Rozpoczynamy naszą przygodę z Małym Szlakiem Beskidzkim na Luboniu Wielkim, by po całym dniu wędrówki dotrzeć do Schroniska PTTK na Kudłaczach. Przygotuj się na niezwykłe widoki i fascynujące miejsca.
Na redakcyjne przejście Małego Szlaku Beskidzkiego wybraliśmy wariant zachodni. Zaczynamy więc na Luboniu Wielkim, a kończymy w Bielsku-Białej Straconce. Rozpisaliśmy to ambitnie na cztery dni. Pierwszy etap kończy się zatem w Schronisku PTTK na Kudłaczach.
Dojście na początek MSB: Rabka Zaryte (475 m n.p.m.) - Luboń Wielki (1022 m n.p.m.) - szlak żółty - 3,5 km, 1 godz. 50 min (w górę) - 1 godz. (w dół)
Luboń Wielki - Mszana Dolna - Lubogoszcz - Kasina Wielka - Wierzbanowska Góra - Schronisko PTTK na Kudłaczach - szlak czerwony - 35,6 km (w tym 11,6 km asfaltu), czas: 11 godz. 30 min (12 godz. w przeciwnym kierunku)
Suma podejść: 1833 m; Suma zejść: 1537 m
Pasma: Beskid Makowski, Beskid Wyspowy
Najwyższy punkt: Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim (1022 m n.p.m.)
Punkty GOT: 51
Każdy ma swój sposób na pokonanie tego typu szlaku. Naszym absolutnym minimum w letni dzień były:
Willa Ostoja, ul. Ogrodowa 9, Rabka-Zdrój; tel. 600 249 105, [email protected], cena: od 75 zł
Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim, tel. 608 791 020 (rezerwacje noclegów), 604 876 110 (kierownik); [email protected], cena: 50 zł
Schronisko PTTK na Kudłaczach, tel. 604 876 110, [email protected], cena: 70 zł
W piątkowy poranek w kameralnym składzie - redaktor naczelny Kajetan Domagała, Magda Przysiwek, Tomasz Cylka oraz nasz fotoreporter i filmowiec w jednej osobie, Grzesiek Stodolny - wchodzimy żółtym szlakiem z Rabki Zaryte (ok. 470 m n.p.m.) na Luboń Wielki. Choć jesteśmy w Beskidzie Wyspowym, to idziemy przez... Perć Borkowskiego. Skąd perć w środku lasu? Otóż szlak prowadzi dużym gołoborzem, wśród złomowiska skalnego, obok pionowego urwiska. Jak podają lokalne przewodniki, w grupie skał zwanych Dziurawymi Turniami doliczono się 13 jaskiń i szczelin. Ale te atrakcje zostawiamy na inną okazję.

Natomiast nazwisko Stanisława Dunin-Borkowskiego związane jest ze schroniskiem na szczycie góry. To on był pomysłodawcą jego powstania w latach 30. XX wieku i dziś obiekt nosi jego imię. To charakterystyczna, zabytkowa budowla na planie kwadratu wznosząca się pionowo ku niebu. Przyjęła się nawet żartobliwa nazwa dom Baby Jagi. Na parterze znajduje się niewielki bufet, a na piętrze sala noclegowa dla dziewięciu osób z oknami na cztery strony świata. Nigdzie indziej takiej atrakcji nie znajdziecie. Oglądamy ją po blisko dwóch godzinach spokojnej wędrówki.
O godz. 9 jesteśmy na najwyższym szczycie MSB - Luboń Wielki mierzy 1022 m n.p.m. Tak się to poukładało, że wyżej na naszej trasie już nie będziemy. Na platformie widokowej nie ma nikogo. Dla takich chwil warto przychodzić rankiem w dzień powszedni. Możemy się cieszyć widokami na północ (np. Szczebel) i wschód (Lubogoszcz). Na południe panoramę zasłania las. I będzie on nam towarzyszył przez cztery dni wędrówki. Bo Mały Szlak Beskidzki to przede wszystkim górskie lasy.

