Reklama

Poszukiwanie cichych tras w Bieszczadach - unikniesz tłumu!

Bieszczadzka tradycja - rzecz święta. Choćby nie wiadomo co, przynajmniej raz w roku wspólnie z bratem i rodzinami jedziemy na wschód. Przeważnie po to, by przełamywać stereotypy, które niesłusznie nad Bieszczadami wiszą, ale przede wszystkim po ciszę i niezwykły, tylko tam dostępny klimat. 

 

W Bieszczady jeździmy też w poszukiwaniu tras, na których albo miniemy niewielu ludzi albo nawet nie spotkamy nikogo. Pewnie uważacie, że w tych górach, to jest nierealne, ale zapewniam, że jesteście w błędzie. W tym roku ta misja po raz kolejny zakończyła się sukcesem. 

 

W Bieszczadach reklam i tandety jest mniej

 

Tłok w drodze na szczyty i wszechobecna, często tandetna komercja to wyzwanie, z którym boryka się większość górskich kurortów w Polsce. Inną sprawą jest, czy ktoś rzeczywiście chce (i czy w praktyce może) nad tym w ogóle zapanować. Zupełnie inaczej jest w Bieszczadach. Pomijając oczywiście okolice Polańczyka i Soliny, nawet Wetlina czy Cisna, czyli najpopularniejsze miejscowości, nawet w szczycie sezonu są pod tym względem “do zniesienia”. Co jednak najbardziej w tej części Karpat pozytywnie uderza, to brak kładących się na drogi i chodniki tablic, reklam, banerów, które dosłownie zalewają Podhale czy najpopularniejsze miejsca w Sudetach. 

 

Podobnie jest na szlakach, choć na Tarnicy czy Wielkiej Rawce w słoneczne i ciepłe dni bywa ciasno. Jednak cała okolica pełna jest wyjątkowych tras z cudownymi widokami, na których, jeśli będziemy mieli szczęście, nie spotkamy nikogo. Tak bywa na Smereku, szczególnie w drugiej części dnia, a nad ranem nawet na połoninach. Tak bywa też na trasie, która pozwala zdobyć trzy niższe bieszczadzkie szczyty: Jasło, Okrąglik oraz Fereczata. I właśnie na nią ruszamy dzisiaj z bratem.  

 

W Bieszczadach zachwyca jakość powietrza, fot. Jacek Deneka Ultralovers

 

Startujemy w Strzebowiskach

 

Żeby na szlaku było pusto, ruszamy dopiero po południu. Oczywiście ten scenariusz odpada na obecne jesienne dni, bo dni są krótkie, ale też o tej porze roku nie ma problemu z tłumami. Natomiast w sezonie takie popołudniowe podejście sprawdza się nam już od lat, choć oczywiście nie jest rozwiązaniem na dłuższe wyprawy. Tak czy inaczej ryzykujemy powrót przy sztucznym świetle, bo plan zakłada kilkanaście kilometrów i ponad pięć godzin wędrówki.

 

Startujemy w Strzebowiskach (ok. 650 m n.p.m.), gdzie mieszkamy. Początkowo idziemy w górę wsi przyjemnym spacerkiem. Za nami wyłania się piękna panorama z dominującym nad krajobrazem i jednym z moich ulubionych w Bieszczadach szczytem - Smerekiem (1222 m n.p.m.), który zresztą niedawno zdobyliśmy („Na Szczycie” 10/2021). Szybko wchodzimy do lasu. Na razie idziemy bez szlaku z dość dużym poziomem zaufania do wrodzonej nawigacji. Dopiero gdy dochodzimy do leśnej drogi, odbijamy w lewo na żółty szlak, które idzie z Przysłupu.

 

Podejście na Duże Jasło daje nam nieco w kość. Otoczenie wynagradza jednak każdy trud. Przerzedzony już przy samym szczycie las otwiera panoramy na okoliczne szczyty

 

Ostre podejście na Jasło

 

Dzisiejsza trasa nie wiedzie połoninami, co jednak w żadnym stopniu nie ujmuje jej atrakcyjności. Są i strome podejścia, są i przepyszne widoki, które otwierają się nieopodal Jasła. Do tego dochodzi niezwykle bujna roślinność i piękny, gęsty las. Co najważniejsze, jest on zdrowy, czego na przykład nie można powiedzieć o drzewostanie Beskidu Śląskiego czy Karkonoszy. Niesamowite są też jesienne barwy, które chyba o tej porze roku czynią Bieszczady najpiękniejszym górskim pasmem na ziemi. 

