Reklama

Główny Szlak Beskidzki: Rysianka – Barania Góra – Przysłop | Na Szczycie


Odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego z Hali Rysianka do schroniska Przysłop pod Baranią Górą to 32,5 km górskiej przygody.


 

Szejk rozdawał karty

 

Choć od naszego przejścia GSB minęły już dwa lata, to wspomnienia nadal są żywe. Ponad 500 km i 16 dni na szlaku potrafi wiele zmienić. Może nie jest to sytuacja, że życie po GSB już nigdy więcej nie będzie takie samo jak przed, ale optyka na wiele rzeczy na pewno jest inna.

Chcąc uciec od codzienności i bieżących problemów przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego na jeden raz, to niewątpliwie dobry pomysł. Jeżeli dodatkowo wyłączymy transmisję danych w telefonie i będziemy w tym konsekwentni, z pewnością wrócimy psychicznie wypoczęci. 

Natomiast jeżeli nie mamy takiego komfortu, to lepiej podzielić pół tysiąca kilometrów na kilka etapów i pokonywać je przez kilka miesięcy, a może i lat. Małe zwycięstwa też są ważne, a frustracja w przypadku ewentualnej porażki nikomu nie jest potrzebna. Do takiego wniosku doszedłem, gdy pokonywałem jeden z ostatnich etapów naszej redakcyjnej wędrówki - z Hali Rysianka przez Baranią Górę do Schroniska PTTK Przysłop. Nie zawsze trzeba gonić za rekordami. 

 

Rysianka ma swój klimat

Każdy z naszej ekipy ma swoje wspomnienia z GSB. Tomek Cylka twierdzi, że już nigdy nie pojedzie w Beskid Niski. Daniel Przewoźny po raz pierwszy w życiu był w Bieszczadach, choć stuknęła już 40-tka. Dorota i Bartek z pewnością nie zapomną sądeckich opowieści pani Genowefy z Rytra. Finał Igi Świątek z Paryża oglądany w Krościenku już nigdy się nie powtórzy. Spotkanie moje i Andrzeja Otrębskiego z Bartkiem Kurasiem w Gorcach, i szarża za znaną biegaczką Dominiką Bolechowską zostaną na zawsze w naszych wspomnieniach. Do tego najwolniejsze wejście w życiu Romana Ficka na Babią Górę. Takie epizody tworzą historię. 

Dla mnie, choć z GSB przeszedłem sztafetowo raptem 200 km, najtrudniejsze były odcinki asfaltowe. Nic tak nie dobija jak gorący beton pod stopami. W porównaniu z takimi "atrakcjami" rozległa i widokowa Hala Rysianka (ok. 1290 m n.p.m.) w Beskidzie Żywieckim to prawdziwa perełka.

Położone tu drewniane schronisko ma swój klimat. Gdy poprzedniego dnia dotarliśmy na nocleg, było w nim tylko kilka osób. W kameralnym gronie od razu złapaliśmy dobry kontakt i długo rozmawialiśmy. Jednym z naszych wieczornych kompanów był Kamil Ziemba, który pracował rok w Polskiej Stacji Badawczej w Hornsund na Antarktydzie. Ośrodek istnieje od lat 50. XX wieku i prowadzi szeroko zakrojone badania meteorologiczne i sejsmologiczne, geologiczne i geodezyjne, a także biologiczne oraz  glacjologiczne. Dodatkowo Kamil jeszcze rok spędził na Spitsbergenie. 

Przeczytaj nowe e-wydanie Magazynu Na Szczycie

Jego historie o liczeniu pingwinów oraz obrączkowaniu kormoranów, jakże dalekie od naszych przygód z ostatnich dni, uświadomiły mi, jak różny jest świat. I jak odmienne krajobrazy mogą nam towarzyszyć podczas naszych wędrówek. To tak jak z pudełkiem czekoladek: nigdy nie wiesz co ci się trafi. (Forrest Gump). Kamila spotkaliśmy ponownie w 2024 roku na Rycerzowej podczas naszego projektu 21.000 m n.p.m. Pamiętał Rysiankę. 

Kiedyś to było, teraz to nie ma

Nie wiem jak Wasze poranki, ale mój w górach zawsze jest rześki. 15 czerwca 2023 roku liczyłem na piękny wschód słońca, z którego słynie Rysianka, ale niestety przywitały nas chmury. Cel na dziś to Barania Góra (1220 m n.p.m.). 

Pierwsze kroki stawiamy dość leniwie, ale po 250 metrach mamy już tempo wypracowane od Wołosatego. Mijamy pozostałości po wyciągu narciarskim. Niestety, podobnie jak na Hali Lipowskiej nie ma już tu odpowiedniej infrastruktury. A przyznać trzeba, że choć niewielkie, były to bardzo zgrabne mikrostacje narciarskie z przepięknym widokiem na Pilsko, Babią Górę i oczywiście Tary. Jeździłem tutaj nawet na monoski, a więc pojedynczej, szerokiej narcie, na której stoi się obiema nogami. Ale jak to śpiewa raper Łona do spółki z Kacprem Krupą i Andrzejem Koniecznym na płycie "Taxi" - "Kiedyś to było, teraz to nie ma". 

Przemieszczamy się karnie wzdłuż tyczek oraz szlakowskazów. Jest mgliście, nie ma widoków, a rosa wchodzi do butów. Czerwone znaki prowadzą nas przez las i hale, a w pewnym momencie przejście zabezpieczone jest nawet łańcuchami, podobne jak w Tatrach. To bardziej wsparcie dla małych dzieci, których przyjeżdża tu z rodzicami naprawdę sporo. Nie ma tu przecież żadnych przepaścistych grani. 

...

Płatny dostęp do treści

Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.

Pozostało 66% tekstu do przeczytania.

Wykup dostęp

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 14/07/2025 09:41
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama