Są miejsca, które odwiedza się raz i zostają w pamięci na zawsze. Ale są też takie, które wciągają niczym wir. Każą wracać, odkrywać, fotografować i nigdy się nie nudzą. Jura Krakowsko-Częstochowska jest dla mnie właśnie takim miejscem.
Tekst i zdjęcia Jakub Krawczyk
Fotografuję ją od niemal 20 lat, dokumentując jej piękno w ramach współpracy ze Związkiem Gmin Jurajskich – instytucją odpowiedzialną za promocję Polskiej Marki Turystycznej „Jura Krakowsko-Częstochowska” oraz Szlaku Orlich Gniazd. I choć wydawałoby się, że znam Jurę na wylot, każdego roku potrafi mnie ona czymś zaskoczyć.
Kiedy chyba pierwszy raz świadomie fotografowałem Zamek Ogrodzieniec o poranku, pamiętam, jak delikatna mgła otulała jeszcze pobliskie lasy i łąki. Słońce wschodziło leniwie zza horyzontu, malując stopniowo od góry zamkowe wieże i strzeliste białe skały różem i złotem. To był widok znany mi wcześniej tylko z filmów dokumentalnych.
[middle1]
Takie chwile zdarzają się tylko tutaj. Jura to bowiem prawdziwy raj dla miłośników fotografii krajobrazowej. Przyczynia się do tego między innymi kilkanaście zamków i strażnic: od potężnych ruin w Ogrodzieńcu i Olsztynie, po bardziej kameralne, jak te w Rabsztynie czy Smoleniu. To one sprawiają, że tutejszy krajobraz jest po prostu bogatszy… nie tylko naturalny, ale i kulturowy. Jest swoistą synergią natury i wielkich dzieł ludzkich rąk, które przez burzliwe wieki polskiej historii dotrwały do dziś.

Podobnych odczuć doznaję fotografując krajobrazy Szkocji i Irlandii. Tam również na ciekawy fotograficzny landszaft składają się arcypiękne dzieła matki natury i wkomponowane w nie ludzkie budowle.
Jednak Jura to nie tylko zamki. To przede wszystkim wapienne skały, które wyrastają nagle z ziemi lub lasu niczym naturalne katedry. Często wracam na przykład do Rzędkowic, gdzie występuje niemal dwukilometrowe pasmo ostańców, które diametralnie zmienia się wraz z porami dnia – a najpiękniej prezentuje się o zachodzie słońca.

Lubię wspinać się na szczyty ostańców, by znaleźć nowe ujęcie. Nierzadko oznacza to czekanie w niewygodnych skalnych stanowiskach na odpowiednie światło. Ale naprawdę warto! Kiedy słońce zachodzi, białe skały zaczynają świecić ciepłymi refleksami, a cienie układają się tak, że krajobraz nabiera dramatyzmu. W takich chwilach mam wrażenie, że jestem świadkiem czegoś większego niż tylko gra światła i cienia. Jakby sama natura chciała pokazać swoje najpiękniejsze oblicze.
Z kolei najciekawsze wschody słońca na Jurze z widywałem ze szczytu góry Zborów. O świcie pierwsze promienie przebijają się przez mgły, a światło maluje rozległe i całkiem odsłonięte w tym miejscu skały pastelowymi odcieniami różu i złota. To wszystko w połączeniu z chyba najbardziej rozległą panoramą na całej Jurze sprawia, że człowiek wpada w pewnego rodzaju trans. Stoję wtedy w ciszy. Słychać tylko wiatr.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 58% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie