Reklama

Szlaki długodystansowe w polskich górach – jak zacząć niesamowitą przygodę?


Kilka dni wędrówki z plecakiem, noclegi w namiocie lub schroniskach, proste rytmy dnia – szlaki długodystansowe pozwalają doświadczyć gór inaczej. Sprawdź, jak się przygotować i które trasy wybrać na początek.


 

Szlaki długodystansowe – góry z innej perspektywy

 

 

Sezon urlopowy to dla wielu czas wyczekiwany – okazja, by wyrwać się z codziennego rytmu, zwolnić i ruszyć w drogę. Coraz więcej osób decyduje się na wakacje w Polsce, odkrywając piękno górskich szlaków, dzikich dolin i mało uczęszczanych ścieżek. Wybierając góry, stawiamy na aktywny wypoczynek, niezależność i kontakt z naturą. To dobry moment, by spróbować czegoś nowego – na przykład wielodniowej wędrówki z plecakiem.

 

 

Blogerzy proponują

 

Niezłym pomysłem jest wędrówka na szlaku długodystansowym. Czym są w ogóle tego typu trasy? Nie jesteśmy na lekcji fizyki, więc nie musimy przejmować się jakimiś sztywnymi definicjami. Aby jednak wiedzieć, o czym mówimy, ustalmy, że są to wyznaczone trasy, których pokonanie od startu do finiszu zajmuje przynajmniej kilka dni marszu.

Szlaki takie znajdziemy także w Polsce - zresztą nie tylko w górach. Najdłuższa jest bowiem Via Regia, wiodąca od polsko-ukraińskiego przejścia w Korczowej lub Medyce aż do Zgorzelca na granicy z Niemcami. Prowadzący przez nasz kraj odcinek trasy do Santiago de Compostela w Hiszpanii mierzy ponad 900 km.

 

O subiektywny wybór odpowiednich górskich tras w naszym kraju pokusili się między innymi popularni górscy blogerzy: Magdalena Machowicz oraz Łukasz Supergan.

 

– Jeśli jesteś słaby fizycznie albo wolno chodzisz, to niczego nie zmienia. Poza tym, że będziesz szedł wolniej lub musisz wziąć lżejszy plecak. Taką próbę polecam każdemu, kto lubi góry i ma chociaż odrobinę cierpliwości – mówi Łukasz Supergan.

 

 

Szansa na medytację

 

Rodzi się jednak zasadnicze pytanie: po co w ogóle pchać się na tak długie szlaki? W końcu znacznie wygodniejsza jest komfortowa baza, do której wracamy po całym dniu w górach. Argumentów jest sporo. Po pierwsze, brak przywiązania do jednego miejsca daje większą wolność – jesteś zmęczony, to rozbijasz namiot i biwakujesz. A jeśli następnego dnia czujesz, że masz więcej sił niż Asterix po flaszce magicznego napoju, to pokonujesz znacznie dłuższy dystans niż zakładał pierwotny plan. Po drugie, w czasie pandemii pozostawanie na szlaku i unikanie większych skupisk ludzkich wydaje się najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Nie bez znaczenia jest też walor krajoznawczy.

Przeczytaj nowe e-wydanie Magazynu Na Szczycie

– Na pierwsze szlaki długodystansowe ruszyłem z ciekawości, chciałem zobaczyć coś więcej. Takie trasy jak Główny Szlak Beskidzki czy Główny Szlak Sudecki prowadzą przez wiele masywów górskich. Zwłaszcza w Sudetach zobaczymy mnóstwo różnych krajobrazów: Karkonosze, Góry Stołowe i zupełnie niskie Góry Opawskie – opisuje Łukasz Supergan.

 

Według niego wielodniowa wędrówka daje także możliwość ogromnego skupienia.

 

– Kiedy idę takim szlakiem, to po pewnym czasie zupełnie się wyłączam. To taki moment, gdy zamykam się w sobie i marsz staje się pewnego rodzaju medytacją. Bardziej skupiam się na tym, co dzieje się w głowie niż co jest na zewnątrz. Nie chcę używać górnolotnych słów, ale jest to też wędrówka duchowa. Za każdym razem była to dla mnie okazja do przegadania ze sobą jakichś starych historii, zadania sobie pytań i znalezienia na nie odpowiedzi – wyznaje podróżnik. I zaznacza, że czasem owe odpowiedzi pojawiają się dopiero po wielu dniach marszu.

