Wybitne przepaści nad wąskimi, kamienistymi ścieżkami. Wszędobylskie, luźne kamienie na zbiegach, strome podejścia i ostre granie. Poziom biegania level master - takie są częste wyobrażenia na temat biegania w Tatrach. Tymczasem przecierasz oczy ze zdziwienia, drepcząc szerokim, szlakiem, który po godzinie delikatnego podbiegu wyprowadza na Halę Gąsienicową. Dookoła tłumy spacerowiczów, no i gdzie te trudności?
Rozglądasz się i już widzisz. Kościelec, ściana Świnicy, grań Orlej Perci, wszystko na wyciągnięcie ręki, a jednak dalekie i niedostępne - bo nie wyobrażasz sobie, jak mogą wyglądać szlaki w tak stromym, surowym terenie. Przyjaźnie i blisko wygląda chyba tylko Kasprowy Wierch. Wrzucasz dobry obiad w Murowańcu, kręcisz się po dolinie i wracasz znów tym samym, mało widokowym, prawie płaskim szlakiem. Kilka fotek w social mediach mówi: “byłem w Tatrach”. Ale czy tak to sobie wyobrażałeś? I czego zabrakło, żeby odważyć się na więcej?
[middle1]
Czym różni się biegacz od turysty?
W internecie mamy więcej opisów szlaków turystycznych niż tras biegowych. Gdy zatem nie jesteśmy stałymi bywalcami Tatr, trudno nam oszacować, jak wymagający biegowo teren nas czeka. Stopień trudności w rozumieniu turysty częściej skupia się na przewidywanym czasie wędrówki, bliskości schronisk od szlaku i występowaniu - lub nie - miejsc eksponowanych. Dla biegacza to zbyt mało informacji, potrzeba nam konkretnego planu.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 91% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!