 

To, co zdecydowanie najbardziej mnie tutaj zachwyca i z każdym rokiem odczuwam to coraz mocniej, to czystość oraz jakość tutejszego powietrza. W góry jeżdżę przynajmniej raz w miesiącu. Przede wszystkim w Sudety, w które z Wrocławia mam najbliżej. Ale bywam też w Tatrach i Beskidach. Nigdzie jednak jakość powietrza - jego smak, zapach, czystość - nie jest taka jak tutaj. Zawartość tlenu w tlenie powoduje, że tuż po przyjeździe towarzyszą mi tu lekkie, ale całkiem przyjemne zawroty głowy. A jak my tu wszyscy dobrze śpimy… 

 

Całkiem konkretne podejście na Duże Jasło (1153 m n.p.m.) daje nam nieco w kość. Otoczenie wynagradza jednak każdy trud. Przerzedzony już przy samym szczycie las otwiera panoramy na okoliczne szczyty. W oddali widać zarówno Połoninę Wetlińską, jak i Caryńską. W kierunku południowym rozciągają się słabiej znane mi Bieszczady po słowackiej stronie.

 

CHATKA PUCHATKA 

 

- Od końca września znów czynna jest Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej Schron turystyczny otwarto po dwuletniej przerwie remontowej.

- Kilka lat temu obiekt po procesie sądowym trafił pod opiekę Bieszczadzkiego Parku Narodowego, wcześniej zarządzał nim PTTK. Przez kilkadziesiąt lat gospodarzem Chatki Puchatka był Lutek Pińczuk.

- Na razie schron czynny jest od godziny 8 do 16. W momencie oddawaniu numeru do druku pod koniec października nie było jeszcze możliwości noclegu. Ale jak zapowiadają władze parku będzie tu tylko kilka miejsc awaryjnych bez możliwości wcześniejszej rezerwacji.

 

 

Pod szczytem jakaś para ludzi w średnim wieku rozpala ognisko. Zastanawiamy się z bratem, czy na pewno mogą, choć tak naprawdę jesteśmy poza terenem Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Widać jednak, że planują biwak. Biorą nas z zaskoczenia, częstując winem. Grzecznie odmawiamy, choć jego woń ciągnie się za nami jeszcze dłuższą chwilę. Idziemy na kolejny szczyt - leżący na granicy ze Słowacją Okrąglik (1101 m n.p.m.). 

 

 

 

 

Okrąglik - szczyt na granicy ze Słowacją

 

Szlak lekko opadając, znów po chwili wchodzi w las, który jednak w tym miejscu jest zupełnie niezwykły.

 

- Ale sceneria! Totalnie filmowo – przyznaje z zachwytem mój brat, bo jesteśmy w krainie rodem z Narni. Lekki powiew jesiennego chłodu dodaje jeszcze wszystkiemu odrobinę tajemniczości. Szczerze mówiąc, zrobiło się nawet nieco strasznie, bo słońce schowało się za ciemnymi chmurami.

 

Po 20 minutach żwawego marszu z Jasła meldujemy się na Okrągliku, który bardziej wydaje się być słowacki, a przecież leży dokładnie na granicy. Wszystko przez tabliczki i oznaczenia, wśród których polskich jest jak na lekarstwo. Rozciąga się stąd nieco ograniczony, ale piękny widok na góry naszych południowych sąsiadów.

 

Cisza z wiatrem w tle pod Fereczatą

 

Po dłuższej przerwie, ciepłej herbacie i batonikach energetycznych skręcamy w stronę Fereczatej (1102 m n.p.m.). Szlak znów jest bajeczną scenerią, bo las przechodzi w piękne polany. Dzięki temu możemy podziwiać górskie panoramy w świetle zachodzącego już coraz niżej słońca. Cudowna jest ta przestrzeń, perspektywa i cisza mącona jedynie odgłosami przyrody, dla których tło stanowi tak bardzo lubiany przeze mnie górski wiatr.

 

- Uwielbiam bieszczadzkie połoniny, są jedyne w swoim rodzaju. Ale jak się okazuje, nie samymi połoninami człowiek w Bieszczadach żyje – mówię do brata.