 

 

To już nie wycieczka, tylko przygoda

 

Ale atutów dłuższych wędrówek jest o wiele więcej.

 

– Na długi czas wyrywasz się ze swojego znanego życia i funkcjonujesz zupełnie inaczej. Przede wszystkim dużo prościej. Wstajesz rano, pakujesz się, idziesz 12 godzin. Rozpakowujesz się, jesz i idziesz spać – mówi Supergan. - Dla mnie jest to taki powrót do prostego życia. Takiego, jakie wiedli nasi przodkowie tysiące lat temu. Nie masz żadnego stałego miejsca. Po prostu idziesz przed siebie i upraszczasz to życie do niezbędnego minimum – argumentuje.

 

Co ważne, na taki szlak można wziąć najwyżej kilkanaście kilogramów bagażu, co pozwala zrozumieć, jak niewiele potrzeba człowiekowi. Podobne spostrzeżenia ma Grzegorz Rybka, autor bloga Podróże bez ości.
 

– Idąc długimi szlakami odkrywamy nowe miejsca, których pewnie nigdy byśmy nie zobaczyli, gdyż leżą z dala od popularnych tras. Tygodniowa lub dłuższa wędrówka pomaga także zmienić postrzeganie świata. Tego, co jest ważne i co potrzebujemy do życia. Szlaki długodystansowe są także miejscem, w którym można sprawdzić swoją odporność na ból, determinację w dążeniu do celu oraz wytrzymałość – wymienia Grzegorz Rybka.

 

Z kolei Maga Machowicz uważa, że szlaki długodystansowe to już nie wycieczka, tylko prawdziwa przygoda.

 

– Kiedy wędruje się przez dziesiątki czy setki kilometrów, często z dala od zadeptanych miejsc i ludzkich siedzib, to trzeba polegać wyłącznie na sobie. Można w ten sposób poznać możliwości własnego organizmu oraz psychiki. Doświadczenie, jakie zbierzemy, będzie niezwykle cenne i przydatne w kolejnych podróżach. Zbuduje turystyczną pewność siebie – zachwala autorka bloga Wieczna Tułaczka.

 

Do tej długiej już listy coś jeszcze dodają Katarzyna Bobola i Piotr Kersz, którzy swoje podróże opisują na stronie Wapniaki w drodze.

 

– Te szlaki pozwalają lepiej poznawać przyrodę i kulturę kraju, przez który prowadzą, a także samego siebie, swoje możliwości psychiczne i kondycyjne – przekonują. Podają też argument uczuciowy: – Nic tak nie cementuje - czy wręcz przeciwnie - związków i przyjaźni jak dwa albo trzy tygodnie w jednym namiocie, w deszczu i chłodzie, nad jednym garnkiem makaronu... – przekonują.

 

 

Zaczynaj bardzo ostrożnie

 

Chociaż podróżnicy nie mają wątpliwości, że warto spróbować dłuższych szlaków, to zwracają uwagę, by od razu nie porywać się na te najbardziej wymagające. Oczywiście to nie znaczy, że ktoś, kto dotąd miał na koncie tylko krótkie górskie wycieczki, nie zdoła przejść GSS czy nawet GSB. Może mu się udać, ale najprawdopodobniej wędrówka będzie raczej mordęgą niż przyjemnością. Łukasz Supergan żartuje, że dobrym przygotowaniem jest… przeczytanie jego bloga z ostatnich czterech lat.

 

– Tak serio, to od dawna daję ludziom tylko jedną, uniwersalną radę: robić wszystko małymi krokami – poleca.

 

Jeśli więc ktoś jeździł tylko na krótkie wypady w góry, to powinien spróbować wyjazdów weekendowych z noclegiem w schroniskach. Gdy mu się to spodoba, to bacówki można zamienić na namiot. Jeśli przywyknie do biwakowania, to następnym stopniem wtajemniczania będzie wydłużanie pobytu w górach i zaplanowanych tras.

– Z 20 kilometrów przejdź na 50, a potem na 100. Tak naprawdę nie ma problemu, żeby w trakcie jednego czy dwóch sezonów, nie zacząć robić naprawdę długich dystansów – zapewnia Łukasz Supergan. Jego zdaniem dobrym przetarciem dla kogoś, kto marzy o pokonaniu najdłuższych polskich tras jest Mały Szlak Beskidzki – Jeśli jesteś napieraczem, to machniesz go w weekend. Ale normalny turysta powinien zrobić go w jakieś pięć dni. Gdy przejdziesz dwa takie szlaki i uznasz, że ci się podoba, to jesteś gotowy na GSB. A kiedy ma się już za sobą GSB, to można spróbować porwać się na jakieś ambitne szlaki za granicą – ocenia podróżnik.