W bufecie słychać ostrą, punkową muzykę. Akurat leci Dezerter. - Tak głośno gram tylko, jak jestem sam, czyli poza weekendami - mówi pracujący w schronisku chłopak. Nie jest zbyt rozmowny - ot, taka ludzka natura.
Obok schroniska stoi maszt przekaźnika, który jest charakterystycznym punktem orientacyjnym Lubonia Wielkiego. Widać go nawet z odległych szczytów. Został wybudowany w 1961 roku, by mogły odbywać się transmisje narciarskich mistrzostw świata w Zakopanem.
Spędzamy na szczycie około godziny. Chciałoby się dłużej, ale gdy scenariusz 137-kilometrowego szlaku został rozpisany tylko na cztery dni, trudno o kontemplację panoram. Schodzimy na przełęcz Glisne (634 m n.p.m.). Mijamy grupę seniorów, która mozolnie idzie do góry, a z tej strony Lubonia Wielkiego to naprawdę pionowa dzida.
- Idziemy do Rabki spokojnym emeryckim tempem. Wspominamy stare czasy, jak się kiedyś wędrowało we flanelach - mówi z uśmiechem jedna z kobiet. Jesteśmy dla nich pełni podziwu. Taka wędrówka na pewno kosztuje ich wiele wysiłku, ale oni dzielnie napierają do przodu.

Schodzimy do asfaltu. To jest duży mankament MSB, sporo go w każdym paśmie. Łącznie naliczyliśmy około 30 km takich fragmentów - to aż 22 procent całej długości szlaku. Pewnie gdy Kazimierz Sosnowski wytyczył w latach 30. ubiegłego wieku jego przebieg, w wielu miejscach przeważały polne drogi. Teraz to się zmieniło. Co zrozumiałe, beton towarzyszy nam także w Mszanie Dolnej. Zwłaszcza tutaj, gdy żar leje się z nieba, jest to bardzo uciążliwe. Obok nas jadą tiry, kopcące busy, nie brakuje starych aut, które naprawy tłumików dawno nie widziały. Taki urok Podhala.
W Mszanie Dolnej (384 m n.p.m.) odwiedzamy kancelarię notarialną. Bynajmniej nie mamy żadnego atrakcyjnego spadku do uregulowania, ale rejent Czesław Szynalik to popularyzator Beskidu Wyspowego. To za jego sprawą okoliczne gminy połączyły siły i promują region pod hasłem "Odkryj Beskid Wyspowy".
- Kancelaria mieści się w dawnym domu turysty PTTK, który prowadził mój ojciec. Natomiast obok znajduje się nieczynny dziś dworzec kolejowy, na który przed laty przyjeżdżali pociągami turyści - opowiada Czesław Szynalik.

Stacja znajduje się na nieczynnej dziś linii kolejowej z Chabówki do Nowego Sącza. Jest jednak nadzieja, że po rewitalizacji pociągi powrócą. Rejent mógłby nam godzinami opowiadać o urokach tego rejonu, bo jest bardzo zaangażowany w lokalne życie społeczne.
- Utworzyliśmy i oznaczyliśmy Główny Szlak Beskidu Wyspowego. Na jego trasie ustawiliśmy ławki, wiaty i tablice informacyjne, w niektórych miejscach można rozpalić ognisko - wylicza gospodarz. - Jest tu cicho i spokojnie, dlatego od lat przekonujemy wszystkich Polaków, że warto tu przyjeżdżać. Łącznie doliczyliśmy się 102 szczytów-wysp, które można zdobywać przez wiele lat. Nikt nie będzie się tu nudził - śmieje się rejent, wręczając nam beskidzkie gadżety - mapki, przewodniki, a nawet koszulki.
Wiemy już, że warto odkrywać Beskid Wyspowy.
Z Mszany Dolnej podchodzimy na grzbiet Lubogoszczy. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś był on zupełnie bezleśny. Znajdowały się tu rozległe hale pasterskie, a na najwyższym szczycie (968 m n.p.m.) wybudowano drewnianą wieżę widokową. Niestety, konstrukcja zbutwiała i się zawaliła. Szkoda, bo aktualnie grzbiet jest cały zalesiony i nic z niego nie widać.
Natomiast niemal równo 100 lat temu (1924) na zachodnim stoku, w Kasince Małej, powstała Baza Szkoleniowo-Wypoczynkowa „Lubogoszcz”. Niedawno kręcono tu film „Innego końca nie będzie” z Agatą Kuleszą i Bartłomiejem Topą w rolach głównych. Jeśli lubicie ambitne polskiego kino z gatunku "o życiu i przemijaniu", koniecznie go obejrzyjcie. Sielskich widoków beskidzkich tu nie brakuje, ale temat filmu jest jak najbardziej poważny.

