Na wiosnę 2025 roku chcę Wam zaproponować zupełnie inną aktywność górską - ale nie tylko - która ma niewiele wspólnego z trekkingiem czy wspinaczką. Proszę, wsiądźcie na gravela i ruszajcie. Bo gravel to nie tylko rower. To styl życia.
Promienie zachodzącego słońca, miękkie, ciepłe światło liżące strome urwisko. Kontury osób stojących nad przepaścią, gwar i śmiech. Powoli opada kurz wzniecony w powietrze przez kilkadziesiąt rowerów. A właściwie gdyby przyjrzeć się z bliska to nie kurz tylko ciemny, wręcz czarny pył. Widać go tym dokładniej, kiedy zdejmiemy z głowy kask, a z oczu okulary. Najgorzej jest, kiedy od kilku dni nie padał deszcz. Wówczas pył wdziera się wszędzie. Ale takie są uroki… gravelowania na hałdzie.
- Hałduro – to jest życie jak mówią niektórzy.
Czwartek popołudnie – im bliżej zamknięcia sklepu rowerowego Dobre Koło w Dąbrowie Górniczej, tym tłum gęstnieje. Gravelowcy zjeżdżają się ze wszystkich stron. To nie tylko rowerzyści z Katowic, ale właściwie z całego Śląska. Ustawki rowerowe należą do kultowych. To miejsce, gdzie spotyka się ludzi, rozmawia i robi około 60 km po lasach. Jakże można się zdziwić, że ten przemysłowy region ma aż tyle terenów zielonych, absolutnie dzikich i malowniczych ostępów. A potem przy pysznej pizzy odbywa się wielkie umawianie na wspólne wypady, zawody i wyprawy. Bo gravel to nie tylko rower. To styl życia.
[paywall]
Przekonałam się o tym dwa lata temu, kiedy do swojej stajni rowerów wprowadziłam upragnionego gravela. Co mnie skusiło do zakupu kolejnego rodzaju dwóch kólek? Jego uniwersalność. W szosie, na której jeździłam od 2018 roku, brakowało mi możliwości ucieczki w dzikie tereny. Cienkie opony skrojone na asfaltowe drogi, a nie szutry, wymuszały poruszanie się w ruchu ulicznym. Każdy wjazd na starą drogę z dziurami skutkował tym, że zamykałam oczy w obawie rychłego lotu przez kierownicę i zawinięcia cienkiego kółka w klasyczną ósemkę. Na szosie dramat był wtedy, kiedy akurat zarządzono remont jakiejś ulicy. Ile razy musiałam nosić na plecach rower! Pojazd, na którym się jeździ, a nie go nosi!
I wtedy objawił się gravel. Pozycja ta sama – sportowa i agresywna. Jednak szersze opony i wygodniejsza kierownica. Rower, który wjedzie wszędzie i gdy skończy się asfalt pomknie dalej! Łatwo się go prowadzi, sunie po szosie, leci po szutrach – idealne zestawienie!
Nim się jednak na niego zdecydowałam, byłam przekonana, że gravel to jedynie wymysł marketingowców. Bo jak się okazuje, wraz z tymi rowerami podąża cała ideologia - ba, moda!
W łaskach są ubrania z naturalnych materiałów – merino święci triumfy. Co więksi trendsetterzy obcisłe lycry wymienili na koszule flanelowe. Można jeździć w SPD-ach (możliwość zakotwiczenia butów na pedałach), ale bywały przypadki, że ktoś przemknął w sandale. Bo dlaczego nie? Generalnie chodzi o to, by było wygodnie, przyjemnie oraz funkcjonalnie.
W ślad za rowerami gravelowymi podąża bikepacking czy kilkudniowe wyjazdy połączone najczęściej ze spaniem blisko natury w duchu idei leave no trace. Maszynka do gotowania, nocleg w hamaku pod tarpem, poranne kontemplowanie natury i niespieszne zwijanie obozowiska. Słowo klucz - minimalizm, bo wszystko najlepiej, gdyby zmieściło się do kilku toreb przytwierdzonych do ramy, pod siodłem czy pod kierownicą. I być może medialnie fajnie się to zgrywa, bo wychodzą ładne zdjęcia do katalogów. Jednak każdy, kto zakosztuje takiej przygody, a jego serce choć trochę bije outdoorowym rytmem, zapewniam, że wpadnie po uszy!
Dzięki gravelowi odbyłam wiele fantastycznych wycieczek, które pewnie byłyby mniej osiągalne na zwykłym rowerze górskim. Choć może zapytacie, co tak naprawdę jest zwykłym rowerem górskim?
Ale zostawmy te akademickie rozważania. Na gravelu pokonałam np. nadmorski szlak R10 w dwa dni. Tempo było szaleńcze i nie pozwoliło nawet zmoczyć stóp w morzu. Ale jechało się wybornie! Za mną jest Wiślana Trasa Rowerowa - na razie od źródeł do granicy województwa śląskiego i małopolskiego. Ale już jestem umówiona na dalsze odcinki. Gravel ma też na koncie opisany na łamach "Na Szczycie" szlak Kolej na Rower w województwie lubuskim. Dodam do tego Żelazny Szlak Rowerowy na polsko-czeskim pograniczu w okolica Jastrzębia Zdroju, Velo Sołę z Rajczy do Jeziora Żywieckiego czy wreszcie rowerowy Szlak Orlich Gniazd na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
Gravel daje mi odwagę planowania dłuższych tras i za to tak bardzo go lubię. Zauważyłam też, że częściej sięgam do map albo aplikacji, dzięki którym mogę wyznaczyć atrakcyjną trasę. Często w pobliżu miejsca zamieszkania odkrywam tereny, w których nigdy nie byłam i zastanawiam się głośno, jak to możliwe?
Jak grzyby po deszczu organizowane są również wyścigi gravelowe. W każdym organizatorzy zadbali o to, by wytyczona trasa wiodła unikatowymi i pięknymi terenami. Z takich wyścigów poza zmęczeniem, satysfakcją z dojechania do mety przywozimy też porcję dobrej energii. To świetna okazja do integracji, dobrej zabawy i rywalizacji sportowej.
Na końcu tej laudacji napiszę jeszcze, że gravel jest o… tęsknocie. A konkretnie tęsknocie za dzieciństwem. Kiedy w okolicach pierwszej komunii świętej dostawało się na prezent rower na wyrost – za duży o kilka rozmiarów - i często nim dorosło się do tej ramy, trzeba już było go zezłomować – jeździło się nim wszędzie. To był rower jeden jedyny, na każdy teren i każdą okazję. Radość z jazdy przeradzała się w czystą euforię, najczęściej dzieloną z kamratami z podwórka. Obdarte kolana i łokcie, ślady na piszczelach od metalowych pedałów, ciepłe wieczory i gnanie na łeb na szyję, by przed zmrokiem zameldować się w domu.
Część z tych przeżyć gwarantuje gravel. Wyłączajcie więc laptopy i smartfony. Ruszajcie w drogę!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie