Każdy autorytet górski przekonuje nas, że najważniejszy w górach jest zdrowy rozsądek. Bo trzeba wiedzieć, kiedy zawrócić. Ale kto z nas nie miał takiej sytuacji, że nie podjął decyzji o odwrocie?
W styczniu zorganizowaliśmy wspólnie z miastem Katowice drugą już konferencję „Bezpieczeństwo na Szczycie” (więcej o niej przeczytacie na str. 14). Głównym motywem był tym razem odwrót. Niby wszyscy wiemy, że kiedy tylko psuje się pogoda albo tracimy siły, zamiast napierać na szczyt, powinniśmy zawrócić i zejść bezpiecznie w doliny. Bo góra poczeka, bo zdrowie i życie jest najważniejsze, ale zawsze może się pojawić jakieś „ale”.
Nie mówię o sytuacji oczywistej, gdy np. nadciąga burza, a wielu turystów wciąż idzie w górę. Sam w ubiegłym roku byłem świadkiem takiej sytuacji. Latem schodziliśmy z moim 12-letnim synem z Babiej Góry, a raczej zbiegaliśmy, bo nad Diablaka nadciągały bardzo ciemne chmury. Wiedzieliśmy, że ścigamy się z czasem. Tymczasem jak gdyby nic się nie działo, do góry szli ludzie. Gdy próbowaliśmy ich przekonać do odwrotu, uśmiechali się dziwnie i napierali dalej. Kiedy skręciliśmy już z graniowego szlaku i rozpoczęliśmy zejście z przełęczy Brona do schroniska Markowe Szczawiny, jak nie grzmotnęło… Stanęliśmy jak wryci. Tylko kwadrans dzielił nas od bezpiecznego schronienia, a i tak najedliśmy się strachu jak nigdy. Rozpętało się małe piekło, które trwało ponad dwie godziny. Nawet nie chcę myśleć, w jakiej sytuacji znaleźli się ci, co byli wyżej… Tego samego popołudnia od uderzenia piorunem zginął na Giewoncie turysta z Ukrainy.
To było dla mnie jasne i klarowne. Niebo w Beskidzie Żywieckim nie pozostawiało złudzeń, że za chwilę będzie źle. Ale ilu z nas znalazło się w sytuacji, że niebezpieczeństwo wcale nie było takie oczywiste, a jednak się nie cofnęliśmy?
Mnie przytrafiło się to podczas wejścia na Aconcaguę (6962 m n.p.m.), najwyższy szczyt Ameryki Południowej. Gdy z obozu Berlin (ok. 5930 m n.p.m.) dotarliśmy z moim wspinaczkowym partnerem do małego drewnianego schronu Independencia (ok. 6370 m n.p.m.) mieliśmy piękną, słoneczną pogodę. Trochę wiało, ale prognozy były pewne. W ciągu najbliższych 48 godzin nic złego się nie wydarzy. Zdrowie nam dopisywało, wydawało się, że wszystko jest OK. Jednak po chwili odpoczynku mój kompan oznajmił, że… wraca. Nie potrafił mi powiedzieć za bardzo, dlaczego… Nie chodziło o kondycję albo obawy, że nie zdążymy… Po prostu stwierdził, że idzie do obozu i tyle. Wskazał mi wydeptaną drogę na szczyt i tylko powiedział, że gdziekolwiek będę, to o godz. 14 mam wracać.
Przypomniała mi się ta godz. 14, gdy Janusz Gołąb opowiadał w Katowicach o swoim zejściu z K2. Do góry podchodził jeszcze Marcin Kaczkan, który nie słuchał argumentów, że idzie załamanie pogody i trzeba iść w dół. – Przecież nie ma jeszcze czternastej – tłumaczył. Oczywiście Aconcagua to nie K2 (8611 m n.p.m.), ale ta godzina jest takim symbolem odwrotu w górach wysokich. Ja ją wtedy zlekceważyłem.
Ruszyłem do góry z przypadkowo spotkanym Carlosem. On nie mówił w ogóle po angielsku, a ja po hiszpańsku. I tak sobie wolno szliśmy na szczyt. Minęła już ta czternasta, a my spokojem patrzyliśmy w górę. Ani przez moment nie rozważałem odwrotu. Pogoda pewna i wiedziałem, że już w Andy nie wrócę. Nie ma mowy, żeby się cofnąć.
Zejście ze szczytu zaczęliśmy dopiero o godz. 19, o wiele za późno. Po dwóch godzinach zrobiło się ciemno. Do tej Independencii jeszcze szło gładko, ale potem przyszło zmęczenie, zgubiliśmy drogę. Trafiliśmy na grupę Polaków, która również kluczyła. Wreszcie usiedliśmy z wyczerpania na kamieniach. Nie mieliśmy sił na zrobienie kroku. Jak się okazało, to było pięć minut drogi od obozu. Gdy zaczęło świtać, do góry szły pierwsze zespoły atakujące szczyt kolejnego dnia. Wśród nich był mój kompan, który ruszył z namiotu. Nie muszę mówić, co przeżywał, gdy nie wróciłem na noc…
W moim przypadku to było balansowanie na granicy. Mimo pewnej pogody w odpowiednim momencie nie podjąłem decyzji o odwrocie. Wszystko się dobrze skończyło. Ale w ilu przypadkach nie było szczęśliwego finału…
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie