Reklama

Zimowa przygoda w drodze na Jałowiec: Trasa, atrakcje i praktyczne wskazówki

Nie kojarzycie Jałowca? Z pewnością widzieliście go z Diablaka, spoglądając na północny-zachód. Na położoną niżej halę można wjechać na rowerze, a zimą podejście na rakietach będzie piękną przygodą.

 

Zimowa wyprawa na Jałowiec – górski szlak pełen odkryć

 

Zacznijmy od geograficznego sporu. Według regionalizacji Jerzego Kondrackiego Jałowiec (o łatwej do zapamiętania wysokości 1111 m n.p.m.), zaliczany jest do Beskidu Makowskiego. Częściej jednak przypisywany jest na mapach i w przewodnikach do Beskidu Żywieckiego. Tak czy inaczej są to Beskidy.

 

Mefistofeles uprowadził Twardowskiego

 

Zimową przygodę zaczynam w Suchej Beskidzkiej. To ważna miejscowość na turystycznym szlaku, stanowiąca węzeł komunikacyjny dla podróżujących między pasmami Beskidu Małego, Żywieckiego i Makowskiego. Warto tu odwiedzić XVIII-wieczną karczmę Rzym, w której Mefistofeles uprowadził Twardowskiego, po czym ten ostatni znalazł się na Księżycu na długo przed programem Apollo. Będący na liście architektury drewnianej obiekt jest jak najbardziej realny i w lepszych, pozapandemicznych czasach można w nim bardzo smacznie zjeść. Miasto słynie również z okazałego zamku w stylu renesansowym, który otacza duży ogród parkowy dostępny przez cały rok. A ja osobiście lubię Suchą za jazzową kawiarnię w rynku z pyszną kawą. Dla każdego coś miłego.

 

Bus z Suchej Beskidzkiej w kierunku Stryszawy jedzie około 20 minut i wjeżdża głęboko w dolinę na wschód od trasy prowadzącej do Żywca. Ta sama droga prowadzi skrótem do Zawoi, odbijając w kierunku przełęczy Przysłop (661 m n.p.m.). Znam osoby, które zawierzyły mapom Google i nieświadomie zwiedziły ten fragment w drodze do Zawoi, omijając Maków i Białkę. Trasa krótsza, widoki ciekawsze, adrenalina gratis. Trzeba jednak pamiętać, że zimą trasa na przełęcz może być odcięta. Na szczęście do przysiółka Roztoki dotrzemy bez problemu.

 

Wspomnienie o świerku Siłosławie

 

Początek szlaku (ok. 600 m n.p.m.) znajduje się kilkanaście metrów poniżej końcowego przystanku, prowadząc wąską uliczką w kierunku lasu. Nie dostrzegam na drodze nikogo. Tylko psy w oddali ujadają, a dym z kominów sugeruje, że dolina nie opustoszała.

Ścieżka wydeptana w zmrożonym śniegu coraz bardziej się zawęża, aż do pierwszej poważnej zaspy. Omijam zasypany fragment leśnymi ścieżkami i po kwadransie ponownie wchodzę na żółty szlak. Tym razem toruję już drogę w świeżym puchu. Krok za krokiem posuwam się stromym podejściem, chcąc zobaczyć miejsce po słynnym świerku Siłosławie, który do niedawna górował nad otaczającym lasem. Jego masywny pień spoczywa już na dnie lasu i wciąż robi wrażenie. A ja lubię go odwiedzać, ilekroć podążam tędy na Jałowiec.

 

Po godzinie docieram do Polany Krawcowej (909 m n.p.m.), gdzie moja trasa łączy się z niebieskim szlakiem od Lachowic. To dobre miejsce, aby przysiąść i napić się ciepłej herbaty, bo od szczytu Jałowca dzieli mnie tylko kilometr. Ale za to o pokaźnej stromiźnie, której nie powstydziłby się Beskid Wyspowy. To chyba najbardziej mozolny fragment trasy, niezależnie od pory roku.

 

Wejście jak do igloo

 

Na końcówce podejścia momentalnie zapadam się w śniegu po kolana. Nawet, jeśli były tam jakieś ślady, wiatr i świeży opad zatarły wszystko.

 

– To czas na rakiety – nie mam już wątpliwości, niezdarnie poruszając się w zaspie. A z rakietami jest już dużo łatwiej i przyjemniej. Unosząc się niemalże na powierzchni, sprawnie wkraczam na Halę Trzebuńską, której zwieńczeniem jest szczyt Jałowca.

 

 

Hala na wejściu wcale nie wydaje się duża, bo z obu stron towarzyszą jej drzewa. Ale im bliżej szczytu, tym pole widzenia poszerza się, aż w końcu odległy południowy fragment łączy się z bielą śniegu. Kulminacje Jałowca rozpoznaję po krzyżu i szlakowskazie. Niestety, pogoda mnie dzisiaj nie rozpieszcza i nie mam widoków. Nisko zawieszone chmury skrywają panoramę znaną mi z wcześniejszych wycieczek. A widać stąd choćby Masyw Babiej Góry, grzbiet Mędralowej (1169 m n.p.m.) wyłaniający się wprost na południu, a zupełnie na zachodzie fragmenty Beskidu Śląskiego oraz wyraźny profil Pilska (1557 m n.p.m.).

 

Do ciekawostek przyrodniczych szczytu Jałowca należy grupa skarlałej buczyny karpackiej, która tworzy piękny, ale zarazem niepokojący obraz tuż poniżej szczytu. Silne podmuchy i niekorzystne warunki pogodowe stworzyły niecodzienną formę tych drzew, które bardziej przypominają krzewy targane wiatrem, jakże inne od prostych, smukłych pni, które spotykamy na niższych wysokościach.

 

Na szczycie, tuż pod lasem, znajduje się szałas turystyczny, idealne miejsce na mały posiłek i kolejny łyk ciepłego napoju. To niesamowite uczucie, gdy aby wejść, trzeba zejść albo raczej wtoczyć się, niczym do igloo. Tuż przy wejściu śniegowa kopa zrównała się niemalże z belkami podpierającymi dach schronu. Wrzucam plecak do środka, po czym ostrożnie sam wchodzę pod dach. Wprost idealnie, choć nie mogę się wyprostować, by nie uderzyć głową w powałę.

 

Jedyne Tatry na trasie

 

Z Jałowca dalej żółtym szlakiem kieruję się na północ, obierając za cel przełęcz Kolędówki (809 m n.p.m.). Gdybym schodził halą na południe, dotarłbym do Koszarawy albo w okolice Przełęczy Jałowieckiej (998 m n.p.m.). Chcę jednak dojść do centrum Zawoi, gdzie mam lepszy transport powrotny.

 

Pierwszy fragment grzbietu za kulminacją Jałowca to niezwykle widowiskowy niski las buczynowy. Pnie ustawione niemal w równej odległości od siebie tworzą piękny szpaler wzdłuż szlaku, szczególnie urokliwy wiosną, gdy na drzewach pojawiają się pierwsze zielonkawe liście. Na końcu alei mijam odbicie szlaku niebieskiego, który schodzi do przysiółka Zawoja Wełcza. To ciekawa trasa, gdy podróżujemy z dziećmi, bo szlak nie jest zbyt stromy i pozwala szybko zdobyć szczyt widokową drogą. Ja schodzę dalej do przełęczy Opaczne (879 m n.p.m.), na której znajdowało się kiedyś jedyne w okolicy schronisko. Niestety, właściciele zrezygnowali z oferty noclegowej, pozostawiając jedynie weekendowy bufet turystyczny.

