Mam trochę pretensji do Stanisława Barei. Jego znakomite filmy i seriale pokazywały, że Polacy byli mistrzami kombinowania w czasach, gdy w kraju niczego nie było. Niektórzy uznali chyba, że to jakaś nasza narodowa tradycja, bo teraz jest wszystko, ale kombinują nadal.
Ostatni przykład przyszedł z Maciejowej w Gorcach. Na początku czerwca ktoś ukradł kilkanaście ław stojących przy bacówce. Gorszego momentu pewnie nie mógł sobie wymyślić, bo górskie obiekty przez ostatnie tygodnie pozbawione były zarobku (o czym szczegółowo mogliście przeczytać w poprzednim, majowym numerze „Na Szczycie”), więc konieczność wyłożenia pieniędzy na nowe siedziska będzie szczególnie bolesna.
Jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że ktoś skorzysta z okazji i w zatłoczonym pubie bierze pod pachę pozostawiony bez opieki portfel. Oczywiście nie usprawiedliwiam tego i takie zachowanie karałbym bardzo surowo z dożywotnim oglądaniem tureckich seriali z norweskim dubbingiem. Taka kradzież może być jednak wynikiem chwili słabości. Ale ławy to nie mały portfel, Maciejowa nie jest barem przy ulicy. Ktoś musiał tę operację zaplanować, zadać sobie trud, pewnie skrzyknąć kumpli i załatwić transport. Mam dla nich złą wiadomość – skoku stulecia nie dokonali, bo raczej zwędzone meble nie zapewnią im luksusów do końca życia. Podejrzewam, że ich łup będzie znacznie mniejszy niż problemy, które zafundowali gospodarzom bacówki.
Podobnie mogło być w przypadku kradzieży butów. Plaga takich zdarzeń miała miejsce na przełomie 2017 i 2018 roku w schroniskach rozsianych po Beskidach i Gorcach. Także tu rabuś był przygotowany – wiedział co i skąd kraść oraz kiedy zaatakować. Próbowałem ustalić, czy policja przez ponad 1,5 roku coś w tej sprawie zdziałała. Moje pytania przez tydzień odbijały się od biurek w różnych komisariatach. Skoro nie było chętnych do chwalenia się sukcesem, to zakładam, że sprawy umorzono. Niestety, nie był to ostatni podobny przypadek, bo buty ginęły także w 2019 roku, chociaż już nie na taką skalę. Ofiarą złodziei padała także Pasterka. W marcu ktoś chciał ukraść stojący przed nią charakterystyczny „nagrobek”. Na szczęście pomniczek okazał się zbyt ciężki. Tym razem, bo przypomnijmy, że obecny monument to wersja 2.0, a drewniany oryginał skradziono w 2015 roku.
Zawsze myślałem, że takie kradzieże to dzieło zwykłych złodziei, którzy szukali łatwego zysku, lecz sytuacja z Pasterki każe zastanowić się, czy to czasem nie miłośnicy gór postanowili zabrać sobie pamiątkę. Skąd taki pomysł? Otóż niestety, wśród turystów kombinatorów nie brakuje. Jakiś czas temu w schronisku koleżanka obudziła się nad ranem, zeszła do jadalni i odkryła, że rezyduje tam spora grupa młodych górołazów, których nie było, gdy szliśmy spać. Z dumą powiedzieli, że specjalnie przyszli późno a wyjdą wcześnie, bo dzięki temu nie złapie ich obsługa i nie będą musieli płacić za nocleg. Dorodniejszego przykładu cebuli nie znajdziecie w żadnym warzywniaku. Zresztą głupoty też, bo byli tak pewni swojej przebiegłości, że pochwalili się obcej osobie nie wiedząc, że to dobra znajoma gospodyni. Ups...
Dlatego ilekroć słyszę smutne informacje o kradzieżach w schroniskach, to nie jestem już pewien, iż stoją za nimi jacyś lokalni „biedamafiozi”. Podejrzliwe spoglądam także na ludzi, których mijam na szlaku.
Najwyraźniej bowiem część z nich uznaje, że skoro ktoś nie montuje kamer i nie stawia uzbrojonych wartowników, to praktycznie chce być okradziony lub oszukany. Najwyraźniej cebula, którą zasadzono w Polakach w czasach PRL-u, pięknie kiełkuje także dzisiaj. Szkoda, że także w górach.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!