Mówi się, że w górach najpiękniejsze są wschody i zachody słońca. Osobiście kocham jedno i drugie, ale gdybym miał wybrać, to zdecydowanie więcej magii dzieje się o poranku.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 04/2020.
Tekst Radek Kaźmierczak
Bardzo lubię moment, gdy słońce czai się za horyzontem. Promienie jeszcze nie są widoczne, ale niebo, które zaczyna nabierać blasku, sprawia, że widziana przestrzeń zaczyna nas hipnotyzować. Delikatnie sunąca mgła między szczytami zaczyna się srebrzyć, a szczyty nabierają wyrazistości. Taki obraz miałem właśnie tego poranka, gdy widok z Połoniny Wetlińskiej w kierunku Wołosatego rysował się bajecznie. W oddali widnieją szczyty ukraińskiej części Bieszczadów: Starostyna, Wielkiego Wierchu i najwyższego Pikuja.

Bieszczady, oświetlone porannym słońcem Kopa Bukowska, Halicz oraz Rozsypaniec, w oddali Ostra Horda i Połonina Równa. Zdjęcie Radek Kaźmierczak Bieszczady Photography
Wkrótce zaczął się kolejny spektakl. Słońce pokazało swój świetlisty charakter i ciepłym porannym blaskiem zaczęło muskać soczyście zielone połoniny. Ten epicki widok na wschodnią część pasma Połoniny Caryńskiej, rodem z powieści Tolkiena, ukoi zmysły każdego i pobudzi wyobraźnię.
Bieszczady sprawiają że błoga cisza jest tak przenikliwa, iż człowiek ma wrażenie lewitacji. Czujesz wtedy niezwykłą więź z otaczającą cię przestrzenią. Wszystko zwalnia i to, co dzieje się w dole, jest takie przyziemne.
Mówi się, że w Bieszczady jedzie się tylko raz, potem już tylko wraca. Nieważne, czy jesteś zaawansowanym turystą, czy może wolisz lżejsze wędrówki. Każdy znajdzie tu swoje miejsce.
W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Kraina spokoju".
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!