 

Cenne rady ma także Magda Machowicz. – Na dobry początek proponuję krótkie trasy i takie, które wiodą przez silnie zagospodarowane tereny lub znane nam pasma. Łatwiej będzie zorganizować transport i noclegi, a spory ruch turystyczny, przynajmniej na części odcinków, sprawi, że poczujemy się bezpiecznie – wskazuje. Także według niej długodystansową przygodę warto zacząć od Małego Szlaku Beskidzkiego, ale proponuje na początek rozważyć także Główny Szlak Świętokrzyski, Szlak Orlich Gniazd na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, czy trasę z Wałbrzycha do Szklarskiej Poręby w Sudetach lub z Brzeźnicy do Kacwina na Spiszu.

 

Nie rób nic „na styk”

 

Chęć ucieczki od cywilizacji na kilka czy kilkanaście dni wymusza nieco inne przygotowania. I to nie tylko sprzętowe czy kondycyjne, ale również mentalne.

 

– Przed wyruszeniem na długodystansowy szlak, zwłaszcza ten pierwszy, blokuje nas najczęściej strach. Boimy się biwaków, samodzielnego przygotowywania posiłków, nawigowania w terenie, czyli po prostu brak nam pewności siebie – wskazuje Magda Machowicz.

 

Jak temu zaradzić? Według niej dobrym lekarstwem jest na początek wyznaczenie sobie celu i oswojenie się z myślą o wędrówce. Wybór szlaku i poświęcenie czasu na dokładne przestudiowanie mapy oraz wyszukanie informacji w internecie powinny zaostrzyć apetyt na wyzwanie.

– Wybierając się na któryś z dłuższych szlaków, polecam go wcześniej podzielić na odcinki dostosowane do własnych możliwości. Należy zaplanować, ile chcemy przejść w danym dniu oraz, jeśli nie zamierzamy iść z namiotem, gdzie będziemy spali. Każda realizacja dziennego planu wpływa pozytywnie na dalszą wędrówkę – zaręcza Grzegorz Rybka.

 

Jeżeli chcemy spać nie tylko w namiocie, to na pewno warto sprawdzić, czy schroniska i bacówki będą w stanie nas przygarnąć. Szczególnie, że z powodu pandemii ograniczono liczbę miejsc noclegowych. Niemiłą niespodzianką może być także brak oznakowania szlaku, które czasem znika przy okazji wycinki drzew.

 

– Dobra mapa to podstawa, a i wgranie śladów GPS nie zaszkodzi – radzi Magda Machowicz.

 

Katarzyna Bobola i Piotr Kersz dodają, że wielkim błędem jest planowanie wszystkiego „na styk”. Zawsze warto mieć więcej wolnych dni, niż wynikałoby to ze statystycznych szacunków. – Nie ma nic gorszego niż presja czasu, że gdzieś musisz dojść, bo nie zdążysz – ostrzegają.

 

Pięć koszulek to za dużo

 

Weterani długich dystansów nie mają wątpliwości, że kluczowe jest nie tylko rozpoznanie terenu, ale też zawartość plecaka.

 

– Dobrze jest poczytać książki i przewodniki, przestudiować mapy i relacje innych osób. By wybrać się na krótką wycieczkę wystarczy wstać rano, spakować trochę wody i kanapki. Przy szlaku długodystansowym trzeba przemyśleć spakowanie plecaka, bo będziemy go cały czas nieśli – radzą Wapniaki.

 

 

– Trzeba przemyśleć każdą rzecz, którą zabieramy ze sobą. Im lżej, tym będzie łatwiej – wtóruje im Grzegorz Rybka Zwraca on także uwagę, że chociaż plecak należy maksymalnie odciążyć, to jednak podczas pokonywania takiej trasy jak GSB trzeba być przygotowanym na różne warunki atmosferyczne.

 

Dobrym ćwiczeniem jest wybranie się na krótszy wypad w góry, ale z takim bagażem, jaki planujemy zabrać na docelową wyprawę. Dzięki temu przekonamy się, jakie tempo będziemy w stanie utrzymać i przede wszystkim, czy nie powinniśmy zastanowić się nad zafundowaniem plecakowi kuracji odchudzającej lub nie kupić niektórych rzeczy w wersji „light”.

