Przed Wami relacja z przygody, którą nierozmyślnie zafundowałem mojej przyszłej żonie, Marcie. Jak czas pokazał, było warto podjąć ryzyko. Górska randka w środku burzy śnieżnej nad urwiskiem? Proszę bardzo. Niech pierwszy podetnie lawinę, kto nie popełnił błędu w sztuce górskiej łazęgi.
Dziś są takie czasy, że wiele osób regularnie wypytuje na internetowych forach o to, jakie są warunki na szlaku? Ludzie pytają też o obuwie, ciuchy, sprzęt, no i oczywiście o pogodę. A że modna stała się turystyka rozbierana, to rekordy popularności biją kąśliwe komentarze tych bardziej „doświadczonych”. Słowo „bezmyślność” jest jednym z najbardziej delikatnych określeń, jakie pojawiają się w sieci.
[middle1]
Daleki jestem od hejtowania kogokolwiek, biję się jednak w pierś, podkreślając słowo “bezmyślność”, z uwagi na moją własną. No cóż, zdarza się i niefart. Sednem mojej opowieści jest bowiem burza śnieżna, która dopadła mnie i moją dziewczynę podczas trawersu Wielkiego Szyszaka w Karkonoszach. Wydarzenie było nagłe, choć wcześniej zignorowałem symptomy zagrożenia. Dramatyczne minuty na skraju przepaści skończyły się na szczęście tylko utarciem nosa szorstkim śniegiem i spływającym makijażem. Czułem się potem jak jakiś amator, który nie wie, gdzie lezie i jak w porę zareagować na nadchodzący Armagedon.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 89% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!