Biegi górskie, rowery czy inne formy szybkiego poruszania się po górach, generują zaskoczenie zwierzęcia i możliwość ataku – tłumaczy Jagieła.
Podobnie może być, gdy pojawimy się w jego pobliżu w czasie żerowania, zwłaszcza przy zabitej ofierze. Zwierzę może wtedy bronić swojej zdobyczy. Nie zapominamy, że niedźwiedź nie szuka kontaktu z człowiekiem, a jego reakcje są spowodowane poczuciem zagrożenia lub koniecznością obrony.
Co zatem zrobić, aby zminimalizować ryzyko spotkania z nim?
– Najbardziej istotne jest to, żeby hałasować. Oczywiście nie chodzi o krzyki. Od dziecka jesteśmy przecież edukowani, że w lesie trzeba być cicho. Ale w tym konkretnym przypadku, to od nas zależy, czy damy niedźwiedziowi znać, że idziemy. Jeżeli zatem wchodzimy na terytorium niedźwiedzia, idźmy w grupie i rozmawiajmy. Gdy niedźwiedź nas usłyszy, to pójdzie inną drogą. 86 procent wszystkich ataków na człowieka, to była samotna osoba na szlaku – wyjaśnia ratownik GOPR.
Również odgłos stukających kijków to znak dla zwierzęcia, że jesteśmy. Pamiętajmy też, aby trzymać się wyznaczonych szlaków turystycznych. Tam często jest sporo ludzi, a więc jest głośniej i możliwość spotkania dzikiej zwierzyny maleje. Co jednak zrobić, gdy nie ma toalet i musimy na chwilę zboczyć ze ścieżki?

Zdjęcie Adobe Stock
– Wchodząc w jakąś gęstwinę, choćby do toalety, zróbmy to powoli i z hałasem. Pamiętajmy, że przyroda to dom niedźwiedzi, a my jesteśmy tylko gośćmi – przypomina Paweł Skawiński.
Na szlakach znowu powraca też temat jedzenia. – To co bierzemy w góry, znieśmy z nich. Nie zostawiajmy śmieci czy resztek żywności. Nie generujmy zapachów, które mogą przyciągnąć zwierzęta – podkreśla Jagieła.
Czasem jednak, mimo przestrzegania wszystkich zasad, spotkania nie da się uniknąć. Co zatem zrobić w takiej chwili? Czy ucieczka to dobry pomysł?
– Nie jesteśmy w stanie przed nim uciec. Niedźwiedź szybko biega, doskonale pływa i dobrze się wspina na drzewa – mówi Dominik Jagieła, a Paweł Skawiński dodaje: – Nie ściągajmy plecaka i nie wyciągajmy aparatu. Niedźwiedź może myśleć, że chcemy dać mu kanapkę, bo już kiedyś mógł mieć taki przypadek. Wtedy się nami zainteresuje i zacznie do nas podchodzić. To jest bzdurna opowieść, że rzucamy niedźwiedziowi kanapkę, a on się nią zajmie. Bo gdy zje, to zainteresuje się nami.
Nie uciekajmy zatem i nie wykonujmy gwałtownych ruchów. Spróbujmy przy tym zachować spokój. A gdy zwierzę jest w większej odległości, wycofajmy się powoli. W żadnym wypadku nie podchodźmy do niego i nie dawajmy mu jedzenia.
– Niedźwiedź, gdy nas zobaczy, najpierw staje na tylnych łapach i wyciąga nos, żeby poczuć nasz zapach. Chce wiedzieć, z kim ma do czynienia. Ja stukam wtedy kijkami o siebie. Można podnieść ręce, żeby nas zobaczył, ale nie podchodzimy do niego. Jak już ruszy w naszym kierunku to w 90 procentach jest to atak pozorowany. To znaczy, że w ostatniej chwili zwierzę odchodzi na bok. Ale w takim przypadku rzucam się na ziemię i zakrywam głowę – mówi Skawiński.
Jagieła dodaje: – Jak zakryjemy głowę, to raczej powinniśmy wyjść bez szwanku. Nawet jak niedźwiedź pacnie nas za karę, że go zaskoczyliśmy. Ale takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko. Niedźwiedź chce nas trochę nastraszyć, pokazać, że on jest górą.
Wybierając się w góry, szanujmy prawa dzikiej natury. Dbajmy o nią, a tym samym zadbamy o własne bezpieczeństwo. Pamiętajmy, że dokarmiając niedźwiedzie, wydajemy na nie wyrok śmierci.
Paweł Skawiński
Przewodnik tatrzański, ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, taternik i narciarz wysokogórski. Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego w latach 2001–2014. Współautor książki "Tatry. Przewodnik dla dużych i małych".
Dominik Jagieła
Z wykształcenia leśnik. Od 2009 roku ratownik Grupy Bieszczadzkiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Przewodnik górski po Bieszczadach, Beskidzie Niskim i Sądeckim.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie