Nie zawsze trzeba zdobywać dwutysięczniki albo pokonywać via ferraty. Tym razem proponuję spokojny trekking na szlaku Cammino di San Vilio w Dolomitach. Nazwa pochodzi od biskupa Trydentu, którego na początku V w. mieszkańcy wrzucili do rwącego nurtu rzeki.
Siedzę przy kawie w cichym ogrodzie i delektuję się widokami na otaczające góry. Albo raczej próbuję usiedzieć, bo popołudniowe światło tworzy niesamowity spektakl barw i cieni. Aż żałuję, że nie zabrałem na wyjazd ulubionej lornetki.
Jestem na południowych stokach masywu Brenta w Dolomitach, w bardzo starej i pięknie położonej wiosce San Lorenzo Dorsino. Kawa smakuje znakomicie, alpejskie łąki mienią się kolorami kwiatów, a widoki zachwycają. Czegóż chcieć więcej?
Chyba większość z nas myśląc o Alpach ma obraz wysokich szczytów, urokliwych schronisk, wspaniałych tras narciarskich i urzekających małych miasteczek. A jeśli włoskie Alpy to właśnie Dolomity, mekka wspinaczy i narciarzy. Aż chciałoby się ruszyć z dna doliny do najwyższych schronisk i jeszcze wyżej,
Jednak po chwili zastanowienia, gdy kondycja nieco słabsza i czasu brakuje na dłuższe eskapady, to zamiast ambitnego trekkingu i wspinaczki chcę Wam po prostu zaproponować dłuższy spacer w sam raz na wyjazd w wersji slow. Z takim właśnie przekonaniem wybrałem się na długi weekend w Dolomity. Bez zdobywania dużych wysokości i bez szalonego ścigania się z czasem, aby dotrzeć do schroniska przed zmrokiem. I bez ciężkich plecaków napakowanych prowiantem na kilka dni.
Ale spokojnie, to wciąż górska wędrówka. Tak zapewnił mnie mój przyjaciel, sugerując, abym zabrał ze sobą wygodne buty oraz lekki plecak, który pozwoli na komfortowy marsz. Właśnie za namową znajomych trafiłem na alpejski szlak Cammino di San Vilio. Jeśli jeszcze o nim nie słyszeliście, to przeczytajcie do końca. Może zainspiruję Was do odwiedzin kilku wyjątkowych miejsc.
Po dwóch godzinach lotu z Polski lądujemy na lotnisku w malowniczym Bergamo. Bardzo lubimy z żoną to miasto. Ze szczytu starówki widać Alpy i w lecie nie jest tak gorąco jak w Mediolanie. A poza tym to świetny start nad jezioro Como.
Dziś jadę dalej. Muszę się dostać do górskiej doliny Rendena, położonej między głównymi masywami Adamello i Brenta. Na szczęście mam umówionego kierowcę. Z Bergamo przebijamy się na wschód w kierunku jeziora Garda, a potem jedziemy wąskimi drogami do Tione di Trento (ok. 600 m n.p.m.). Przejazd górskimi odcinkami w okolicach jeziora Idro dostarcza sporo adrenaliny. Zapomniałem jak się jeździ po włosku!
Po nieco ponad dwóch godzinach docieramy do niewielkiej miejscowości Spiazzo (ok. 650 m n.p.m.) w sercu doliny. Słońce powoli zachodzi, a w powietrzu unosi się przyjemny zapach ziół.
- Witamy w Alpach! - mówi z uśmiechem kierowca.
W taki sposób znalazłem się na szlaku Cammino di San Vilio, który wychodzi z Trydentu i sięga aż po stoki narciarskie Madonna di Campiglio w wyższej części Dolomitów. Skąd nazwa szlaku? Jego geneza wiąże się z legendą o San Vigilio, trzecim biskupie Trydentu, który na początku V wieku postawił sobie za cel chrystianizację mieszkańców gór. Niestety, podróż zakończyła się dla niego tragicznie. Gdy przeszkodził w tradycyjnych obrzędach agrarnych, mieszkańcy wrzucili biskupa do rwącego nurtu rzeki. Koniec końców droga, którą przebył, stała się szlakiem pielgrzymkowym, a także spirytus movens Cammino di San Vilio.
Szlak w całości liczy prawie 100 km. To dużo mniej niż popularny europejski szlak Camino de Santiago (w wariantach od 300 do 900 km). Tutaj każdy z odcinków można odkrywać samodzielnie, a Cammino ma wiele alternatywnych tras i rozgałęzień. W zależności od tego, czy podróżujemy pieszo, na rowerach albo z małymi dziećmi, możemy wybrać wersję spacerową albo bardziej wymagający trekking. Jeśli więc zapragniemy się bardzo zmęczyć, na pewno tak będzie.
Odkrywanie San Vilio zaczynamy w Spiazzo, niewielkiej miejscowości o bardzo tyrolskim charakterze. Gdyby nie włoski język naszych gospodarzy byłbym święcie przekonany, że jestem w Austrii. Jesteśmy tu w kameralnej grupie. Ludzie gór zwabieni ideą wędrowania przez Dolomity, ale w wersji na lekko. Każdy z nas widział już wiele szlaków, ale wędrowanie z nurtem rzeki zamiast mozolnego zdobywania wysokości to będzie dla nas nowe doświadczenie.
- Ścieżki, którymi będziemy się poruszać to historyczne szlaki używane od wielu pokoleń przez mieszkańców, kupców i wędrowców. – mówi Alberto, jeden z naszych przewodników.
Według historycznych zapisów to właśnie w Spiazzo zginął biskup Trydnetu, lądując w zimnych wodach górskiej rzeki Sarca. Zatem to nieformalny punkt startu Cammino. Poza tym mamy tylko trzy dni i chcemy zobaczyć kilka najciekawszych fragmentów trasy.
Z centrum Spiazzo kierujemy się do Tione, wędrując trochę asfaltem, a trochę leśnymi szutrami. Mijamy piękne kwitnące łąki i lokalne gospodarstwa. Kilka razy mijają nas rowerzyści, czasem ktoś przebiegnie. Ten szlak pozwala na wiele aktywności. Rozglądamy się za słynnymi alpejskimi krowami, ale są już na wysokich pastwiskach. Region Spiazzo specjalizuje się w mleczarstwie i serach. Natomiast kwitnące dookoła łąki są idealnym terenem dla wielu cennych ziół, które wykorzystuje się w gastronomii.
Tutaj znajduje się też stara fabryka noży, a miejscowość jest kolebką zawodu, który zdominował północne Włochy, a także region Nowego Jorku. Chodzi o osobę specjalizującą się w ostrzeniu noży. W regionie rolniczym to bardzo przydatna umiejętność. I jak się okazało również za oceanem.
Idąc swobodnym tempem szybko pokonujemy kolejne odcinki trasy i docieramy do Tione, miasta na skrzyżowaniu dolin i starych szlaków kupieckich. Mijając tarasowe ogrody, nasza druga przewodniczka Laura pokazuje lokalne zioła rosnące dziko obok innych kwiatów. Korzystając z chwili przerwy nabieram też wody z pobliskiego źródła. Jest ich w tej okolicy bardzo wiele.
Odwiedzamy jeszcze niewielki kościół San Vigilio, położony nad rwącym nurtem rzeki Sarca. Według legendy to właśnie tutaj wyłowiono ciało biskupa, a następnie sprowadzono do Trydentu. Schowany pod rozłożystymi drzewami kościółek zupełnie nie rzuca się w oczy. We wnękach muru i na niskim oknie dostrzegam drobne kamienie z zatkniętymi prośbami. Przechodzimy wąskim, podwieszanym mostem na drugi brzeg rzeki, aby z jej nurtem podążać szeroką słoneczną doliną w kierunku Lago di Ponte Pià. Równy asfaltowy chodnik aż prosi się o rolki albo przynajmniej hulajnogę.
Nasz następny przystanek to miejscowość San Lorenzo in Banale. Ale tam jedziemy już autobusem, żeby nieco zyskać na czasie. Jeśli ktoś ma lęk przestrzeni, w czasie przeprawy lepiej nie patrzeć przez okno. Ta wysoko położona osada (800 m n.p.m.) nie leży bezpośrednio na szlaku Cammino di San Vilio, ale zdecydowanie warto do niej zajrzeć.
San Lorenzo in Banale znajduje się na liście Touring Club, na której są umieszczane najpiękniejsze włoskie miejscowości. Nocujemy w urokliwym pensjonacie w otoczeniu alpejskich łąk i starych sadów. Ponad nami dominują masywne, górskie baszty. A z drugiej strony otwiera się przepiękny widok na szeroką dolinę i szereg masywów górskich, z których najdalsze otaczają jezioro Garda. Kilka kroków od naszego pensjonatu zaczyna się starsza część San Lorenzo, gdzie wąskie uliczki i głęboko zacienione portale kamienic prowadzą labiryntem w górę i w dół. Jeśli dodać do tego miniaturowe ogrody i tajemnicze przejścia między budynkami, można spędzić tutaj bardzo dużo czasu.
Gdy zapada zmrok, właściciele pensjonatu rozpalają niewielki kominek, tworzą tym samym przytulny, domowy nastrój. Przydaje się, aby osuszyć mokre buty i spodnie po południowej burzy. Późnym wieczorem wymykamy się polną ścieżką do pobliskiej restauracji, by dobrze zakończyć dzień. Nad lampką wina i deską lokalnych specjałów słuchamy lokalnych historii. Nasi przewodnicy to prawdziwa skarbnica wiedzy.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 62% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie