Reklama

Addala-Szuchgelmjeer – Najwyższa Góra Dagestanu (4152 m n.p.m.)

Addala-Szuchgelmjeer (4152 m n.p.m.) w Dagestanie to góra pełna tajemnic i wyzwań. Wyprawa na najwyższy szczyt pasma Bogos to nie tylko górska przygoda, ale także spotkanie z lokalną kulturą i niełatwą rzeczywistością Kaukazu.

 

Addala musi poczekać

 

Naszym celem jest Addala-Szuchgelmjeer (4152 m n.p.m.) na zboczach której mieści się najwyżej położona stacja meteorologiczna w Rosji. Dotarcie pod pasmo Bogos, gdzie leży nasza góra, wymaga własnego transportu lub cierpliwości i czasu. Transportu nie mamy, więc robimy, co możemy. Z Botlicha docieramy autostopem do Agwali. Na ulicy w ruchach ludzi widać jakąś radość. Nie wiem, czy spowodowana jest długo oczekiwanym deszczem czy kończącym się ramadanem. Tak czy inaczej daleko nie dochodzimy. Prosto z drogi zgarnia nas sierżant policji. Standardowo, jak to się nam często zdarza w Kaukazie Północnym, lądujemy na komisariacie.
 

 

W górach ukrywają się bandyci

 

Na wejściu trzeba przejść przez wykrywacz metali. Beata piszczy. Na szczęście nie ma jej na plakacie ze zdjęciami osób podejrzanych o terroryzm. Przyjmuje nas sam naczelnik komendy. Teoretycznie nie może nas zatrzymać, ale nie chce nas puścić dalej.

 

– Jak będzie z wami problem, to ja też potem będę go mieć – mówi.

– Jaki problem? – pytam.

– W górach jest niebezpiecznie – stanowczo odpowiada.

– Wiemy. Jesteśmy odpowiednio przygotowani – nie odpuszczam.

 

Do biura przychodzi oficer FSB. Sympatyczny mężczyzna dołącza się do próby odwiedzenia nas od wyjścia w góry.

 

– Teraz jest niebezpiecznie. W górach ukrywają się bandyci – szepcze złowrogo.

 

Faktycznie, prezydent trzymilionowego Dagestanu Ramazan Abdułatipow w jednym z rosyjskich portali przyznaje, że republika ma problem z Emiratem Kaukaskim. Szczególnie, po tym jak w czerwcu 2014 roku organizacja ogłosiła na terenie Dagestanu powstanie wilajetu – swojej nowej prowincji. Kaukascy mudżahedini złożyli wówczas hołd Abu Bakrowi al-Bagdadiemu, przywódcy sunnickiej organizacji terrorystycznej Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie (ISIL) oraz samozwańczemu kalifowi Państwa Islamskiego. Wielu z nich zasiliło szeregi islamistów walczących w „świętej wojnie” w Syrii. Warto również dodać, że Emirat Kaukaski został uznany za organizację terrorystyczną zarówno przez Federację Rosyjską, jak i Stany Zjednoczone.

 

Głos rozsądku góruje nad chęcią wyjścia na szczyt. Addala musi poczekać.

 

Na dużym ciele zawsze jest jakaś blizna

 

W deszczu stoimy więc przy punkcie kontrolnym przed wioską. Policjanci pytają nas, czy nie mamy narkotyków lub broni. Spontaniczny śmiech jest odpowiedzią, którą przyjmują bez podejrzeń. Każdy z nich ubrany jest w inny uniform. Jeden ma na sobie buty trekkingowe niemieckiej marki powstałej po I wojnie światowej, drugi w kamizelce kuloodpornej i sportowych butach, a trzeci w mundurze Bundeswehry. Wszyscy są uzbrojeni w broń automatyczną i pistolety. Nad nimi wisi kolejny plakat z opisami ośmiu poszukiwanych terrorystów. Jest rok 2015.

W oczekiwaniu na stopa, którego łapie nam policja, prowokacyjnie pytam: – Skoro Rosja jest taka potężna, to dlaczego nie może poradzić sobie z garstką bandytów w górach?

 

 

Dowódca po chwili zastanowienia, refleksyjnie odpowiada: – Na dużym ciele zawsze znajdzie się jakaś blizna, z którą trzeba sobie umieć radzić.

 

Na głębszą dyskusję nie ma już czasu, bo pojawia się kierowca (także policjant), który wywozi nas z rejonu. Widocznie tak miało być, bo dzięki temu Id al-Fitr, czyli święto dziękczynienia na zakończenie miesiąca postu spędzamy u przyjaciół w wiosce Andi przy granicy z Czeczenią. Jednak o Addali nie zapominamy.

 

Góra nas zaprasza

 

Do wioski Agwali wracamy po czterech latach. Tym razem pewni siebie, bez eskorty idziemy na komisariat, skąd odsyłają nas do biura imigracyjnego rejonu. Pucołowaty naczelnik pyta, czy umiemy mówić po rosyjsku. Po pozytywnej odpowiedzi nie odpuszcza.

 

– Czy wy ruskie Polaki? – dopytuje.

 

Nie dajemy się sprowokować i uprzejmie odpowiadamy na wszystkie pytania.

 

– Kto was tu zaprasza? – brzmi ostatnie z nich.

 

Z rozbrajającą szczerością, chóralnie odpowiadamy: – Góra Addala.

 

Jako że w górach nie ma już bojowników islamskich dostajemy pozwolenie na przebywanie w rejonie pasma Bogos. Mamy jednak obowiązek zameldowania się telefoniczne lub osobiście na komisariacie, jak zejdziemy ze szczytu.

 

Przepełnieni radością maszerujemy wzdłuż rzeki Andyjskie Koisu, której źródła wybijają w górach Tuszetii. Dwa kilometry za wioską Tissi-Achitli przechodzimy przez most i łapiemy autostop do Tindi. Tego dnia robimy sporo kilometrów pieszo i darmowym transportem. W sumie to nasz rekord w Dagestanie – 11 kierowców w ciągu jednego dnia. Tindi staje się naszą nieformalną bazą, a wszystko za sprawą kierowcy Saida – nauczyciela biologii i rolnika. Jego żona Maja także uczy w szkole dzieci w klasach od I do IV. Trafiamy do ich domu, gdzie regenerujemy siły i zostawiamy zbędne rzeczy.

 

Kolejnego dnia Said pożycza auto terenowe i podwozi nas osiem kilometrów do ostatniej zamieszkanej przez kilka rodzin wioski Aknada. Ponoć otrzymują od władz federalnych specjalne pensje za pobyt na tym odludziu. Żegnamy się i ruszamy doliną rzeki Kilia (choć Google pokazuje nazwę Tindi). Jesteśmy na wysokości 1695 metrów n.p.m.. Przed nami pięć kilometrów marszu do podnóża pasma Bogos i 11 kilometrów na najwyższy szczyt Addala-Szuchgelmjeer.

 

Wąska ścieżka, którą przecierają pasterze, prowadzi kilka razy przez rwący potok. Na szczęście są prowizoryczne mostki i nie trzeba walczyć z górskim żywiołem. Północne stoki porośnięte są lasem. Ścięte drzewo lokalni mieszkańcy, Awarowie transportują przy pomocy przerzuconej nad rzeką liny. Pogoda nam dopisuje. W dolinie świeci słońce. Natomiast, Addala tonie w chmurach. Wszystko układa się idealnie. Do czasu.

 

Demon Kabały

 

Docieramy do osady Igocatli, letniego postoju pasterzy. W ogrodzie krząta się starsza kobieta, która wyrywa z pola rzodkiewki wielkie jak brzoskwinie. Próbujemy porozmawiać, ale mówi tylko po awarsku. Z kamiennego domu wychodzi dziewczyna zainteresowana obecnością obcokrajowców. Chwilę potem pojawia się mężczyzna, którego znamy z oglądanego przed wyjazdem filmu z kanału Youtube. Dokładnie opisuje nam warianty podejścia na szczyt. Poleca drogę zdobywcy Gottfrieda Merzbachera, który dokonał tego w 1892 roku. Niemiecki podróżnik, geograf i kartograf wychodzi na Addalę od zachodu przez wąwóz Belengi. W pracach Merzbachera góra jest oznaczona, jako Saaratl. Miejscowi nazywają ją Demonem Kabały.

 

Odpowiednio poinstruowani zaczynamy mozolne podejście w stronę lodowca Belengi, największego w Dagestanie. Docieramy na wysokość 2200 metrów n.p.m. i Mikołaj mówi, że mu niedobrze. Chwilę potem bez zawahania irracjonalnie stwierdzam: – Nie wychodzimy. Trudno to opisać, ale wierzę w anioła stróża. Zdaje mi się, że to on mnie zawraca.

 

 

Beata puszcza łezkę i przekonuje, by zmienić kierunek i dojść przynajmniej pod stację meteorologiczną Sulak (2953 m n.p.m.). A potem zobaczymy, co będzie dalej. Obchodzimy zatem północno-zachodnie ramię Addali i kierujemy się na wschód. W brzozowym lasku Mikołaja dopadają duszności. Kiedy Beata pije wodę przez filtr, wszystko staje się jasne. Piliśmy z Mikołajem wodę przez zagrzybiały filtr. Pytanie, dlaczego nie sprawdziliśmy go przed wyprawą, jest teraz bezcelowe.

 

Rozbijamy się na wypłaszczeniu z widokiem na dolinę Kilia i masyw górski Bocziek (4116 m n.p.m.), niegdyś uznawany niesłusznie za najwyższy szczyt pasma. Mikołaj wypoczywa i po herbacie ziołowej odzyskuje apetyt. Z chęcią zjada kabanosy i zupę pomidorową. Z Beatą uznajemy, że Addala musi poczekać.

