Reklama

Do trzydziestu razy sztuka. Także w Himalajach i na Mount Evereście

Dla wielu z nas - a w zasadzie dla niemal wszystkich - wejście na Mount Everest to cel wymarzony i ostateczny. Często nieosiągalny. Tymczasem dla Kamiego Rity to kolejny dzień w pracy – Nepalczyk na początku maja 26. raz stanął na Dachu Świata, tym samym śrubując własny rekord.

 

Nie jest on wspinaczem tylko jednego szczytu. Na koncie ma też okazałą kolekcję innych kolosów – aż osiem razy zdobywał Czo Oju, trzykrotnie podziwiał widoki z wierzchołka Manaslu, a do tego dołączył wizyty na Lhotse i K2. Ogólnie więc w kolekcji ma aż 39 wejść na ośmiotysięczniki, co także jest osiągnięciem rekordowym. To jednak Everest sprawił, że przebił się na nagłówki. Pierwszy raz na jego szczycie stanął jako 24-latek w 1994 roku i od tego czasu wraca tam niemal każdego maja.

 

Ktoś może powiedzieć: „Phi, Everest?! Przecież tam to nawet grającego na fortepianie grubasa wciągną, jeśli zapłaci”. Abstrahując od dyskusyjnej prawdziwości tego stwierdzenia, to Kami Rita i inni Szerpowie są tutaj właśnie tymi, którzy będą wciągać owego grubasa i jego przyciężki instrument, a to raczej zadania im nie ułatwia.

 

Może Czomolungma nie budzi takiej grozy jak niegdyś, ale o ile mi wiadomo cały czas ma 8848 (lub 8850) m n.p.m. i już sam ten fakt sprawia, że jej zdobycie pozostaje wyzwaniem dla wielu nieosiągalnym. Oczywiście od strony sportowej na pewno większe wrażenie robiłby fakt, gdyby za każdym razem Szerpa wchodził nową drogą, a w dodatku zimą, tyłem i w baletkach. Tyle że wejścia komercyjne wymuszają drogi normalne i jak najbezpieczniejszy styl.

 

Wejścia komercyjne na Mount Everest

I teraz ktoś może wyskoczyć i krzyknąć „Aha! Wejścia komercyjne! Wspinaczka na Everest to dla Szerpów praca, więc nie ma się co ekscytować, że któryś z nich wchodzi tam co roku”. No cóż, dla Kamiego Rity wspinaczka to faktycznie źródło utrzymania i interes. W dodatku niemal rodzinny, gdyż jego ojciec był jednym z pierwszych Nepalczyków, którzy profesjonalnie wspomagali przybyszom w realizacji ich górskich marzeń. Smutna prawda jest jednak taka, że obaj zostali przewodnikami wysokogórskimi z powodu biedy i braku innych perspektyw. Z wywiadów wynika, że Kami Rita zadbał, by jego dzieci miały w życiu więcej opcji. Chociaż, swoją drogą, jeśli już decydować się na wymagający, odpowiedzialny i niebezpieczny zawód, to najwyższa góra świata wydaje się całkiem niebrzydkim miejscem na biuro.

 

Oczywiście warto wspomnieć, że chociaż Kami Rita jest rekordzistą, a jego wyczyn robi niesamowite wrażenie, to nie jest ewenementem. Sporo jego rodaków także bywa na Górze Gór częściej niż statystyczny Polak w bibliotece. Kilku stawało na Evereście ponad 20 razy, a wielu ma na koncie kilkanaście wejść. Do tej ostatniej kategorii łapią się także wspinacze spoza Nepalu – Dave Hahn, Kenton Cool i Willie Benegas. Można więc zakładać, że ktoś w końcu dotrze do magicznej granicy 30 wizyt na najwyższej górze świata. Czy będzie to sam Rita? Nie można tego wykluczyć, bo już kilka lat temu zapowiadał, że po 25. wejściu przejdzie na emeryturę. Ale jak widać, do odwieszania raków na kołku mu się nie spieszy. Ma też 52 lata, więc przy Yūichirō Miurze, który wszedł na Mount Everest, mając 80 wiosen, jest w zasadzie młodzieniaszkiem.

 

Zapomnijmy jednak na chwilę, że Szerpowie w górach są w pracy i zastanówmy się, czy wchodzenie co roku na ten sam wierzchołek może w ogóle dawać radość i satysfakcję. Moim zdaniem zdecydowanie tak. Sam mam w górach wiele miejsc, gdzie może nie pojawiłem się 26 razy, ale bywałem całkiem często i mimo to nie planuję wykreślić ich z listy swoich wyjazdowych celów. Zresztą Wy na pewno też znaleźlibyście takie wierzchołki, przełęcze czy schroniska. I jestem przekonany, że chętnie wracalibyście tam znowu i znowu. Góry chyba po prostu nie mogą się znudzić, ponieważ za każdym razem potrafią zaskoczyć i pozwalają odkryć oraz przeżyć coś zupełnie nowego.

 

Dla odmiany – chociaż lubię zwiedzać – to odwiedziny jakiegoś zabytku czy muzeum raz na dekadę to dla mnie zdecydowanie wystarczająca częstotliwość. Gdyby ktoś kazał mi w każde wakacje śmigać na przykład na Wawel, to po trzech latach popełniłbym harakiri Szczerbcem.

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do