 

– Wypchany po brzegi plecak może skutecznie zniechęcić do wędrówki. Wyrzuć połowę klamotów i zostaw tylko niezbędne rzeczy. Naprawdę nie potrzebujesz aż pięciu koszulek i odżywki do włosów – zaręcza autorka Wiecznej Tułaczki.

 

Grzegorz Rybka zwraca też uwagę na problem obuwia i ostrzega, by nie ulegać pokusie kupienia nowych butów specjalnie przed dłuższą wędrówką. – Jeśli już to zrobisz, to spędź chociaż jeden weekend w górach. Pokonaj w dwa dni przykładowo 50-60 km. Może się okazać, że już po pierwszym dniu będziesz miał odciski, które uniemożliwią wędrówkę lub spowodują, że nie będziesz miał z niej przyjemności – przestrzega.

 

Kluczowe jest także zaplanowanie miejsc, gdzie będzie można uzupełnić zapasy. Zabieranie prowiantu na cały wypad nie ma bowiem sensu. Nie zaszkodzi także upewnić się, że bary oraz sklepy, które zamierzamy odwiedzić, nie padły ofiarą koronawirusa.

 

– Jednym z największych problemów podczas wędrówki może być dostęp do wody. Wiadomo, że noszenie zapasowych litrów odbije się nie tylko na wygodzie wędrówki, ale może też doprowadzić do kontuzji. Dlatego warto przed wyjazdem dokładnie przestudiować przebieg trasy i zaznaczyć sobie odcinki, na których może być problem z pozyskaniem wody – stwierdza Magda Machowicz.

 

Sztuka improwizacji

 

Niestety, nawet najlepszy plan nie daje gwarancji, że wszystko pójdzie gładko.

 

– Jeśli szlak jest dostatecznie długi, to zawsze trafi się jakaś niespodzianka, na którą się nie przygotujesz. Wtedy musisz kombinować. Dla mnie długie trasy to lekcja improwizacji i czasem zmieniania planów – zaznacza Łukasz Supergan, który niejednokrotnie musiał wykazywać się elastycznością podczas wędrówek.

 

Również Magda Machowicz podkreśla, że plany planami, ale wszystkie założenia i tak weryfikuje szlak. – Co by się nie działo, małe niepowodzenia należy traktować jako przygodę i umieć wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość – zapewnia.

 

Nie wolno się także łatwo zniechęcać. – Na długodystansowych szlakach dużo osób dosięga kryzys. Wydaje się, że ból w nogach lub w plecach jest tak wielki, że już dalej nie pójdziemy. W takich chwilach polecam pomyśleć, ile kilometrów jest za nami, i że z każdym krokiem jesteśmy bliżej celu. Nie należy się poddawać, ale trzeba walczyć z własnymi ograniczeniami, które zazwyczaj tkwią w naszej głowie – uspokaja Grzegorz Rybka.

 

Oczywiście może się zdarzyć, że mimo perfekcyjnego planu i adaptowania go do panujących warunków i tak nie uda się dobrnąć do szczęśliwego końca. Wprawdzie podróżnicy przyznają, że lubią „domknąć projekt” i boją się rezygnacji, ale zaznaczają, że zejście ze szlaku nie jest końcem świata.

 

– Z wielu wypraw, gdy coś mi nie wypaliło, wyciągałem naukę na przyszłość. Każdy się boi, że jego przedsięwzięcie nie wypali. Sam mam takie obawy. Z drugiej strony mam świadomość, że porażki są kształcące, więc nie bałbym się tego tak bardzo – stwierdza Łukasz Supergan.

 

Ważne, co jest pomiędzy

 

Przede wszystkim jednak ważne jest, aby pamiętać, że na górskich szlakach to nie dotarcie z punktu A do Z jest kluczowe. Fakt, że nie dotarliśmy do końca w żaden sposób nie zabiera nam radości, którą czerpaliśmy z wędrówki.

 

– Finalnie chodzi o to, by dobrze i wartościowo spędzić czas. By oddać się wędrówce w miłych okolicznościach przyrody, a samo zrealizowanie ustalonej trasy to – jak powiedziałby Tomasz Hajto – truskawka na torcie – stwierdza Magda Machowicz.