 

Kładziemy się spać o 19.30. Pół godziny później przechodzi nad nami potężna burza. W tym samym momencie kolacja z żołądka naszego syna zalewa wnętrze namiotu. Ratuję sytuację i wynoszę zanieczyszczone ubrania, śpiwór oraz matę na zewnątrz. W jednej chwili jestem mokry jak szczur.

 

Dygocząc z emocji i zimna rozbieram się oświetlany błyskawicami i w stroju Adama wskakuję do środka. Oczyszczony z toksyn organizm Mikołaja zapada w zdrowy sen. Kładę się między synem a żoną, by się ogrzać. Zasypiam z prostą myślą: byle do rana.

 

Na tarczy

 

Wstaję o godzinie 4 i znoszę brudy do potoku wypływającego z lodowca Belengi. Znajduję naturalny wir i robię prowizoryczne pranie. Poranek wita nas słońcem. Z poczuciem odrzucenia przez górę schodzimy do przyjaciół w Tindi. Dzięki ich uprzejmości korzystamy z pralki i zwiedzamy wysokogórski auł. Saida nie ma. Pojechał z córką do Machaczkały.

 

Wraz z Mają przechadzamy się wzdłuż kamiennych domów ułożonych kaskadowo na zboczu góry. Odwiedzamy jej ojca, Rasula Gadżijewa, który przez 47 lat pełnił funkcję kierownika stacji meteorologicznej. Za swoją wieloletnią służbę został nagrodzony tytułem Bohatera Ludowego Dagestanu.

 

Kiedy pukamy do jego bramy, długo nie otwiera. Po chwili otrzymujemy zaproszenie na herbatę. W domu zastajemy także niezwykle rozgadanego kuzyna Rasula. Czerwone nosy obu starszych panów i unoszące się w pokoju opary wyjaśniają nam długą zwłokę gospodarza. Nie komentujemy tego, tylko porozumiewawczo uśmiechamy się do Mai. Teoretycznie picie alkoholu w muzułmańskim świecie, podobnie jak hazard, są zaliczone do rzeczy, z których „grzech jest większy aniżeli korzyść”. Ale ponoć w domu Allach nie widzi.

 

Oglądamy medal wykonany ze złota. Z zaciekawieniem słuchamy o historii stacji meteorologicznej, która powstała latem 1930 roku. O tym jak na plecach awarskich kobiet wynoszono sprzęt, czy o napaści na stację rok po założeniu. Góra zabrała więcej ofiar. Pod koniec lat 60. pod lawiną zginęło dwóch meteorologów Ali i Rasul Gabałowów.

 

Na koniec wycieczki po wiosce idziemy do meczetu. Mijamy wolno rosnące pole marihuany i wychodzimy w stronę ostro wystającej łupkowej skały. Wspinam się na nią. Pode mną wioska Tindi, a na południowym-wschodzie pasma Bogos i Kad. Bez problemu rozpoznaję poszczególne szczyty. Od południa wspomniany już Bocziek, a dalej szczyt Baidukowa (Kosaraku-meer 4097 m n.p.m.) i Beljakowa (Belengi-meer 4053 m n.p.m.).

 

Z sentymentem patrzę na Addalę, którego nazwa prawdopodobnie wywodzi się od „adal”, czyli szlachetny. Schodzę ze skały świadom, że góra nie ucieknie. Zabieram stąd szlachetną przyjaźń z nauczycielską rodziną, taką jak my. Addala jeszcze musi poczekać.

 

 

Informacje praktyczne

 

Dojazd

Do Dagestanu można dotrzeć drogą lądową od strony innych rosyjskich republik: Czeczenii, Kraju Stawropolskiego lub Kałmucji. Do Machaczkały – stolicy Dagestanu z Moskwy kursują pociągi, a podróż trwa dwie doby lub dłużej. Loty z Warszawy do Moskwy w obie strony kosztują średnio 800 zł w obie strony.   

 

Z Machaczkały kursują marszrutki do Botlicha lub dalej do Agwali i Cumady, skąd trzeba szukać transportu prywatnego lub autostopem.

 

Noclegi

W Botlichu mieści się Mini-Hotel Ambo. Dalej na trasie nie ma zorganizowanej bazy noclegowej.

 

Koszt wyjazdu

W Dagestanie, jak w każdej republice Federacji Rosyjskiej, Polaków obowiązują wizy. Opłata konsularna wynosi 150 zł plus obowiązkowa opłata Rosyjskiego Centrum Wizowego 125 zł i poparcie wizowe – voucher 110 zł. Do tego należy doliczyć obowiązkowe ubezpieczenie kosztów leczenia na minimum 30 tys. euro na terenie Rosji lub całego świata.

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem Addala musi poczekać.

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 02/2020

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 03/04/2025 07:35
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do