 

Po lewej mijam kolejne stokówki schodzące do Stryszawy, a szlak lawiruje między gęstniejącym drzewostanem. Po prawej stronie las stopniowo ustępuje miejsca polanie oraz kilku budynkom - to właśnie Opaczne. Sytuowane na rozległej polanie z widokiem na Babią i masyw Policy, przy dobrej pogodzie pozwala podziwiać nawet fragment Tatr, jedyny na tej trasie. Teraz idzie mi się łatwiej, bo na tym odcinku śnieg został ubity przez sprzęt do transportu drewna. Zdejmuję więc rakiety, które spisywały się idealnie i pomogły zaoszczędzić sporo energii, szczególnie w nawianych fragmentach szlaku.

 

Stara kapliczka na drzewie

 

Chwilę później czuję dym z kominów, a zza drzew wyłaniają się pierwsze domy na wysokim przysiółku Zawoi, zwanym Kolędówki od sąsiadującej kulminacji. Z tego miejsca skręcam w prawo na zielony szlak do jednej z najdłuższych wsi w Polsce. Gdybyśmy jednak zostawili samochód w Stryszawie, to z tego miejsca można wykonać ładne obejście, schodząc do asfaltu - dwa kilometry poniżej punktu startowego.

 

Mijam teraz zaśnieżone podwórka kilku domów i ponownie wchodzę do lasu. Gdy wkraczam na otwartą przestrzeń, zapadam się w śniegu. Zakładanie rakiet mam już opanowane do perfekcji: zamek, docisk, uwolnienie pięty i jazda przez zaspy. Między niskimi krzewami ruszam na azymut do kolejnego widocznego oznakowania szlaku. Ostatecznie docieram do niewielkiej przełęczy między dwoma przysiółkami, skąd już tylko jedno wzniesienie dzieli mnie od Zawoi. Pamiętam to miejsce z rowerowej wyrypy: szutrowa droga, ostry podjazd i stara kapliczka na drzewie.

 

Jeszcze jedna wspinaczka białym lasem na grzbiet Jaworówki (789 m n.p.m.), jeszcze jedna zadyszka i już słyszę odległe szczekanie. I nagle z zasypanych pół schodzę między stare budynki gospodarcze z ciekawskimi spojrzeniami z okien. Będąc jeszcze myślami gdzieś na Jałowcu, w ostatniej chwili umykam przed sankami roześmianych dzieci.

 

 

Najdłuższa wieś w Polsce

 

  • Od lat trwają spory o to, która wieś jest najdłuższa w naszym kraju. Rywalizują dwie – obie położone są w górach: Ochotnica pod gorczańskim Lubaniem i Zawoja pod Babią Górą.
     
  • Ochotnica liczy aż 25 km, ale jest podzielona na Dolną i Górną. Funkcjonują tu dwie parafie, są dwaj sołtysi.
     
  • Zawoja ma 18 km, ale stanowi jedną samodzielną miejscowość. Gdyby więc kierować się tym kryterium, to właśnie Zawoja jest najdłuższą wsią w Polsce.

 

Informacje praktyczne

 

Dojazd

Z Krakowa do Suchej Beskidzkiej jedziemy najpierw zakopianką, w Głogoczowie skręcamy na drogę nr 52, a później na drogę wojewódzką nr 956. Średnio co godzinę jeżdżą tu busy. Dalej do Stryszawy jeżdżą lokalne busy, także średnio co godzinę rano i popołudniu. Powrót z Zawoi – busy co 45 min.

 

Noclegi

Pensjonat „Pod Kozłem”
Zawoja 1707
tel. kom. 606 215 531
www.podkozlem.nocowanie.pl

 

Szlaki

żółty: Stryszawa Roztoki – Polana Krawcowa 1 h ↑ 45 min. ↓

niebieski: Polana Krawcowa – Jałowiec 40 min. ↑ 20 min. ↓

żółty: niebieski: Jałowiec – przełęcz Kolędówki 50 min. ↓ 1 h ↑

zielony: przełęcz Kolędówki – Zawoja Centrum 1 h 15 min. ↓ 1 h 50 min. ↑

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 1(11)/2021. pt. W cieniu Babiej Góry

Miejsce zdarzenia mapa Magazyn Na Szczycie

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 02/03/2025 18:50
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do