 

Grzegorz Rybka potwierdza: – Ukończenie szlaku stanowi punkt kulminacyjny wędrówki i daje dużą satysfakcję. Dla mnie jednak ważniejsze jest to, co było wcześniej. Każda wędrówka jest niewiadomą. Szlak jest wyznaczony, ale nie wiemy, co nas na nim czeka, kogo spotkamy i z jakimi przeciwnościami będziemy musieli walczyć.

 

Podobnego zdania jest Łukasz Supergan. – Sam wolę mieć szlak „zaliczony”, ale jeśli droga sprawia ci frajdę i nawet jej nie ukończysz, to nie jest żadna klęska, wręcz przeciwnie – ocenia.

 

Według niego z samego przejścia nic nie wynika, gdyż celem na długim szlaku jest bycie obecnym i świadomym oraz czerpanie radości z wędrówki.

 

– Co z tego, że idziesz GSB i docierasz do tej czerwonej kropki na końcu. Tam nie ma żadnego objawienia. Lubię metaforę, do której w pewnym momencie doszedłem: taki szlak jest jak życie. Czyli nie ma sensu gnać przed siebie tylko po to, aby dotrzeć do końca. Chodzi o to, żeby każdy moment był fajny, bo tam na końcu nie ma nic. Esencja tkwi gdzieś między kropkami – kończy.

 

 

Najdłuższe Szlaki Długodystansowe w Polsce

 

Główny Szlak Beskidzki (517 km)

W górach za długodystansowego króla uchodzi Główny Szlak Beskidzki (GSB), rozciągający się od Ustronia aż do Wołosatego. W czasie ponad 500-kilometrowej wędrówki przechodzimy więc przez Beskid Śląski i Żywiecki, Gorce, Beskid Sądecki oraz Niski, by plecak finalnie zdjąć w Bieszczadach.

 

Po drodze kompletujemy także kilka klejnotów do Korony Gór Polski, gdyż wędrówka wiedzie przez Babią Górę, Turbacz i Radziejową. Szacuje się, że pokonanie trasy zajmuje około 160 godzin samej wędrówki. Wprawdzie rekordzista, Rafał Bielawa przebiegł ją w 108 godzin i 55 minut. Ale jeśli ktoś woli jednak cieszyć się wędrówką i spać dłużej niż 2 godziny na dobę, to powinien się przygotować na dwa albo nawet trzy tygodnie w górach.

 

GSB powstał już w międzywojniu, a bezpośrednio przed wybuchem II wojny światowej patronował mu sam Józef Piłsudski. Od 1973 roku trasa nosi jednak imię Kazimierza Sosnowskiego, znanego krajoznawcy i popularyzatora turystyki. To on właśnie  wyznaczył zachodnią część szlaku. Za przebieg wschodniego odcinka GSB odpowiadał z kolei Mieczysław Orłowicz, kolejny wybitny krajoznawca.

 

Szlak z Rzeszowa do Grybowa (445 km)

Wiedzie przez Pogórze Dynowskie i Przemyskie oraz Góry Sanocko-Turczańskie, Bieszczady Zachodnie i Beskid Niski. Na odcinku Grybów – Nowy Łupków nosi imię Kazimierza Pułaskiego.

 

Główny Szlak Sudecki (440 km)

Ta trasa powstała już po wojnie, a wiedzie z Gór Izerskich aż w Opawskie. Po drodze robi jednak mocne odbicie na południu, dzięki czemu możemy odwiedzić kilkanaście różnych pasm. Jego patronem jest Mieczysław Orłowicz.

 

Tarnów – Wielki Rogacz (184 km)

Przebiega przez Pogórze Ciężkowickie i Rożnowskie, Beskid Wyspowy, Gorce (Pasmo Gorca i Lubania), Pieniny (Właściwe oraz Małe) i Beskid Sądecki (Pasmo Radziejowej).

 

Mały Szlak Beskidzki (140 km)

Wiedzie on z Bielska-Białej na Luboń Wielki przez trzy pasma omijane przez jego większego brata – Beskid Mały, Makowski i Wyspowy.

Wreszcie są i trasy mające około 100 km, jak choćby prowadzący przez Sudety Zachodnie zielony szlak z Wałbrzycha do Szklarskiej Poręby czy Główny Szlak Świętokrzyski, rozciągnięty między miejscowościami Gołoszyce i Kuźniaki.

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "To nie wycieczka tylko przygoda"

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 04/2020.

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 24/06/2025 18:50
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do