 

Na ostatni już dziś szczyt prowadzi kolejne, nieco mocniejsze podejście. Cudowne, złociste kolory malują nadający się do pamiątkowego albumu pejzaż. Trudno iść bez przerw na małe i większe zachwyty. Po krótkiej przerwie na szczycie Fereczatej wyciągamy czołówki. Swoją drogą jest coś magicznego w chodzeniu po górach po zmroku... 

 

Otoczenie wynagradza każdy trud wędrówki, fot. Jacek Deneka Ultralovers

 

Zejście do Smereka. Dreszczowiec zamiast baśni

 

Zbiegamy dość szybko, choć uważnie, czerwonym szlakiem w kierunku Smereka - tym razem jednak nie szczytu a wsi. Jeszcze na Fereczatej rzuciłem okiem na papierową mapę i doszedłem do wniosku, że to jeszcze naprawdę kawał drogi.

 

Widoki pozostają już domysłem, bo błyskawicznie dopada nas ciemność. Wchodzimy w gęsty, bukowy las. Atmosfera znów filmowa, tym razem jednak już niekoniecznie z baśni, a raczej z jakiegoś dreszczowca. Musimy bardzo uważać, bo zaskakująco duży jest tu spadek terenu. Ale skoro na Jasło mieliśmy takie podejście, a musimy dojść do leśnej drogi przecinającej zbocza masywu, to nie może być inaczej.

 

Po pokonaniu 300 metrów w pionie odbijamy w końcu w lewo. Gdybyśmy wyłączyli latarki, byłoby już zupełnie ciemno. To zresztą charakterystyczna dla Bieszczad cecha - brak dużych ośrodków miejskich, oświetlenia na ulicach i całej infrastruktury sprawia, że w nocy trudno cokolwiek dostrzec. Ale dzięki temu widoki na gwieździste niebo przy bezchmurnych nocach są naprawdę niesamowite. 

 

To są Bieszczady nieoczywiste

 

Dzisiejsza, krótka wycieczka mieści się doskonale w cyklu “Bieszczady nieoczywiste” - piękne polany, bujna przyroda, zupełnie niesamowity, bukowy las. Do tego dreszczyk emocji, który zresztą sami sobie zafundowaliśmy, wychodząc na trasę dość późno. 

 

Tura Jasło-Okrąglik-Fereczata to tylko jedna z opcji, których w okolicy jest całe mnóstwo. Oczywiście będąc w Bieszczadach trudno pominąć np. Połoninę Wetlińską, gdzie we wrześniu wreszcie otwarto tak długo wyczekiwany przez turystów schron. Ale warto uwzględnić i te mniej popularne, lecz nie mniej ujmujące szlaki i trasy, które jak się dziś okazało, również gwarantują kapitalną przygodę.

 

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE 

 

DOJAZD 

 

Nie jest żadną tajemnicą, że w Bieszczady najlepiej dojechać własnym samochodem. Od Krakowa trasa biegnie autostradą  A4. Przed Tarnowem warto zjechać na Zakliczyn i dalej kierować się na Nowy Żmigród. Trasa jest wyjątkowej urody, biegnie cały czas pagórkami i górami. Jednak najszybciej dojedziemy, zjeżdżając z A4 w Rzeszowie.

 

Poza sezonem dojazd komunikacją zbiorową w Bieszczady jest bardzo utrudniony. Jest np. nocne połączenie z Krakowa do Cisnej (o godz. 2.20 z przesiadką w Sanoku, czas dojazdu ok. 7 godz.) albo poranne (o godz. 7.50 z dwoma przesiadkami w Sanoku i Zagórzu); powrót także z przesiadkami (o godz. 11.20 przez Sanok i Rzeszów – tutaj wsiadamy do pociągu oraz o 15.23 przez Sanok).

 

NOCLEGI

 

Pokoje Smerek Grażyna i Tomasz Laskowscy

Smerek 65, 38-608 Wetlina

tel. 691 500 588

www.pokoje-smerek.pl

cena: 160-180 zł (pokój 2-os.)

 

 

SZLAKI 

 

bez szlaku: Strzebowiska - leśnym duktem do żółtego szlaku 45 min ↑ 30 min ↓

żółty: od skrzyżowania – Jasło 1 h 15 min ↑ 50 min ↓

czerwony: Jasło - Okrąglik 30 min ↑↓

czerwony: Okrąglik - Fereczata - skrzyżowanie z leśnym duktem 1 h 30 min ↓ 2 h ↑

bez szlaku: skrzyżowanie z leśnym duktem – Strzebowiska 1 h ↓↑

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 01/08/2024 03:00
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do