Schodzimy do Kasiny Wielkiej (ok. 560 m n.p.m.). Jeśli ta wioska kojarzy Wam się z Justyną Kowalczyk, to dobrze. Nasza mistrzyni olimpijska w narciarstwie biegowym właśnie tu się wychowała i stawiała pierwsze kroki na dwóch deskach. A później w Beskidzie Wyspowym pokonała tysiące kilometrów na treningach. Natomiast na stacji kolejowej zdjęcia do filmu "Lista Schindlera" kręcił Steven Spielberg, a do "Katynia" Andrzej Wajda. Tak to Kasina Wielka stała się znana nie tylko na całą Polskę. Jednak znów - jeśli chodzi o MSB, to w wiosce wiedzie on przez kilka kilometrów po asfalcie. To nie jest to, co kochają ludzie gór.
Mamy bardzo późne popołudnie, gdy podchodzimy na kolejne szczyty - wszystkie bez wyjątku położone w mniej lub bardziej gęstym lesie. Jednym z wyróżniających się jest Wierzbanowska Góra (778 m n.p.m.). Znajduje się tu mała samoobsługowa chatka, w której można przenocować. Wystarczy otworzyć żelazną zasuwę i jesteśmy pod dachem. W środku mamy cztery proste łóżka i kozę, na zewnątrz sławojkę i miejsce na ognisko. Nic nie płacimy, ale można zostawić dla innych suche jedzenie. Takie chatkowanie w polskim stylu dla wędrowców niskobudżetowych.

Gdy schodzimy na przełęcz Jaworzyce (579 m n.p.m.) symbolicznie przekraczamy granicę Beskidu Wyspowego i Makowskiego. Choć oczywiście wciąż toczy się dyskusja, gdzie ona dokładnie przebiega. Wchodzimy teraz łagodnie na Lubomir (904 m n.p.m.). Szczyt formalnie należy do Korony Gór Polski jako część Beskidu Makowskiego. Jednak według koncepcji Jerzego Kondrackiego Lubomir należy jeszcze do Beskidu Wyspowego. Pewnie dlatego również na tej części szlaku są symbole firmowane przez ekipę Czesława Szynalika.
Na szczycie znajduje się Obserwatorium Astronomiczne im. Tadeusza Banachiewicza. Powstało już w XXI wieku w miejscu starego obiektu zniszczonego w 1944 roku. Dziś można go zwiedzać, ale my jesteśmy tu wieczorem i drzwi są zamknięte. Choć zdarzają się wyjątki.
- Organizujemy nocne obserwacje, gdy księżyc jest tuż po nowiu, więc pokazuje się wieczorem na dwie, trzy godziny. Niebo robi się wówczas zupełnie ciemne, dzięki czemu znacznie wyraźniej widać wiele planet i gwiazd - opowiadał przed laty pracownik obserwatorium Marcin Bardel w rozmowie z Kubą Terakowskim.
Schodzimy na Kudłacze (727 m n.p.m.). Tu kończy się nasz pierwszy dzień MSB.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie