Reklama

Everest vs inne góry: dlaczego tyle kontrowersji?

Szczerze mówiąc to miało być o Beskidach. Ale zmieniłam plan, bo gdy piszę te słowa, na Evereście zrobiło się okno pogodowe i ruszyły ataki szczytowe. I w polskim internecie zawrzało. Bo choć hejterów wszędzie wielu, to mam wrażenie, że w dyskredytowaniu bliźnich Polacy, niestety, przodują.

 

Ja akurat Everest lubię, tak więc bronię go niczym lwica, bo ma góra pecha, że jest najwyższa. Innych, tych niższych, nikt się nie czepia. Kogo na przykład obchodzi, co się dzieje na Dhaulaghiri czy Kanczendzondze, skoro wysokości tam niższe i nazwy trudniejsze do zapamiętania. W sumie, to powinnam się już do tych internetowych wpisów przyzwyczaić - że wystarczy zapłacić to wniosą, że każdy może wejść, że przecież niedługo na szczyt wybudują kolejkę, że wchodzą tam nawet ci, co raków nie umieją założyć, i że to przecież nie ma nic wspólnego ze wspinaniem.

 

Za każdym razem, gdy coś takiego czytam/słucham, zastanawiam się, jaką motywację mają autorzy tych nie tylko bzdurnych, ale i krzywdzących słów. Zazdrość? Żal, że samemu się w takiej wyprawie nie uczestniczy? Założenie: nie znam tematu, ale się wypowiem? Ciekawe, że w dyskusjach zabierają głos także himalaiści, którzy na Evereście byli i wchodzili dokładnie tą samą drogą, co wszyscy - oczywiście przy użyciu tlenu (przypomnę, że mamy tylko jednego Polaka, który wszedł na Everest bez tlenu z butli, a był nim w 2005 roku Marcin Miotk) i, a jakże, korzystając z założonych przez Szerpów poręczówek. W tym przypadku chyba działa mechanizm "starych dziadków" - za moich czasów było inaczej, więc nikt dorównać mi nie może.

 

Wyszukiwanie różnych "ale" to nasza domena. A nie można tak po prostu przyjąć, że fajnie, iż ktoś lubi góry, że spełnia swoje marzenia, że próbuje, a wręcz walczy (nawet nie tyle z górą, ile ze swoimi słabościami), co w żadnym wypadku proste nie jest? Czy ciągle w tym naszym górskim środowisku (początkowo chciałam użyć słowa "piekiełku") musimy się licytować, ścigać, wpasowywać na siłę w siermiężną otoczkę, a słowa "wyprawa komercyjna" używać z największą pogardą?

 

No właśnie, tylko jaka jest definicja "wyprawy komercyjnej"? Z pomocy organizacyjnej agencji korzystają wszyscy. Przykładowo na Broad Peaku byłam z tą samą agencją, która organizowała wyprawy "narodowe" programu Polski Himalaizm Zimowy. Na wyprawie na Lhotse jadłam w tej samej mesie co Nirmal Purja, czyli słynny Nims. Z poręczówek na klasycznych drogach korzystają wszyscy. Nikt mi nie powie, że himalajskie tuzy ich nie tkną. Korzystanie z pomocy Szerpów? Owszem, istnieje (bardzo mała) grupa ideowców. którzy podkreślają, że są zupełnie samodzielni i wielki dla nich szacun. Ale prawda jest taka, że większość nawet najbardziej znanych wspinaczy swoich Szerpów ma, tyle że nie zawsze się do tego przyznaje.

 

A tak w ogóle, to moim zdaniem, aktywności górskie mają tak wiele różnych odmian, że wkładanie ich do wspólnego worka nie ma sensu. To trochę jak z rowerami – ktoś, kto jest dobry w ściganiu się na szosówce, nie musi radzić sobie ze skakaniem po wykrotach w ramach downhillu czy akrobacjami na rowerze freestyle`owym. I w odniesieniu do gór - himalaista zazwyczaj nie ma co się mierzyć ze wspinaczem panelowym, a kto robi imponujące trudności na El Captain, może nie poradzić sobie na najprostszej drodze na ośmiotysięczniku, bo złapie go choroba wysokościowa.

 

Powiem szczerze - ja osobiście bardziej cenię wchodzącego na Everest turystę wysokościowego, który nie dorabia do swojej wyprawy żadnej teorii i po prostu dąży do wyznaczonego celu, niż krytykujących owych "turystów" "prawdziwych" himalaistów (-stki), podkreślających swoje – rzekomo - sportowe nastawienie.

 

W wielu przypadkach mam wrażenie, że więcej jest autopromocji niż rzeczywistej radości z gór. Marketing staje się ważniejszy od pasji, a nadmuchane ego nie dostrzega, że góry są dla szerszego grona niż im się wydaje. A jak ktoś twierdzi, że nie lubi "tłumów" (dziwne, że nie mówi się tego np. o Mont Blanc, czy Elbrusie, gdzie przecież wchodzi dużo więcej osób niż na Everest), zawsze może jechać na dziewicze szczyty, których ciągle jeszcze trochę jest. Że niższe? Coś za coś.

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do